Rozdział 18.2.

60 9 5
                                    

Tym razem nie dostałam posiłku do komnat. Ry zaprowadziła mnie długim korytarzem do zupełnie innego pomieszczenia. Po drodze pokazywała mi każde pomieszczenia i tłumaczyła, co tam jest albo do kogo należą. Nie rozumiałam tej otwartości teraz do mnie. Pokazała mi także komnaty Imy, ale nie pozwoliła tam wejść. Stwierdziła, że idziemy na kolację i po niej, jeśli będę chciała, możemy odwiedzić moją służkę. Rozglądałam się uważnie. Strażnicy w mundurach Liberii stali co kawałek na korytarzu, niemal jak posągi. Ry stwierdziła, że jutro będzie ich stało znacznie mniej, a wkrótce żadnego z nich nie zobaczę. To akurat bardzo mi odpowiadało. Zeszłyśmy wielkimi schodami, lekko krętymi piętro niżej. Po lewo był długi korytarz, a po prawo drzwi, teraz lekko uchylone. Dowiedziałam się, że korytarz prowadził do innych części mieszkalnych, między innymi Akera.

W dość przyjemnie wyglądającym pomieszczeniu ustawiono spory stół i na nim potrawy. Ale tylko dwa krzesła. Jednak pomieszczenie nie było jadalnią, jakiej można byłoby się spodziewać. W rogu niedaleko kominka ustawiono fotele. Były też regały z księgami. Ale moją uwagę przykuł obraz nad kominkiem, przedstawiający przepiękną kobietę w zbroi, a obok niej Akera. Ich oczy były takie żywe. Wyglądali na szczęśliwych. I naprawdę pasowali do siebie.

- To Mira, jeszcze przed ostateczną walką. – skinęłam jedynie do Akera. Usłyszałam cicho zamykane drzwi. Zostaliśmy sami.

- Twoja żona raczej nie jest szczęśliwa, widząc ten obraz.

- Lisa tu nie zachodzi. I fakt, nie jest szczęśliwa, że mam jakiekolwiek pamiątki po Mirze. – uśmiechnął się lekko, podając kieliszek. – To moje prywatne skrzydło. Spędzam tu czas, gdy chcę odpocząć od wszystkich i wszystkiego.

- A co ja tu robię? – nie odpowiedział. Odszedł i wrócił w lustrem. Było cieżkie, ale pewnie przez zdobioną ramkę. Uniósł tak, bym mogła zobaczyć swoje odbicie.

- Spójrz na siebie i na nią. – wyszeptał. Lekko parsknęłam, ale zrobiłam, o co mnie prosił. Patrzyłam na swoje odbicie. Ułożone do tyłu i splątane w warkocz włosy, rysy twarzy, nos, usta i te oczy. Widząc swoje odbicie, patrzyłam teraz na obraz. Porównywałam. – Jesteście bardzo podobne. Masz jej charakterek. Jej nos i usta. Ale oczy masz inne. – i spojrzał na obraz. Odsunęłam się od niego.

- Nie pozwolę, byś mieszał mi w głowie. – warknęłam widząc, czyje mam oczy. Ten sam kształt, barwę. Przerażało mnie to, do czego wszystko prowadziło. Czyżby moje życie było kłamstwem? Moją matką nie była osoba, którą uważałam za matkę?

- Mam znamię. Przekazywane z pokolenia na pokolenie. Mały brązowy półksiężyc. Mam go za uchem. Eva ma na skroni. Gdzie twój? – jego głos był tak łagodny.

- Nie mam. – ale doskonale wiedziałam, o czym mówił. Matka zakrywała go. Patrzyła na niego ze złością i podziwem jednocześnie. Kiedyś wywarczała, że jestem naznaczona i to mnie zgubi. Sądziłam, że chodziło jej o moje zdolności. Mój głos drżał, gdy próbowałam mu wmówić, że takiego nie mam.

- Poczekam, aż mi zaufasz. – uśmiechnął się lekko i wskazał na stół. Jak mogłabym teraz cokolwiek zjeść?

Usiadłam jednak grzecznie na wskazanym miejscu. Zasunął za mną krzesło i obszedł stół. Siedziałam plecami do obrazu, ale widziałam jego oczy, gdy zerkał to na mnie, to na obraz. Czy to możliwe, że aż tak kochał Mirę?

- Pamiętam opowieści o tobie i Mirze ... i o Lisie. Piękne historie. Ale ...

- Nie są piękne. Powiedziałbym, że tragiczne w skutkach. Straciłem Mirę, choć wszyscy wiemy, że żyje. Whiro także jej szuka, dlatego musiałem cię mieć tu zanim siostra wzięłaby cię na przesłuchanie.

- Jakim cudem Whiro nas sprzedała, skoro ponoć tak bardzo mnie chciała?

- Nie sprzedała ciebie. Sprzedała mi Baala. Na umowie jednak był dopisek, że kupuję go z całym jego majątkiem. Porzuciłem jednak jego dom, a pracowników puściłem wolno z kupcami. Należałaś wtedy do niego, jako niewolnica. Byłaś jego majątkiem, zatem zgodnie z umową, teraz należycie do mnie. Wszyscy.

- Oszukałeś ją. Nie odpuści.

- Wiem. – i to wszystko. Krótkie stwierdzenie, że zdaje sobie sprawę ze złości siostry, ale nie wydawał się tym przejmować. Pewny siebie, czy głupi?

- Ona ma wojska. Ma też różne istoty...

- Wiem doskonale, co ma w posiadaniu. Różnicą jest posiadać niewolników gotowych walczyć o wolność, a żołnierzy w pełni oddanych sprawie.

- Niewolników można przekupić... - odpowiedziałam sobie cicho. Aker jedynie uśmiechnął się i upił łyka wina ze swojego kieliszka.

Kolacja minęła w ciszy. Niewiele zjadłam, mając wciąż mętlik w głowie. Aker nie wymagał ode mnie żadnych rozmów. Wyglądało jak gdyby cieszył się po prostu tym, że byłam. A ja nie znałam go od tej strony. Byłam uczona, ostrzegana przez wszystkich. Władca Liberii miał być tym złym, zdradzieckim mężczyznom, który odwrócił się plecami od tych, którzy walczyli w jego wojnie. Ludzi i nieludzi nie dotyczył konflikt pomiędzy rodzeństwem. Wszyscy zostali wciągnięci w ich grę o władzę. A później? Osady odbudowano. Whiro i Aker podpisali porozumienie i każdy poszedł we własnym kierunku. Ale co z tymi, którzy stracili wszystko i wszystkich? Widziałam, jakie rany wywołała ta wojna – i nie mówię o tych widocznych fizycznie. Przypominam sobie rozpacz w oczach matki, opowieści Hope i Sama. Wiedząc to wszystko i widząc, jak wygląda Liberia, a jak Duat twierdzę, że ta walka była na marne. Whiro nadal króluje u siebie, potężna. Ma swój świat, swoją armię. Nadal tworzy różne gatunki. Nadal krzywdzi ludzi i podwładnych, porywa niewolników z różnych innych krain. A co robi Aker? Nic. Siedzi sobie w swoim świecie, otoczony zaufanymi ludźmi. Jeździ sobie do siostry na Arenę oglądać walki. Widziałam ich razem – nie wyglądali na wrogów. Siedzieli razem, rozmawiali, oceniali. Pomiędzy nimi nadal trwa wojna i wciągają w nią kolejne osoby. Ilu jeszcze musi stracić przez nich życie? 

Nowe miasto - Liberia IIIWhere stories live. Discover now