Rozdział 25

2.1K 123 57
                                    

Nadszedł dzień oczekiwany przez cały Londyn. Dzień rozprawy sądowej przeciwko Jamesowi Moriarty'emu, który został oskarżony o próbę kradzieży regaliów. Sherlock Holmes został powołany jako świadek w tej sprawie.

Te trzy zdania krążą od rana w internecie oraz słychać je na każdym programie telewizyjnym. Nie poprawiło to jednak sytuacji w naszym mieszkaniu. Sherlock nie spał całą noc, przebywał w swoim pałacu pamięci. Ja także nie mogłam zasnąć, myślałam tylko o tym, co planuje Jim i o zachowaniu Holmesa w sądzie. Wiem, że to wszystko, co się aktualnie dzieje to tylko i wyłącznie część gry, jaką Moriarty prowadzi. Nie tylko z nami, ale z całym miastem.

– Myślisz, że posłucha? – Przenoszę wzrok z kubka z czarną kawą na przyjaciela. – Że nie będzie się zachowywał... No wiesz.

– Jak on? – Watson przytakuje, a ja biorę spory łyk kawy. – Nie, nie posłucha. Ale możesz spróbować przemówić mu do rozsądku, ja się poddaję. – Dopijam ciepły napój, po czym wkładam kubek do zlewu.

– A powiedział cokolwiek od wczoraj? 

– Milczy tak jak wtedy, gdy... – Spuszczam głowę, opierając się dłońmi o blat. Biorę głęboki wdech i przenoszę wzrok na przyjaciela. – Musimy być gotowi na wszys...

Przerywam swoją wypowiedź, słysząc kroki dobiegające z głębi korytarza. Chwilę później w kuchni pojawia się Holmes, patrzy na nas tym swoim przeszywającym wzrokiem. Jakby nas kontrolował, jakby chciał sprawdzić, czy nie spiskujemy przeciwko niemu. Tak samo szybko, jak się nam ukazał, tak samo szybko zniknął z zasięgu naszego wzroku.

– Jeśli zaczyna tak świrować, to oznacza, że pora się szykować. – Watson spogląda na zegarek, a następnie wstaje od stołu. Przyjaciel bierze głęboki wdech i znika, za wejściem do kuchni.

– Chciałabym już być po tej rozprawie. – Odsuwam się od blatu i ruszam w stronę pokoju. – To będzie dopiero przedstawienie.

Wchodzę do sypialni, zerkam szybko na Holmesa, który stoi przy oknie. Zrzucam z siebie szlafrok, pod którym mam już wcześniej założoną bieliznę i ruszam w stronę szafy. Bez słowa zdejmuję z wieszaka białą koszulę, którą od razu na siebie wkładam. Spoglądam na Sherlocka raz po raz, on jednak pozostaje w bezruchu.

– Martwisz się? – Po jego wzdrygnięciu rozumiem, że te dwa słowa przeszyły go jak strzała. Oddycham z ulgą. – Już myślałam, że zamieniłeś się w kamień. – Przenosi na mnie wzrok, jego twarz pozostaje bez wyrazu.

– Dlaczego miałbym się martwić? – Sherlock splata swoje dłonie za plecami. Nie znoszę, jak robi to, gdy rozmawiamy. Czasami się zastanawiam, przed kim się tak popisuje swoją pewnością siebie. Przede mną czy własną osobą?

– No tak, zapomniałam, że żyjesz bez trosk – mówię ze złośliwym uśmiechem na twarzy. Wiem, że w tym momencie igram z ogniem, ale nie mogę patrzeć, jak zatraca się coraz głębiej w swoich myślach.

– Wiem, do czego dążysz, nie uda ci się to. – Odwraca wzrok i ponownie patrzy przez okno. Przewracam oczami i ruszam w jego stronę. Jeżeli tak chce rozegrać tę rozmowę, to proszę bardzo. 

– W takim razie powiedz mi, do czego dążę? – Staję za nim i z uśmiechem obserwuje, jak się prostuje.

Kładę mu dłoń na plecach na wysokości łopatki. Następnie palcem wskazującym przejeżdżam powoli wzdłuż jego kręgów. Poszerzam swój uśmiech, widząc, jak stara się walczyć z własnym ciałem, które wzdryga się pod wpływem mojego dotyku. Mniej więcej w połowie kręgów lędźwiowych zatrzymuję swój palec. Przygryzam dolną wargę, gdy Holmes bierze głęboki wdech.

The Black Dahlia • Sherlock HolmesWhere stories live. Discover now