Rozdział 30

1.2K 62 60
                                    

Rok i dwa miesiące po śmierci Sherlocka

Dwa miesiące temu była pierwsza rocznica śmierci Sherlocka, czyli najsmutniejszy dzień w aktualnym roku. Państwo Holmes zaprosili nas wszystkich na obiad, uznali, że to będzie najlepszy sposób na spędzenie tego dnia. Wszyscy razem jak jedna wielka rodzina. No właśnie, rodzina. I pomyśleć, że nas wszystkich złączył jeden człowiek. Dla jednych stał się przyjacielem, bratem, a dla mnie miłością życia. A może teraz łączy nas tylko William? Nie, nie mogę tak myśleć.

Dzisiaj natomiast w tym samym gronie świętowaliśmy moje trzydzieste pierwsze urodziny. Chociaż świętowaliśmy to duże słowo. Zajadaliśmy się pysznymi ciastami upieczonymi przez panią Holmes i panią Hudson, popijając do tego kawę albo szampana, jak to wolał. Jedynym zaskoczeniem dzisiejszego dnia było konfetti, które właścicielka domu wraz z panem Holmesem rozsypała po całym salonie. Dzięki temu u wszystkich na twarzach pojawił się uśmiech, a atmosfera stała się o wiele weselsza. 

*

Zamykam drzwi do sypialni tak cicho, jak tylko potrafię. Z łagodnym uśmiechem na twarzy kieruję się w stronę salonu, gdzie Leon sprząta jeszcze konfetti, które rozrzuciła pani Hudson. Zakładam ręce na piersiach i siadam na fotelu Johna, widząc, że Fitz zawiązuje już worek ze śmieciami.

– Żałuje, że podrzuciłem ten pomysł z konfetti. – Blondyn kładzie dłonie na biodrach i spogląda na spory worek pełen papieru. – Nie sądziłem, że pani Hudson zrobi, go, aż tyle.

– Jesteś tu z nami tyle czasu i nadal nie wiesz, że ta kobieta nie ma granic? – Obydwoje zaczynamy się śmiać, po czym od razu cichniemy, przypominając sobie, że William właśnie zasnął. – Nie sądziłam, że nawet takie małe przyjęcie z okazji urodzin może być tak męczące. – Rozsiadam się bardziej na fotelu i ze smutkiem w oczach zerkam na ten pusty, skórzany fotel przede mną.

– Dopiero skończyłaś osiemnastkę, jeszcze wiele takich przed tobą. – Kręcę głową z niedowierzaniem i parskam krótko śmiechem. To był bardzo słaby żarty. Fitz bierze krzesło, stawia je niedaleko mnie tyłem do kominka, a następnie na nim siada. – Wiesz miałem ci tego nie mówić, ale dostałem kolejne ostrzeżenie od mojego szefa.

– Za co? – Pochylam się bardziej w jego stronę i patrzę w jego oczy z dużą ciekawością. Czym tak podpadł Mycroftowi, że dostał już któreś z kolei ostrzeżenie?

– Według niego za bardzo się do was przywiązałem i zacieram granicę pomiędzy nami. – Marszczę brwi, nakłaniając go tym, aby rozwinął to zdanie. – Sądzi, że staram się o twoje względy.

– A robisz to? – Leo unosi lewy kącik ust i odwraca wzrok. Nie musi mi odpowiadać, ponieważ już znam na nie odpowiedź. Ten czas spędzony u boku Holmesa wiele wniósł do mojego życia.

– Staram się nie – mówi szybko, nie patrząc mi w oczy. Teraz już wiem, jak czuł się Sherlock, gdy uciekłam wzrokiem podczas naszych rozmów.

– Ale? – Leon zwraca ku mnie swój wzrok. Tym razem jego spojrzenie jest inne jakby przepełnione złością i zawodem, ale nie wobec mnie. On jest zły na siebie, czyżby właśnie karcił się w myślach za to, co właśnie powie?

– Ale nie jest to wcale łatwe. – Zaciskam usta w jedną linię, zastanawiając się, jak często musiałam dawać mu nadzieję i nieświadomie fałszywe znaki. Leo ujmuje moją dłoń z taką delikatnością, jakby bał się, że gdy ściśnie ją mocniej, to zrobi mi krzywdę. – Po prostu z każdym dniem spędzonym u twego boku coraz lepiej rozumiem, dlaczego Sherlock się w tobie zakochał. Jesteś inteligentna, piękna, zabawna, troskliwa, mógłbym tak wymieniać bez końca.

The Black Dahlia • Sherlock HolmesWhere stories live. Discover now