Rozdział 16

46 10 5
                                    


Stałam z Imą niedaleko wyjścia na arenę. To już kolejna walka, każda kolejna coraz brutalniejsza. Baal stracił już trzech gladiatorów. Ale siedział niedaleko Whiro, ze swoją maską zwycięzcy i mężczyzny, którego nic nie potrafi wzburzyć. Ale widziałam jego oczy, pełne ognia. Gdyby tylko mógł, spaliłby to wszystko. Ja całkiem podobnie.

Whiro po drugiej walce zarządziła zmiany – jakże to nietypowe dla tutejszej areny. Wszyscy panowie wpuszczali po jednym ze swoich gladiatorów plus jeden z gości. Wygrywał ten, który pozostał żywy. Brutalna walka. Bez zasad. Z użyciem broni. Każdy miał ostrze. A my z Imą wplątywałyśmy ostrza w długi warkocz kolejnego zawodnika. Starałyśmy się, by jego ubiór był jego bronią. To samo robili inni. Kto straci wszystkich, sam będzie musiał wystąpić. Nic dziwnego, że Baal obawiał się utraty kolejnych zawodników. Nie rozumiałam tej zasady – w jeden dzień można stracić dosłownie wszystko. A przecież zakup i trening nowego gladiatora wymaga czasu.

- Jeśli nie przeżyje żaden gladiator, a Baal zostanie wepchnięty na arenę, kto się nami zajmie? – spojrząłam na przerażoną Imę. Młódka nie była w stanie walczyć o siebie. Nie tak, jak ja. Czy mogłabym ją obronić?

- Nie wiem. Musimy zrobić wszystko, by do tego nie doszło. – skinęłam do niej lekko głową i wróciłam do pracy. Sama się nad tym zastanawiałam.

- Jeśli nie przeżyję tego starcia, dopilnujcie, by zaniesiono to do mojej rodziny. Tu jest adres. Rodzina ma dostać moje rzeczy. Musi. – spojrzałam na gladiatora.

- Jeszcze nie wyszedłeś na arenę, a już dobijasz targu?

- Nie rozumiesz. Ja wiem, że nie przeżyję. Niech rodzina dostanie to, co należy do mnie. I niech nie przejmuje się pogrzebem, będą od jutra znacznie droższe. Szkoda ich pieniędzy. – to mnie zdziwiło. Ima złapała za kartkę.

- Dopilnuję, by dostali to, co im obiecane i by pamięć o tobie nie zginęła. – ścisnęła mu delikatnie palce. Zdziwiła mnie moc jej słów, nigdy tego nie słyszałam. Gladiator delikatnie pocałował ją w czoło, po czym wyszedł na arenę z krzykiem zwycięstwa.

Walka jednak dla niego była zbyt krótka. Zdążył zabić dwóch, nim dostał jeden cios prosto w kark, umierając nim padł na ziemię.

- Został jeden. – wyszeptała Ima. – Tylko jeden, nim zostaniemy oddane nowemu władcy. – ścisnęła mnie mocno za dłonie – Nie pokazuj im słabości, nie pokazuj, że się znamy, lubimy, przyjaźnimy i chronimy. Oni to wykorzystają. Dopóki masz siłę, walcz i uciekaj. – po czym odeszła w głąb korytarzy.

Patrzyłam na Baala. Na jego gniew, gdy Whiro przemawiała do niego z tym swoim szyderczym śmiechem. Już dwóch panów posłała na arenę. A nam pozostał jeden gladiator. Aker wystawił swoich żołnierzy. Whiro swoich. A mój pan wstał.

- Wystawiam nową osobę, choć przed ukończonym treningiem. Obyś, pani, miała dobre widowisko. – mówił przez zęby, a potem spojrzał w dół na arenę.

Poczułam pchnięcie. Straż wypchnęła mnie z pomieszczenia gladiatora. Upadłam w samym przejściu, zaplątawszy się w suknię. Śmiech publiczności był oszałamiający.

- Wystawiasz swoją dziwkę? – zapytała, wciąż śmiejąc się Whiro.

