Rozdział 8.1

106 13 5
                                    

Zeszłam na dół na wciąż nieco zbyt sztywnych nogach. Zasnęłam o świcie w fotelu przy oknie, a to z pewnością nie było dla mnie wygodne. Przespałabym się jeszcze, ale z dołu dochodziły nieziemskie zapachy. Na tyle kuszące, że nie przejmując się lodowatą wodą w dzbanku, przemyłam się szybko i zbiegłam na dół.

Hope nawet nie patrząc na mnie, nałożyła sporą porcję na talerz, na drugim ułożyła kilka bardzo grubych pajd świeżo upieczonego chleba. Do kubka właśnie wlała jakiś gorący napój. Nie znałam go po zapachu. Z pewnością słyszała mnie już chodzącej po górze, więc nie musiała się odwracać, by mnie powitać. Czy ja powinnam to zrobić pierwsza, wchodząc do Karczmy Sama?

- Zjemy przy stole, dobrze? Nie lubię jedzenia przy barze, bo kojarzy mi się z pośpiechem. Upominam Sama, by tego nie robił, ale on zawsze w pośpiechu. Pomożesz mi, prawda? – nawet nie czekała na moją zgodę, po prostu ze swoją porcją ruszyła w stronę stolika, przy którym wczoraj siedziałam z Samem.

Nie pozostało mi nic innego, jak uczynienie tego, czego chciała Hope. Patrzyłam, jak idzie i nie mogłam sobie jej wyobrazić wśród Czarnych Kruków. Jak tak łagodna dziewczyna, jak ona, przeżyła tak krwawą wojnę? Ruszyłam się jednak, by nie wyglądało to zbyt podejrzliwie. Chwyciłam talerze i kubek, nieco chwiejnie podeszłam do stolika i usiadłam naprzeciwko dziewczyny. Bił od niej taki spokój. Moja bestia była przy niej taka ospała. Może to właśnie było największą bronią Hope? Działała z zaskoczenia? A może trucizną? Jako medyk miała dostęp do wszelkich środków. Z drugiej strony nie otrułaby mnie przecież teraz, gdy Sam dał mi schronienie na noc, prawda?

- Wczoraj Sam wrócił bardzo przygnębiony i nie spał pół nocy.

- Przepraszam. Nie chciałam go doprowadzić do takiego stanu. Ja po prostu...

- Potrzebowałaś informacji a tylko my mogliśmy ją ci podarować. Rozumiem. Sama długo próbowałam dowiedzieć się, co stało się ze wszystkimi po wojnie. Jeszcze jakiś czas mieszkałam w Liberii, ale... są sytuacje, z którymi po tym wszystkim trudno byłoby mi żyć i nigdy nie pogodziłam się z wyborami niektórych osób.

- Zawieszenie broni pomiędzy Whiro a Akerem?

- Nie. – zaśmiała się. – To akurat powinno nastąpić znacznie wcześniej, nim obie strony tyle straciły. Nie ukrywałam nigdy, że byłam przeciwko działaniom prywatnym Akera. Nie toleruję Lisy jak kobiety przy Akerze. To nie powinno być jej miejsce.

- To miejsce Miry, prawda? – Hope jedynie skinęła głową. Sam mówił, że obie z Mirą były w laboratorium Whiro. Przyjaźniły się pewnie. Dlaczego więc nie uciekły obie?

- Dlaczego chcesz tyle o tym wiedzieć? Nagle postanowiłaś przyjąć zlecenie Akera na odszukanie Miry? Wiem, że wszyscy ci tego odradzają. I ja też to zrobię. Ale z innych powodów. Nie warto mieszać się w ich sprawy, bo można wiele stracić. Mira poświęciła naprawdę wiele i życzę jej spokoju. Pragnęła odnaleźć swoje miejsce i mam nadzieję, że tak właśnie teraz się czuje. Po tym, co przeszła, naprawdę zasługuje na to, by wieść spokojne życie tam, gdzie chce. Jeśli będzie gotowa, wróci do nas. Ale jeszcze nie teraz. Zbyt poraniona wyszła z tego wszystkiego.

- Ty wiesz, gdzie ona jest, prawda?

