Rozdział 22.1.

10 3 0
                                    


Ry i Ima nie pytały właściwie, co się stało. Kiedy wróciliśmy, zsiadłam z konia i ruszyłam przed siebie, wprost do komnat. Nikt się nie odezwał, nikt mnie nie wołał. Nie, nie popełniłam błędu. Ale nie tak chciałam, by ktokolwiek się dowiedział. Zwłaszcza w takich okolicznościach. Nie w takiej formie. Nie mogłam się pozbierać. Wyszorowałam się i wypłakałam w łaźni, by móc stanąć przed kimkolwiek w pełni sił.

Gdy jednak wyszłam ubrana w świeże ciuchy, w pokoju panowała dziwnie napięta atmosfera. Dopiero po chwili zauważyłam siedzącego Akera. Dziewczyny prawie stały na baczność, co tylko mnie rozłościło.

- Cieszę się, że już go z siebie spłukałaś i możemy przejść do konkretów.

- Nie masz prawa mi wybierać, z kim będę się pieprzyć. – wywarczałam, wciąż kipiąc złością za to wszystko. Nie chodziło tylko o to, jak Bal i Garm dowiedzieli się o moim ojcu, ale o to, że całe moje życie było kłamstwem.

- Obawiam się, że mam. – nabrał głębiej powietrza, jakby i on starał się uspokoić. – Przepraszam, nie powinienem się wtrącać, ale nie popełniaj moich błędów. Z Balorem rozmówię się osobiście później.

- Ani się waż.... – dostałam jego mocą. Ry i Ima padły praktycznie na kolana. Ja utrzymałam się w pionie, choć im dłużej z tym walczyłam, tym bardziej bolało.

W jednej sekundzie atmosfera w pomieszczeniu się zmieniła. Nasze magie walczyły ze sobą. Staliśmy naprzeciwko siebie. Moje włosy się skręciły i nie byłam pewna na jaki kolor. Wiem, że teraz miałam dokładnie te same czarne, demoniczne oczy, co on. Tacy sami, mimo wszystko. Nie posunęliśmy się dalej, po prostu pozwoliliśmy naszym mocom się spotkać, chwilę powalczyć. Jak przez mgłę kojarzę, że otworzyły się drzwi i ktoś wszedł. Jednak byliśmy zbyt zajęci pojedynkiem. Jeszcze nie na śmierć i życie, ale niewiele brakowało, by się w to zmienić. Czułam się wyczerpana nie tylko naciskiem jego mocy, jakże potężnej, ale powstrzymywaniem swojej. Nie chciałam go zabić. Chciałam zranić. Warknął. Oblizałam się. I dopiero poczułam metaliczny posmak. Krwawiłam. A zatem wyczerpywałam się. Wiedziałam, co się potem stanie i że będę bezbronna, nieprzytomna. A mimo to walczyłam dalej. Przekraczałam kolejną granicę wytrzymałości, trzymając najgorszą część mojej bestii ostro wy ryzach. Nie chciałam ich wszystkich zabić. Nogi lekko ugięły mi się w kolanach, ale walczyłam dalej. Wiem, że Aker także nie pokazał całej swojej mocy. Czułam to. A potem poczułam, jak nadchodzi nicość. Bestia zawyła. Zaczynałam widzieć coraz słabiej. Obraz mi się rozmazywał. Traciłam to. Kontakt z rzeczywistością. I wtedy to usłyszałam... jego cichy szept: „Odpuść". Nie był on rozkazem. Raczej prośbą. Głos Akera był delikatny, niemal pieszczotliwy. Czułam, że nie chciał dalej tego ciągnąć. I zrobiłam to, odpuściłam. Padłam na ziemię, ale nie dotknęłam jej. Unosiłam się w powietrzu. Jak przez mgłę usłyszałam jego ciche słowa, tuż po tym, jak pocałował mnie w czoło z taką czułością.

- Zajmij się nią. Jesteś w tym dobry. – po czym wyszedł. A ja pozwoliłam zabrać się nicości. Nareszcie mogłam odpocząć.

Budziłam się wielokrotnie. I nigdy sama. Czasem była przy mnie Ry, czasem Ima. I zawsze któryś z żołnierzy. Ale tylko trzech na zmianę – Fenrir, Garm i Balor. Nikogo więcej nie wpuszczano. Czułam się naprawdę bezpieczna.

Nowe miasto - Liberia IIIWhere stories live. Discover now