Rozdział 28

1.3K 67 75
                                    

Podążam za Mycroftem do jego biura w jakimś dziwnym klubie. W samochodzie uznał, że to będzie najlepsze i najbezpieczniejsze miejsce do szczerej rozmowy na temat jego „współpracy" z Moriartym. Zatrzymuję się, gdy dostrzegam siedzącą tyłem do drzwi postać. Po kolorze włosów mężczyzny rozpoznaję, że jest to John. Ale co on tutaj robi? I co najważniejsze, gdzie jest Sherlock?

– Ta Riley sumiennie odrobiła pracę domową. – Watson zaczyna mówić, a ja zerkam na Holmesa, który jest tak samo zaskoczony. – Tylko ktoś bliski Sherlockowi mógł to... – przyjaciel odwraca się w naszą stronę i przerywa swoją wypowiedź.

Na twarzy Johna maluje się szok przyćmiewający gniew, który jeszcze chwilę temu można było usłyszeć w jego głosie. Jednak oprócz tego na jego twarzy zaczyna pojawiać się coś jeszcze, mina, coś na wzór zrozumienia. Wygląda to tak, jakby połączył ze sobą pewne fakty i nagle wszystko stało się dla niego jasne.

– Elizabeth? – Watson wstaje powoli z fotela, okłada na niego jakieś teczki i podchodzi bliżej. Biorę głęboki wdech i od razu wypuszczam powietrze nosem. – Myśleliśmy, że coś ci się stało. Zniknęłaś tak nagle, nie odbierałaś telefonu.

– Cóż tym razem naprawdę zostałam porwana. – Spoglądam na Mycrofta, a następnie wyciągam telefon. Nie dziwie się, że nie mogli się do mnie dodzwonić.

W samochodzie Mycrofta wyciszyłam telefon na jego prośbę. Przełykam nerwowo ślinę, widząc liczbę nieodebranych połączeń. W tym większość z nich jest od Grega. Nawet nie chce myśleć, co on może teraz czuć.

– Gdzie jest Sherlock? – pytam, zmieniając szybko temat. Chowam komórkę do kieszeni w kurtce i zakładam ręce na piersiach.

– Nie jestem pewien. – Marszczę brwi, mój oddech staje się nieregularny. John bierze głęboki wdech i kładzie dłonie na biodrach.

Watson opowiada nam w dużym skrócie, co się działo pomiędzy ucieczką, a jego przybyciem tutaj. Moje nogi robią się jak z waty, gdy przechodzi do momentu z Moriartym. Podchodzi do fotela i podaje mi teczkę, w której znajdują się wycinki z gazet, CV oraz artykuł napisany przez Kitty Riley. Gdybym nie wiedziała, że są fałszywe, mogłabym się nabrać. Jim zmienił swój wizerunek, historię życia. Wszystko po to, aby uwierzono, że Sherlock Holmes to oszust.

– Wracając. – Przyjaciel wskazuje palcem na papiery, które trzymam w dłoni. – Wiesz Mycroft, ile jest nazwisk w książce adresowej twojego brata? Trzy. Moje, twoje i Elizabeth. Wiem, że Moriarty nie wie tego ani ode mnie, ani od Lizzie, więc pozostajesz tylko ty.

Moje spojrzenie krzyżuje się ze spojrzeniem starszego Holmesa. Może to jest właśnie ten moment, kiedy powinnam powiedzieć całą prawdę. Zdjąć ciężar kłamstw, jaki noszę od tylu lat. Nie wiem, jaka będzie reakcja Johna, ale nie mogę pozwolić wziąć bratu Sherlocka całej winy na siebie. W końcu to ja przekazałam część informacji, które znajdują się w artykule Jamesowi.

– John, ja... – Patrzę jeszcze przez na Mycrofta, po czym powoli przenoszę wzrok na przyjaciela. W momencie, gdy otwieram usta, aby ponownie coś powiedzieć, starszy Holmes podchodzi do mnie i uderza mnie parasolką w kostkę tak, aby Watson tego nie dostrzegł. Brat Sherlocka przechodzi za Johna i bardzo subtelnie kręci przecząco głową. Domyślam się, że wie, co chciałam zrobić.

– Usiądź, proszę. – Mycroft zwraca się do Watsona i wskazuje mu fotel naprzeciwko siebie.

– Z miłą chęcią. – John wykonuje to o, co go prosi Holmes. Ja zaś ruszam w stronę okna, starając się nie zemdleć. Boję się, że w każdej chwili moje nerwy nie wytrzymają i zmuszą mnie do powiedzenia prawdy. – Teraz powiedz mi, jak to wygląda. Wychodzicie od czasu do czasu na kawę? Ty i Jim? To twój rodzony brat, a ty wypaplałeś całą jego historię temu maniakowi?

The Black Dahlia • Sherlock HolmesWhere stories live. Discover now