Ale Baal nie śmiał się wraz z nimi. Patrzył na mnie. Obdarzyłam go nienawistnym spojrzeniem. Gdybym mogła go teraz zabić. Obejrzałam się za siebie – właśnie zamykano mi jedyne wyjście z tego miejsca. Ktoś rzucił mi małe ostrze szydząc, bym uważała i się nie zacięła. Zacisnęłam zęby. Kątem oka widziałam przerażoną Imę, która wycofywała się w cień. Mądra dziewczyna. Jeśli wszyscy skupią się na walce, ona będzie miała szansę uciec. Odwróciłam głowę w stronę areny i zawodników. Miałam do pokonania paru gladiatorów, ale i całkiem dobrze wyglądającego żołnierza Whiro oraz bardzo niepozornie wyglądającego żołnierza Liberii. I to na niego będę musiała uważać. Przyjrzałam się też broni, którą posiadali. Musiałam zdobyć którąś, bo tym nożykiem nie byłam w stanie za dużo zdziałać. Nikt nie skupiał się na mnie. A gdy tylko usłyszałam gong rozpoczynający walkę, od razu wycofałam się do tyłu. Patrzyłam, jak mężczyźni walczą między sobą. Każdy sobie wybrał przeciwnika, a potem następnego. Nikt nie zwracał uwagi na mnie. Ale i nikt nie zwracał uwagi na dwóch żołnierzy stojących po drugiej stronie walczących. Oni mieli dokładnie tę samą strategię, co ja – niech najpierw większość się wybije, a potem zajmiemy się tym, który z tej walki ocaleje. Próbowałam wyglądać przy tym na najbardziej przerażoną, jaką tylko mogłam. Krzyk ofiar. Głośny doping publiczności. Krew bryzgająca wszędzie. Robiło mi się niedobrze, ale mój demon rósł. Napawał się tym widokiem. Zapachem. Chaosem. Cofnęłam się jeszcze bardziej. Oczy dwóch żołnierzy podążały za mną. Śledzili każdy mój ruch. To źle. Powinni mnie jednak nie doceniać. Uznać za słabe ogniwo. Dziewkę niewartą uwagi.

Walki się skończyły. Ocalały gladiator rzucił się na żołnierzy. Ten z Liberii odskoczył na bok nadal nie walcząc. Kolejnych dwóch starło się w boju. Ich ostrza cięły. Obaj dobrzy. Patrzyłam na nich próbując znaleźć słabe strony. Każda odniesiona rana jest dla mnie na wagę złota. Lejąca się krew osłabi ich w walce.

Pociągnięcie za włosy na tyle mocne, że przewróciło mnie na plecy. Stał nade mną z politowaniem żołnierz Liberii. Podniósł ostrze, celując pewnie w mój brzuch. Nie spodziewał się, że się wykręcę i nóż wbiję mu szybko trzy razy w udo, w trzech różnych miejscach. Nie przeciełam tętnicy, ale i tak sprawiłam mu ból. I zaskoczenie. Skowyt rannego. Odsunęłam się szybko. Ta tunika mnie spowalniała, a nie miałam teraz szansy. Nożem przeciełam tkaninę i rozcięłam ją na długość nóg. Teraz mogła swobodniej walczyć. Po drugiej stronie wojownicy przestali walczyć i patrzyli w naszym kierunku. Jak wilki, wyczuwające ofiarę, smaczny i krwawiący kąsek. Spojrzałam na ciała martwych gladiatorów. Musiałam zdobyć broń. Nie czekając na ich kolejny ruch, pobiegłam do stosu. W ostatniej chwili wyciągnęłam z ciała dwa ostrza na długość moich przedramion. Podniosłam nad głowę jedną z broni, osłaniając się przed atakiem żołnierza, drugim cięłam jego żebra. Ponownie odskoczyłam. Nie wiem, czy Baal wystawił mnie na pewną śmierć, czy jednak liczył na wygraną, ale nie pozwolę się tu zabić.

