Rozdział 18.1.

42 9 1
                                    

Patrzyłam na wielkiego Akera, który teraz ledwo panował nad swoją przemianą. Po dziewczynie przy ścianie widziałam, że i ona nie miała do czynienia z takim jego stanem. Czyżby jednak kwestia Miry, dawnej kochanki, tak bardzo go poruszała?

- Moją matką nie jest Mira, której tak wszyscy szukają. Moją matką jest zwykła kobieta żyjąca z roli. Nic więcej.

- Może cię porzuciła... - wyszeptał. Ale po chwili przyjrzał się mi uważnie. – Teraz to twój dom. Odpocznij. Jutro wrócimy do rozmowy. Jak bardziej mi zaufasz, będziesz mogła wychodzić ze swoich komnat. Teraz wolę nie ryzykować. – uśmiechnął się i odszedł równie bezszelestnie, co wszedł. Zanurzyłam się całkowicie pod wodę i leżałam tak przez chwilę, uspokajając nerwy.

Tego dnia niewiele udało mi się zrobić. Sprawdziłam każde zabezpieczenie komnat oraz wystawiłam na niejedną próbę strażników przy drzwiach. Niestety teraz siedziałam znów na poduszkach, ubrana w czyste skórzane spodnie i tunikę do kolan oraz niesamowicie wygodne botki, a przede wszystkim – bardzo ciche. To ułatwiało mi zadanie, ale nadal tak strasznie się nudziłam. Owszem, komnata była piękna i jakże wygodna. Ale to nadal luksusowe więzienie. Ry przynosiła mi posiłki i przekąski, nie miałam jednak apetytu. Zatem byłam znów w Liberii, tym razem jednak jako więzień samego Akera. Gdzieś tam był też Baal i Ima. Spełniło się też jedno z moich marzeń – w końcu byłam w Alapin. Chciałam zobaczyć to miejsce, poznać zakątki, zobaczyć jak mieszkają najbogatsi. Teraz byłam tu uwięziona. Z okna widziałam widok na przepiękne ogrody otoczone wysokimi murami. Było tu tyle zieleni, kwiatów. Nadal jednak było to więzienie. Widziałam też przepiękną dziewczynę, z blond długimi włosami, anioł. Zwróciłam na nią uwagę, bo była taka beztroska, chichocząc do innych dziewczyn. Ubrana w zwiewne i jakże drogie szaty. I wiedziała o mnie – bo podczas spaceru spojrzała dokładnie w moje okno. Jej uśmiech zniknął, a ona przyspieszyła kroku.

Otworzyły się drzwi, nieco strasząc kruka, który siedział na kracie i wyjadał mi z dłoni okruszki, które mu podawałam. Był tak idealnie czarny.

- Witaj pani. – głos Ry był mocno spięty. Obejrzałam się na nią. Patrzyła z niemałym przestrachem na mnie. Uspokoiła się dopiero, gdy kruk odleciał.

- Nudzę się. – powiedziałam wprost. – Piękne komnaty, ale co ja mam tu robić? Czekać, aż wielki Aker przyjdzie porozmawiać?

- Daj czas by wszyscy się oswoili. Pan boi się, że uciekniesz, nim zdąży cię poznać. Ale ograniczenie cię w tych komnatach jest także dla bezpieczeństwa. Nie wszystkim się podoba, że pan sprowadził tu kogoś i zamknął. Tym bardziej, że jesteś młodą, płodną dziewczyną. W komnatach niedaleko jest zamknięta twoja służka. Jest o wiele... grzeczniejsza od ciebie. – uśmiechnęłyśmy się do siebie w porozumieniu.

- A mężczyzna ?

- Z tego, co mi wiadomo, jest zamknięty w lochach. Został z wami przywieziony, ale pan nie darzy go sympatią. Nic mu nie jest, jeśli chcesz wiedzieć. Ale do niego z pewnością cię nie zaprowadzę. – skinęłam porozumiewawczo.

- Dlaczego my jesteśmy tutaj, a Baal w lochach?

- Pan był bardzo zły za to, co zrobił mężczyzna i na co cię naraził. – czyli nie tylko ja się wściekam za arenę? Aker widział, że chciałam zabić Baala za to, co mi zrobił. Dlaczego zatem go nie zabił tylko wrzucił do lochów? Skinęłam Ry głową, że zrozumiałam.


Nowe miasto - Liberia IIITahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon