Rozdział 22

2.4K 139 66
                                    

Zatrzymujemy się przed szlabanem, który jest ostatnią przeszkodą do dostania się do Baskerville. Żołnierz prosi o przepustkę, którą Sherlock wyciąga ze swojego płaszcza. Bez żadnego drgnięcia powieki czy nawet nozdrza podaje ją mężczyźnie.

– Masz przepustkę do Baskerville? Skąd? – Zaczynam się powoli zastanawiać, czy ja i Watson nie posiadamy tego samego mózgu. Zawsze zadaje te same pytania, które mnie cisną się na usta.

– Nie tylko do Baskerville. Należała do mojego brata. – Zerkam na Sherlocka i biorę głęboki wdech, rozumiejąc, że on nie żartuje.

– Świetnie – mamroczę pod nosem i zerkam dyskretnie na żołnierzy, którzy kręcą się wokół samochodu.

– Pozwala wejść wszędzie. – Holmes odchrząkuje i także zaczyna dyskretnie przyglądać się żołnierzom. – Zdobyłem ją dawno temu. Na wszelki wypadek.

– Na wszelki wypadek – powtarzam po nim i parskam śmiechem. – Na wszelki wypadek to powinniśmy wykupić sobie miejsca na cmentarzu. Oni nas zabiją albo gorzej, Mycroft nas zabije.

– Przesadzasz. – Rzucam Holmesowi dyskretne, a zarazem wymowne spojrzenie. Staramy się dostać do bazy wojskowej na wejściówkę człowieka, którego nie ma w tym momencie wśród nas! 

– Złapią nas. – John dołącza się do rozmowy, gdy ja staram się nie robić wrażenia zestresowanej. W końcu wszystko się może wydarzyć.  – Daję nam pięć minut.

– To dość dużo – rzucam żartobliwym tonem i spoglądam na przyjaciela.

– „Cześć, chcemy się rozejrzeć po waszej tajnej bazie". „Świetnie zapraszamy. Herbaty?" Tak może być, chyba że nas wcześniej zastrzelą. – Zaciskam usta w jedną linię. Zawsze jest odpowiedni czas na żarty.

– John jak zwykle masz świetne poczucie humoru. – Uśmiecham się do niego ironicznie, a następnie przenoszę wzrok na Holmesa. – Ile mamy czasu, zanim się zorientują?

– Maksymalnie dwadzieścia minut. – Sherlock odpowiada szybko, a ja biorę głęboki wdech. Ciekawe ile razy to sprawdzał, że jest w stanie odpowiedzieć na to pytanie bez namysłu.

– Super – wycedzam przez zaciśnięte zęby i zwracam wzrok ku żołnierzowi, który zmierza w stronę okna.

– Proszę jechać. – Mężczyzna podaje Sherlockowi przepustkę, którą Holmes od razu odbiera. Oddycham z ulgą. 

– Dziękuję. – Uśmiechamy się delikatnie do żołnierza, po czym od razu ruszamy przez bramę.

– Nazwisko Mycrofta dosłownie otwiera wszystkie drzwi. – Uśmiecham się pod nosem i spoglądam przez okno na cały teren. Niesamowite, jaka ta baza jest ogromna.

– Mówiłem. Brytyjski rząd to on. – Przytakuję Holmesowi, wiedząc, że stety bądź nie Mycroft ma władzę większą, niż nam się wydaje. – Postarajcie się zachowywać normalnie.

– Nam to mówisz? To ty masz odgrywać Mycrofta – mówię, zanim wysiądę z samochodu. Następnie przybieram poważny wyraz twarzy.

Wysiadamy całą trójką z Land Rovera i ruszamy za ciemnoskórym żołnierzem. Zaczynam się rozglądać po wszystkich budynkach, ludziach czy samochodach. Oczywiście niepokoi mnie fakt, że póki, co wszystko idzie jak po maśle. Dostaliśmy się na teren bazy, jesteśmy właśnie prowadzeni do głównego budynku, co może pójść nie tak? Wszystko, odpowiedź brzmi: wszystko. Nagle jak na zawołanie, dosłownie przed nami zatrzymuje się samochód, z którego w pośpiechu wysiada żołnierz.

– Czy coś się stało? – Żołnierz pyta i w międzyczasie zamyka drzwi pojazdu. Bardzo dyskretnie lustruję go wzrokiem. 

– Czy coś się stało, sir. – Holmes poprawia młodego mężczyznę. Nawet potrafię sobie wyobrazić, że Mycroft mówi z tym samym oburzonym tonem co Sherlock.

The Black Dahlia • Sherlock HolmesWhere stories live. Discover now