Rozdział 15

44 8 3
                                    

Zasyczałam podnosząc ciężkie wiadro wypełnione do połowy brudną wodą. Płyn wylał się ponownie na podłogę, przy okazji brudząc moją szatę. Nie byłam zadowolona z tego, jaka wciąż jestem słaba. Minął tydzień. Praktycznie nie opuszczałam piętra należącego do Baala. Jedynie Ima schodziła na dół do kuchni, by przynieść nam posiłki. Stałyśmy się sobie bliskie chociażby z tego powodu, że opiekowała się mną cały czas i wyręczała, gdy się przemęczałam. Była taka młoda i wydawać by się mogło, delikatna. Ale czułam w niej bunt tak ogromny, że czekałam tylko, kiedy naprawdę wybuchnie. Ale nie należała do dzikich. Nie zdradziła, skąd pochodzi, choć było widać, że z pewnością nie stąd. A skoro najemników tak długo nie było, musiała być naprawdę z daleka. Miała bardzo delikatną, prawie białą skórę i rudy gruby warkocz, który zaplatała każdego ranka. Jej zielone, niemal kocie oczy były zawsze czujne. Miałam wrażenie, że widzi znacznie więcej, niż nam się wydaje. Była zamknięta tutaj ze mną. Baal nie tknął jej, nadal była nienaruszona. Obie jednak spałyśmy przy kominku, na specjalnym posłaniu. Czasem Baal brał mnie do swego łoża. Nie osiągałam jednak przyjemności wiedząc, że przy kominku jest dziewczyna, która wszystko słyszy. Zawsze odwrócona do nas plecami, ale z pewnością nie śpiąca. Nie było już też tak intensywnie, jak kiedyś. Czy mężczyzna już się mną znudził?

- Daj, posprzątam. – a gdy wyrwała mi wiadro i ponownie przeciągała szmatą podłogę, usiadłam w swej brudnej halce na zimnej podłodze. Byłam taka beznadziejna. I tak bardzo chciało mi się spać. – Może się położysz?

- Nienawidzę siebie tak słabej. Kiedy będę mogła ....

- Dalej zabijać? – spojrzała na mnie bystro. – Słyszałam rozmowę strażników na dole. Od tygodnia nikogo nie znaleźli. Dlatego zaczęli przesłuchiwać mocniej tamte dziwki. Jak myślisz, ile wytrzymają tortur, nim cię zdradzą?

- One nigdy....

- Jesteś pewna? Dlaczego jesteśmy tu zamknięte? Pan chce, by wszyscy sądzili, że się tu zabawiamy cały czas. Ale jest zbyt... nerwowy, by ktoś dłużej w to wierzył.

- Skąd ty możesz o tym wiedzieć?

- Może i nie miałam w sobie mężczyzny, ale mieszkałam z czterema siostrami. Doskonale wiem, co to znaczy zaspokajać mężczyznę, zwłaszcza tak wymagającego jak nasz pan. – spuściła głowę i sprzątała dalej.

Sapnęłam zaskoczona. Ta mała wredna istota próbuje mi powiedzieć, że Baal poszuka sobie innej, bo ja już jestem dla niego nie wystarczająca? Poczułam wściekłość, ale i łzy napływające do oczu.

- Obyś dziś mocno spała. – wywarczałam. Podniosłam się z niemałym trudem i wyszłam z komnaty.

Wiedziałam, ze na końcu korytarza jest pusty pokój do treningów. I tego mi było trzeba. Ćwiczeń i powrotu do mojego wcześniejszego stanu. Tydzień to zdecydowanie za długo na leczenie. Potrzebowałam swojej siły.

Zgodnie z postanowieniem, przez kolejne dni zbierałam zapasy, ukrywając je w jednym miejscu, gdzie nikt nie mógł się tego spodziewać – w sali treningowej mojego pana. Znalazłam tam skrytkę, którą wykorzystałam dla siebie. Chowałam tam potrzebną mi w ucieczce broń, suszone mięso owinięte mocno, by nie można było wyczuć go przez wrażliwy nos. Rana się zagoiła, chociaż nadal odczuwałam ból w jej okolicach i miejsce to było wyjątkowo wrażliwe. Jednak ważniejsze dla mnie był powrót do moich obowiązków. Nie przykładałam się do nich zbytnio, ale nie chciałam wyglądać też podejrzliwie. Siostry, z którymi codziennie udawałam się na arenę, krzywo na mnie patrzyły i plotkowały. Wszak przez tydzień byłam zamknięta w pokoju z naszym panem i jeszcze jedną nowicjuszką, a teraz byłam taka powolna. Śmiały się, że dał nam nieźle popalić. Nie komentowałam i nie krzywiłam się, jedynie słuchałam tego wszystkiego wiedząc lepiej. Młódka nadal nie opuściła komnat. Mogłam zostać, ale to utrudniłoby mi zrealizowanie mojego planu.

