Rozdział 7

3.2K 172 72
                                    

     Od ścian pokoju odbijają się dźwięki piosenki The White Stripes od Seven Nation Army. Odkąd mieszkam ponownie w Londynie to mój trzeci raz, gdy ta piosenka wypełnia mój pokój, więc oznacza to, że Grega nie ma w domu. Już od dłuższego czasu czułam nacisk światła na moje powieki, ale nie potrafiłam zebrać w sobie tyle motywacji, by je otworzyć i wstać przed budzikiem. Sama do końca nie wiem z jakiego powodu dokładnie. Z czystego lenistwa, które dopada każdego z nas raz na jakiś czas, czy...

     — Nie chcę być niemiły z samego rana — Michael swym niski, zaspanym jeszcze głosem wcina się w moją myśl niczym nóż w miękkie masło. Spoglądam na niego, otwierając wreszcie oczy. Leży na brzuchu wtulony w poduszkę z głową odwróconą w stronę drzwi. — ale jakbyś mogła wreszcie wyłączyć ten budzik...

     — Przepraszam, zapomniałam, że też tu jesteś — rzucam obojętnie, starając się ukryć nutę rozbawienia w moim głosie i wykonuję jego prośbę, podnosząc się do siadu prostego. — Tak dawno nie spaliśmy w jednym pokoju, że się od tego odzwyczaiłam — mówię, przecierając twarz dłońmi.

     — Już zapomniałem, że naturalnie masz kręcone włosy. — Splatam swoje dłonie i opieram policzek na kciukach, kierując spojrzenie na odwróconego moją stronę męża. — Aż przypomniały mi się wakacje w Grecji na początku naszej relacji. Na wszystkich zdjęciach masz takie ładne...przepraszam. Nie powinienem być taki sentymentalny, prawda?

     — Prawda — odpowiadam półgłosem i biorąc głęboki wdech wstaję wreszcie z łóżka. Już i tak straciłam kilka cennych minut na ten krótki dialog. — Zresztą sentymenty nigdy nie były twoją mocną stroną.

     — Niestety masz rację.

     Moje kąciki ust mimowolnie unoszą się w triumfalny uśmiech, podczas gdy ja machinalnie wsuwam obrączkę na palec. Czuję jego wzrok na sobie, ale staram się go ignorować, mając nadzieję, że nie rzuci jakimś głupim komentarzem.

     Michael Lavende. Pierwszy, bliżej poznany mężczyzna w L.A i pierwszy, jakiego szczerze pokochałam. Jedyną rzeczą jaką żałuję w życiu to właśnie tego, że go poznałam. Że mogłabym teraz wymienić wszystko co dotyczy jego osoby, co dawna ja określiłaby definicją słowa miłość. Szkoda, że ta ja sprzed kilku lat nie wiedziała, iż Michael Lavende będzie wypalał w jej sercu dziurę na około przynajmniej dziesięć cali. Dzień za dniem. Aż nie chce mi się wierzyć jak wiele jeden człowiek może dać i jeszcze więcej odebrać. Od dziewięciu lat jest ze mną fizycznie, lecz duchowo nie ma go już od dwóch.

     Unoszę wreszcie wzrok i spoglądam na siebie w lustrze. Muszę przestać zatracać się tak bardzo w myślach, ponieważ nadejdzie taki dzień, że ocknę się za kierownicą podczas jazdy. Parskam śmiechem, wiedząc, że jest to całkowicie nieprawdopodobne i opuszczam wreszcie łazienkę, zaplatając już dobieranego warkocza.

     — Powiedz mi jak to jest, że zaledwie po trzech godzinach snu jesteś na tyle wyspana, by egzystować tak jak normalny człowiek po ośmiu?

     — A skąd ty wiesz, o której ja się położyłam? — pytam szczerze zaciekawiona, sięgając po gumkę do włosów i wsadzam ją szybko na nadgarstek. Jestem wytrzymała, ale ten specyficzny ból łokci podczas robienia dobieranych warkoczy jest nie do zniesienia.

     — Mam lekki sen.

     — Uwierzyłabym, gdybym cię nie znała — mówię przez śmiech i opieram się tyłem o komodę cały czas splatając warkocz. — Odpowiadając na twoje pytanie, po pierwsze z przyzwyczajenia. Po drugie, jak dobrze to ująłeś nie jestem normalnym człowiekiem. W końcu grzebanie w zwłokach — jak to kiedyś ująłeś — sprawia mi radość i relaksuje w tym samym czasie.

The Black Dahlia • Sherlock HolmesWhere stories live. Discover now