Rozdział 13

2.7K 155 36
                                    

     Zaczynam się przebudzać w momencie, gdy ktoś lekko potrząsa moim ramieniem. Otwieram powoli powieki, by oczy na spokojnie mogły przyzwyczaić się do porannego światła. Po moim samopoczuciu mogę stwierdzić, że spałam dwie może trzy godziny. Puste wpatrywanie się przez większość nocy w pudełko z pistoletem w środku nie jest najlepszą alternatywą dla snu. Kiedy wszystko dookoła mnie wreszcie staje się wyraźne, odwracam się na drugi bok i spoglądam na siedzącego praktycznie na krawędzi materaca Grega. Łagodnie uśmiechnięty z kubkiem niesamowicie pachnącej kawy w dłoni. Osobista pobudka, kawa do łóżka i ten ukryty pod łagodnością znaczący uśmiech. Stało się.

     — Niech zgadnę, zamachowiec się odezwał? — pytam najbardziej retorycznym tonem na jaki mnie stać kilka minut po obudzeniu. Greg jedynie przytakuje ze współczującą miną. Domyślam się, że wyglądam o wiele gorzej niż myślałam. — Dwie na dwie? — Wskazuję palcem na kubek i podnoszę się do siadu prostego.

     — Taka jak lubisz po niespodziewanych pobudkach. — Brat uśmiecha się dumnie z nutą przygnębienia i zmęczenia, a ja odbieram naczynie z ciepłym napojem. — Będziesz musiała udobruchać Sherlocka — mówi dziwnym tonem, jak gdyby połączenie powagi i rozbawienia, wstając z łóżka. Patrzę na niego ze zmarszczonymi brwiami. — Podobno pisał do ciebie milion SMS-ów i nawet pokusił się o trzykrotne zadzwonienie do ciebie. Nie odpowiadałaś, więc wreszcie zadzwonił do mnie.

     Z ciekawości sięgam po telefon. To nie tak, że nie wierzę własnemu rodzonemu bratu, ale wolę się upewnić, że mówi prawdę. Włączam go i pierwsze co dostrzegam to nie wiadomości i nieodebrane połączenia, a ikonka wyciszenia. Moment, kiedy ją wcisnęłam uderza mnie jak tępa, metalowa rura w potylicę. Miałam dość SMS-ów od NIEGO, więc wyłączyłam dźwięk i wibracje w telefonie. Nie pomyślałam, że rano ktoś miałby ochotę się ze mną skontaktować. Sherlock mógłby pisać do usranej śmierci, a ja smacznie bym spała. No może nie smacznie.

     — Gdybym nie wiedział, że to Sherlock to uznałbym, że się martwił. — Rzucam starszemu bratu krótkie, nic nie znaczące spojrzenie. Chciałam jedynie ujrzeć jego minę. Nieco rozbawioną z krztyną powagi z racji sprawy z jaką mnie obudził. I oczywiście założone na torsie ręce, postawa oczekująca mojej reakcji.

     — Nie powinieneś być w pracy? — pytam spokojnie, gdy kolejną rzeczą na której skupiam swój wzrok to godzina. Dziewiąta, więc tego dnia Greg od dwóch godzin powinien pełnić swoją służbę.

     — Jestem. Moim zadaniem jest dowiezienie koronera na miejsce zbrodni. Domyśliłem się, że masz wyciszony telefon, ponieważ bardzo rzadko masz tak twardy sen, aby nie słyszeć swojego ulubionego dzwonka. — Jeżeli zrobiłabym Michaelowi i jemu test na kto zna mnie lepiej, wygrałby mój brat. Definitywnie. — Teraz dam ci dwadzieścia minut na ogarnięcie się. A i Sherlock z Johnem przyjadą na miejsce dopiero, jak dam im znać, że ty jesteś.

     — Chcesz mi powiedzieć, że Sherlock będzie cierpliwie czekał, aż pojawię się tam ja? — pytam przez krótkie parsknięcie śmiechem wywołane niedowierzaniem w to co właśnie usłyszałam.

     — To był jego pomysł — rzuca na odchodne i opuszcza mój pokój, zostawiając mnie z taką informacją. Rozumiem, że współpraca naszej trójki jest wymogiem od zamachowca, ale nie sądziłam, że Loczek weźmie to tak mocno do serca.

     Dźwięk oznaczający zamknięcie się drzwi mimowolnie rozluźnia moje mięśnie, a z ust wyrywa się sarknięcie. Odkładam kubek z kawą i telefon na szafkę, po czym przecieram twarz dłońmi. Jak ja mam być dzisiaj produktywna z bezładem panującym w moim umyśle? Wszystkie moje myśli zaczynają się przeplatać, łączyć w jedną całość. Słowa zaczynają się zmieniać, a ja już nie jestem niczego pewna. Tak bardzo chciałabym, aby ktoś mnie dziś zastąpił. Niestety byłoby zbyt pięknie, gdyby zamachowiec uznał "Hej, zrób sobie wolne. Przemyśl wszystko na spokojnie. Daj sobie czas!".

The Black Dahlia • Sherlock HolmesWo Geschichten leben. Entdecke jetzt