- Nigdy nikomu nie powiedziała. Ale tak, czuję ją. Każdy, kto był z nią związany, poczułby jej śmierć. Cały jej oddział czuje jednak ból i ogromny smutek. Moje serce krwawi, gdy czuję to, co ona. Chociaż próbuje pewnie zamknąć się na nas, nie potrafi. Każdy z naszego oddziału odczuwa siebie. Wiem, kiedy dzieje się krzywda któremuś z nas. I czułam, gdy umierali. Dlatego proszę cię, zaprzestań poszukiwań.

- Ja muszę znać prawdę, Hope. Po prostu muszę.

- Dlaczego? Masz życie, może nie najlepsze, ale je masz. Masz matkę, która cię kocha. Arima dba o swoich. Owszem, jest wycofana i trudna w obyciu, ale martwi się o ciebie i bardzo cię kocha. Nie chciałabyś chyba tego stracić?

- Uważasz, że znalezienie Miry i poznanie prawdy spowoduje utratę tego co mam?

- Ja to wiem. Niektóre prawdy nie powinny być odkryte, a niektóre tajemnice rozwiązane. – złapała moje dłonie, przesyłając swoją energię, swój spokój. – Pomyśl inaczej, co masz do zaoferowania Mirze? Co ją czeka w Liberii? Whiro będzie chciała się na niej zemścić. Aker ma Lisę i swoją córkę. – to ostatnie wypluła, przez co wiedziałam, jak bardzo nienawidzi partnerki Akera. – Dla Miry Aker był wszystkim, całym jej światem i życiem. Dokonał wyboru. Już dawno temu, gdy tylko Mira była w laboratorium. Przecież mają Evę. Gdzie jest miejsce dla Miry? Ona dokonała najtrudniejszego wyboru z możliwych i była zupełnie sama, gdy dosięgły ją konsekwencje. Wiem, bo umierałam z bólu wraz z nią. Ani ona, ani Aker nie są gotowi, by ponownie stanąć naprzeciwko siebie.

- Jak często się z nią widujesz? Bardzo dużo wiesz....

- Nie widuję jej. Jesteśmy połączeni ze sobą. A ja czuję znacznie więcej niż inni. To mój dar i moje przekleństwo. – uśmiechnęła się do mnie i zaczęła jeść.

Wiedziałam, że to był koniec. Zdziwiło mnie, że znała moją matkę i jej imię. Sądziłam, że nikt jej nie znał. Ale widać Hope wie znacznie więcej, niż nam by się mogło wydawać. Zaczęłam jeść dziwną potrawę. Skrzywiłam się przy pierwszym kęsie. Hope wybuchła śmiechem i mi wytłumaczyła, co to takiego. Nigdy nie jadłam jajecznicy. Dziwna potrawa, chociaż bardzo smaczna. Do tego świeżo pieczony chleb. A w kubku słodka herbata, której także nie piłam dotąd. Nie stać nas było na takie rarytasy. Hope opowiadała, że Enos znalazł parę kur, które dawały jajka. Niewiele, ale na szczęście dla nas, nikt tego nie je. Mężczyźni stąd wolą mięso od samego rana. Słodka herbata natomiast to zakup od przejezdnych handlarzy. Widać stać ich na to, by kupować takie luksusowe dobra. Nie chciałam jednak prosić Hope o dokładkę i dolewkę. I tak nie chcieli ode mnie ani grosza za nocleg, a do tego jeszcze śniadanie. Z drugiej strony Hope zawsze mnie lubiła. Kiedyś, gdy byłam znacznie mniejsza i potrzebowałam czułości, to do niej właśnie przybiegałam. Zawsze miała dla mnie czas. Otwierała ramiona i pozwalała się wtulać. Arima jest moją matką, ale to Hope była moją ciotką.

Wszystko się zmieniło, gdy dorosłam. Stałam się odpowiedzialna za siebie i za matkę. Odsunęłam się od współczujących oczu Hope. Nie mogłam znieść tego, jak na mnie patrzyła. Nigdy nie zaproponowała, byśmy z matką się do nich przeniosły. Co prawda, Arima nigdy by się na to nie zgodziła, ale liczyłby się sam fakt, prawda?

Nowe miasto - Liberia IIIWhere stories live. Discover now