Uderzenie sprawiło, że powróciłam do walki. Miałam przed sobą już tylko dwóch żołnierzy. Tamten gladiator leżał za moimi plecami z poderżniętym gardłem. Atakowali mnie w tym samym czasie. Odpierałam ich ataki najskuteczniej, jak tylko mogłam. Próbowałam ich trzymać na dystans, ale byli naprawdę dobrzy. Nasze rany osłabiały nas. Miałam coraz więcej ran, ale nie zwracałam na nie uwagi. Musiałam walczyć do samego końca. Byłam słaba. Oni silni. Ale byłam bronią. Stanęłam pomiędzy nimi. A gdy tylko rzucili się na mnie, odskoczyłam na bok sprawiając, że wpadli na siebie. Mogłam sekundę odsapnąć, gdy oni walczyli ze sobą. Wyprostowałam się i przyjęłam pozycję do walki. Dokładnie tak, jak byłam od zawsze uczona. Zapomniana sztuka walki. Zamoczyłam palce w swojej krwi. Na czole narysowałam runy wspomagające walkę. Na policzkach dwie małe kreski. Wojownik.

Żołnierz Whiro wydał ostatni swój krzyk. Padł z kataną wbitą prosto w serce. Teraz stałam na wprost jedynego wojownika, jaki pozostał na arenie. Albo on, albo ja. Oboje to wiedzieliśmy. Wyciągnął swoją katanę z ciała, nie spuszczając ze mnie oczu. Uśmiechnęłam się do niego.

- Zatańczmy... - powiedziałam na tyle głośno, by usłyszał.

Po czym ruszyłam do walki. Zmyliłam go, że uderzam od lewej strony, gdzie celowo się odkrył. W ostatniej chwili jednak ukucnęłam, wbijając jedno z ostrzy w jego drugie udo. Ponownie trzy szybkie wbicia i odskoczenie od niego. Teraz miał rany na dwóch udach, zatem biegać za mną nie może. Uśmiechałam się czując krew na twarzy. Wiem, że moje oczy się zmieniały. Pragnęłam jego krwi. Trzymałam go na dystans. Atak i odskoczenie. Ruszył za mną i właśnie o to chodziło. Kopnęłam go w ranne udo, wdrapując się na niego. Zawiesiłam się na jego plecach, gryząc mocno jego szyję, wydzierając przy okazji kawałek skóry. Odskoczyłam i wyplułam w tym samym czasie, gdy złapał się z niedowierzaniem za nową ranę. Wystawiłam język i wydałam dźwięk, jaki mój demon chciał wydać – okrzyk walki. Ruszyłam na niego. Na to czekał. Ale ja prześliznęłam się pod nim, tnąc pachwiny i jego męskość. Złapał mnie jednak za włosy i szarpnął. Kopnął mocno w brzuch, jednak obroniłam się przed ciosem. Zranił mnie mocno. Moje włosy zaczęły się unosić. To był czas kończyć przedstawienie. Puścił mnie natychmiast czując magię wzbierającą we mnie. Rzuciłam się na niego, tnąc w szale. Jego krew pryskała na mnie, a ja się tym cieszyłam. Pragnęłam się w niej kąpać.

Ostatnie cięcie i żołnierz padł na arenę. Stałam nad nim z ostrzem. Leżał teraz bezbronny. Usiadłam na nich okrakiem. Patrzył jedynie na mnie z przerażeniem, niedowierzeniem, a chwilę potem z pogodzeniem. Wiedział, że umrze. Wyszeptałam modlitwę za jego duszę, naznaczając jego ciało runami. Tak, jak powinno się to zrobić. Wierzyłam, że teraz znajdzie swój spokój.

Wstałam i dopiero wtedy doszła do mnie cisza. Publiczność milczała. Spojrzałam na Whiro. Ale to Aker wydawał się najbardziej pobudzony tą walką. Mną? Przyglądał się mi zbyt czujnie. Whiro także wydawała się zbyt zainteresowana. Ale to wszystko wina Baala. Wystawił mnie wiedząc, że zrobię wszystko, by przetrwać. Spojrzałam mu w oczy z całą nienawiścią, jaką tylko w sobie posiadałam. Nawet nie kontrolowałam swojego ciała, gdy jedno z ostrzy rzuciłam właśnie w jego kierunku. Wbiło się w barierkę, na wysokości jego serca. Wtedy opadłam na kolana. Z niedowierzaniem zobaczyłam w ramieniu strzałki. Środek usypiający.

Padłam na twarz. 

Nowe miasto - Liberia IIIWhere stories live. Discover now