Rozdział 9

2.8K 159 24
                                    

Dwa tygodnie później

     Wystarczyło zaledwie kilka dni bez sprawy mogącej dorównać tej z chińskimi przemytnikami bym miała dość Sherlocka Holmesa do takiego stopnia, że ignoruję jego napływ SMS-ów. Oczywiście to też wiąże się z tym, że przez jego okropny humor traktuje każdego jak śmiecia. Niestety najbardziej z nas wszystkich obrywa John, który chcąc nie chcąc jest w pobliżu detektywa każdego dnia.

     Na szczęście to nie zniechęciło Watsona do tego, by opisywać na swoim blogu naszą pierwszą wspólną sprawę. Sprawę z taksówkarzem, którą nazwał Studium w Różu. Opowiedział mi o tym pomyśle już jakiś czas temu i naprawdę ogromnie się cieszę, że wreszcie się za to zabrał, ponieważ uważam, że ma dryg do pisania.

     Zaś w moim codziennym życiu nadal urzęduje Michael i niestety zaczynam się do tego powoli przyzwyczajać. Przed przylotem do Londynu każde z nas żyło swoim życiem, nie wchodziliśmy sobie w drogę, zajmowaliśmy się swoimi sprawami. Jednak teraz spędzamy wspólnie każdy poranek i wieczór, śpimy w jednym łóżku. Boję się, że gdy wróci do L.A zacznie mi go brakować. Tej jego ciągłej irytującej, ale w pewien sposób miłej obecności. Do tej pory – na szczęście – poznała go tylko Molly i chcę, aby tak zostało, ponieważ Sherlock...no właśnie. Sherlock. Moja relacja z nim oraz fakt częstego widywania się ze względu na moją pracę, a także naszą współpracę zaczyna niektórych uwierać. Michael zadaje mi coraz więcej pytań, a Molly rzuca mi spojrzenia, wierząc, że ich nie widzę. Wiem, że darzy Holmesa głębszym uczuciem i może uważać mnie za konkurencję, ale...wolałabym, aby powiedziała mi to w twarz. A nie poprzez stawianiem się chłodniejszą osobą.

*

     Dzisiaj na szczęście nie było tak źle, jak dwa dni po sprawie Czarnego Lotosu. Bardzo się stara być miłą i zachowywać tak jak wcześniej, ale niestety ta sztuczność emanująca od niej sprawia, że mam ochotę wyjść z kostnicy i nie wrócić do końca dnia. Rozsiadam się bardziej i oddycham z ulgą, gdy żegna się szybkim "Do jutra" i opuszcza pomieszczenie. Splatam swoje dłonie, umieszczam je na brzuchu i spoglądam w sufit, zastanawiając się jak to wszystko rozwiązać, ponieważ praca w takich warunkach to będzie udręka.

     Nagle w całym pomieszczeniu rozbrzmiewa piosenka ustawiona jako mój dźwięk połączenia. Sięgam po telefon nie patrząc na niego, po czym zerkam szybko na wyświetlacz i parskam krótko śmiechem. Tak coś czułam, że to on.

     — Niech zgadnę, znów się pokłóciliście o coś niezwykle głupiego — bardziej stwierdzam niż pytam i unoszę triumfalnie kąciki ust, słysząc po drugiej stronie znaczące wzdychnięcie. — O co poszło tym razem?

     — Brak sprawy jak zawsze. Wyżywa się na mnie, jakby to była moja wina, że nie potrafi znaleźć sobie godnej jego geniuszu sprawy. — Przygryzam polik od środka, by się nie roześmiać i kręcę głową z niedowierzaniem. Ten jego zły, a zarazem dramatyczny ton jest już tak zakorzeniony w mojej pamięci, że nie potrafię przyjąć go poważnie. — Już dawno miałby zajęcie, gdyby nie był tak upartym ma...znowu to robię?

     — Tak. Po raz — Otwieram szafkę przy biurku i zerkam na kartkę leżącą na wierzchu. — po raz szesnasty chciałeś nazwać go upartym matołem socjopatą olewającym proste sprawy, które też muszą zostać rozwiązane.

     — Muszę się oderwać na trochę od tego świata detektywistycznego. Chyba spotkam się z Sarah. Nie widzieliśmy się poza pracą już tydzień.

     — Co u niej? Doszła już do siebie? — pytam z czystą, szczerą troską w głosie, pamiętając w jakim stanie była po akcji ratunkowej. John mówił mi, że przez pierwsze dni po porwaniu była w tragicznym stanie.

The Black Dahlia • Sherlock HolmesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz