Rozdział 26

1.3K 69 35
                                    

Dwa miesiące później

Jim Moriarty w pewnych kwestiach dotrzymuje swojego słowa. Tak jak zapowiedział, przez dwa miesiące nie działo się nic, co mogłoby wskazywać na jego działania. Oczywiście Holmes w każdej ze spraw, jaką przyjmował, doszukiwał się udziału Moriarty'ego, ale bez powodzenia. Aż do dzisiaj, równe dwa miesiące od uniewinnienia Jamesa. Od samego rana czułam, że coś się dzisiaj wydarzy. Coś naprawdę poważnego.

– Masz też takie przeczucie, że dziś trafi się poważna sprawa? – Spoglądam na Sherlocka eksperymentującego w kuchni. Brak reakcji uświadamia mnie, że wcale nie słucha. – Coś, co sprawi, że nie spalisz znowu kuchni.

– To nie było specjalnie. – Zdejmuje gogle z nosa i wyłącza palnik cukierniczy.

– Dlaczego ty zawsze słyszysz tylko to, jak się ciebie oczernia? – Zakładam ręce na piersiach i rozsiadam się bardziej na jego fotelu.

– To, że nie reaguje, nie oznacza, że nie słucham. – Robię z ust jedną linię i ironicznie mu przytakuję. – Będziemy mieli gości.

Przenoszę wzrok w stronę drzwi, ktoś wbiega po schodach. Są to dwa różne dźwięki, ciężkich butów i butów na obcasach. Po takim zestawieniu wiem dokładnie, kto do nas zmierza. Rozsiadam się jeszcze bardziej, co sprawia, że prawie dotykam fotela stopami. Zamykam oczy i splatam dłonie na swoich piersiach.

– Niektórzy pukają, zanim wejdą – mówię żartobliwym tonem, gdy mój brat pojawia się w salonie. Otwieram jedno oko i spoglądam na Grega, który marszczy brwi. – Coś się stało?

– Jest Sherlock? – Brat oddycha ciężko, co mnie nie dziwi. W końcu wbiegał po schodach. Jednak patrząc na jego zadyszkę, stwierdzam, że powinnam zadbać o jego kondycję.

– Jest. – Holmes odkrzykuje z kuchni. – I wyczuwa niechęć sierżant Donovan.

– Świrze nie pora na żarty. Sprawa jest poważna. – Sherlock z zaciekawioną miną wychodzi z kuchni i staje obok mnie.

– Ktoś porwał dzieci Rufusa Bruhla, ambasadora USA. – Biorę głęboki wdech, wstaję z fotela i zerkam na Sherlocka. Już wziął tę sprawę. – Dzieci zostały porwane ze szkoły.

– Mogę? – Wskazuję na dokumenty, które Sally trzyma w dłoni. Szokuje mnie fakt, że podaje mi je bez żadnego sprzeciwu. – St. Aldate, jedna z najdroższych szkół z internatem z tak słabym systemem ochrony.

– Cześć. – Zwracam szybko wzrok w stronę Johna, który właśnie wszedł do pomieszczenia. – Coś się stało?

– Porwanie – odpowiada szybko Holmes i siada przy laptopie. John marszczy brwi i błądzi wzrokiem po każdym z nas.

– Dzieci ambasadora USA zostały porwane ze szkoły – dodaję, aby nieco rozjaśnić Watsonowi sytuację. – Chodzą do szkoły z internatem.

– Ambasador pytał o ciebie. – Greg zwraca się do Sherlocka, który właśnie wychodzi z mieszkania. Takie zachowanie zaczyna mnie powoli irytować.

– Bohater z Reichenbach – mówiąc to, Sally wydaje się niesamowicie rozbawiona. Kręcę głową z niedowierzaniem i zerkam na Grega, który bezradnie rozkłada ręce.

– A było już tak miło – mamroczę pod nosem i ruszam w stronę wieszaka. Czasami się zastanawiam, przed kim Donovan chce się popisać.

– Czy to nie wspaniałe pracować z gwiazdą? – Uderzam brata teczką w ramię. – A to za co?

– Udziela ci się humor Sally, czego nienawidzę. – Spoglądam na Donovan i uśmiecham się cynicznie, po czym oddaję dokumenty. – Domyślam się, że tak droga szkoła nie posiada monitoringu?

The Black Dahlia • Sherlock HolmesDove le storie prendono vita. Scoprilo ora