Dziś wszyscy byli podenerwowani. Ostatni trening przed jutrzejszymi występami. Ale to nie było aż tak wyjątkowe. Jednak dziś trenowano z gośćmi. Miała też być sama Whiro, co sprawiało, że wszyscy panowie byli czujni i drażliwi. Baal udawał jak zwykle niezmiernie spokojnego, jednak czułam od niego gniew. Nie rozumiałam, dlaczego. Przyglądał się wszystkim swoim niewolnikom, ale nie bił nas, jedynie zwracał cicho uwagę, by coś poprawić. Za to go ceniłam. Patrzyłam na inną grupę, gdzie pan chodził z batem i zbyt często chłostał nim swoje niewolnice. Krzywiłam się za każdym razem, gdy usłyszałam świst i ciche łkanie.

Ostatni z naszych wyszedł na arenę. Miał taką zadowoloną minę, którą najchętniej starłabym pięściami z jego twarzy. Nienawidziłam go całą sobą. Ale przynosił sporo pieniędzy dla Baala, więc nic nie mogłam zrobić. Weszłam do jego części korytarza, by uprzątnąć, nim wróci z treningu. Schyliłam się, by wytrzeć kamienną podłogę, gdy TO poczułam. Znajomy zapach. Podniosłam głowę w momencie, gdy tuż przy wyjściu na arenę stali żołnierze Liberii. Nie nosili mundurów, ale i tak ich rozpoznałam. Moje serce załomotało. Rwało się do nich na powitanie. Sapnęłam. Oni rozmawiali i wyglądało, jak gdyby wcale mnie nie zauważali. Schyliłam niżej głowę i postarałam się uprzątnąć wszystko na tyle szybko, by stąd zniknąć.

- Jeszcze nie posprzątałaś?! – niski, chrapliwy głos wyrwał mnie z zamyślenia.

Odwróciłam się, choć doskonale wiedziałam, kim jest mężczyzna za mną. Pieprzony sadysta, który uwielbia znęcać się nad najniższymi w hierarchii. Powinnam go zabić już dawno temu. Nim jednak zdążyłam cokolwiek powiedzieć, kopnął mnie na tyle mocno, bym uderzyła o najbliższą ścianę. Upadłam na kolana i łokcie. Sapnęłam z bólu, który mnie nakręca w tym świecie. Wstałam w gotowości do walki.

- Nie kop mojej dziwki. – choć cicho i łagodnie, Baala oczy zdradzały furię.

Właściciel podszedł do mnie i pociągnął za obrożę. Widział moją chęć walki i wiedział, że przerwał w ostatnim momencie. Wyciągnął mnie praktycznie siłą. Nienawidziłam siebie za to, że pozwoliłam na takie traktowanie w obliczu osób z Liberii. Czy to widzieli? Poczułam łzę spływającą po policzku.

- Weź się, kurwa, w garść. – pchnął mnie mocno przy schowku na wiadra. Odszedł, witając się skinieniem głowy z innymi.

Miałam ochotę zedrzeć mu ten uśmiech z twarzy. Ale wiedziałam, dlaczego to robi. Nie jest złym panem. Poznałam go na tyle, by wiedzieć, jaki potrafi być, gdy nikt z nich nie patrzy. Poza areną i władzą tego miasta. Gdy spacerujemy po jego ogrodach, albo siedzimy nad rzeką. Nawet w łaźni potrafi po prostu zerwać z siebie te maski i pokazać swoją prawdziwą twarz. Tak samo uwięziony, jak my wszyscy. Ale ma znacznie więcej do stracenia. Świadomość, że ktoś wyżej od niego, może odebrać mu gladiatorów i dziwki, zabrać wszystko, co posiada i pozwolić patrzeć na nasz ból i tortury. Musi wykonywać to, czego się od niego oczekuje. Zna mój sekret i nie wykorzystał go. A mógłby na tym zarobić. Coś mi jednak mówiło, by szykować się dalej do ucieczki.

Tej nocy nikt za dobrze nie spał. Jutro czekała nas arena, ale z gośćmi. Whiro wymagała specjalnego show, a nie zwykłych walk. Gdy wszyscy zasnęli, poszłam sprawdzić swoje zapasy. Były na miejscu. Nikt ich nie znalazł. Kręcąc się korytarzami słyszałam rozmowy gladiatorów, kobiet, straży. Martwili się, kogo jutro między nimi zabraknie i ilu straci życie. Nie rozumiałam ich bólu w głosie – przecież to gladiatorzy, mężczyźni specjalnie trenowani do zabijania na arenie. Nienawidziłam ich za to, jacy są. Dlaczego więc wszyscy ich żałowali? Dlaczego mężczyźni między sobą zawierali układy względem swoich rodzin? Ten świat jest zbyt skomplikowany. 

Nowe miasto - Liberia IIITahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon