11.Ranny ptaszek

1.5K 76 16
                                    

Otworzyłam oczy przed godziną ósmą rano, postanowiłam wstać dopiero za pół godziny, ponieważ miałam do szkoły na dziesiątą pięć. Obracałam się z boku na bok, nie myśląc o niczym konkretnym. Popatrzyłam na budzik, który pokazywał ósmą zero pięć. Minęło dopiero pięć minut, a ja już poobracałam się z trzydzieści razy. Postanowiłam wstać i zrobić coś pożytecznego dla tego świata, czyli na przykład posprzątać swój pokój, w którym panował totalny chaos.

Wstałam i na stopy założyłam swoje kapcie w jednorożce, które dostałam na urodziny od Lily dwa lata temu. Były one bardzo ciepłe, dlatego je nosiłam. 

Podeszłam do toaletki, marudząc pod nosem, że ledwo zaczęłam a już mi się nie chce. Jestem leniwa, przyznam się, ale jak już się za coś wezmę to wykonuję to starannie. 

Otworzyłam szufladę, w której trzymam kosmetyki i zaczęłam wkładać do niej powoli rzeczy. Na blacie toaletki znajdowało się wszystko. Ubrania, kosmetyki i gumki do włosów, nie było tam niczego, czego bym się nie spodziewała.

Teraz przede mną najgorsze. Pochowanie rzeczy do szafy. 

Zaczęłam zbierać ubrania z podłogi, upychając je do szafy. Później się to wszystko poskłada. 

Popatrzyłam na zegarek, wskazywał ósmą dwadzieścia trzy. Otworzyłam drzwi z pokoju, zerkając na korytarz. Wszystkie drzwi pozamykane, jakby każdy jeszcze spał. Podążałam schodami w dół, kierując się w stronę kuchni. 

Nalałam sobie do przezroczystej szklanki, soku pomarańczowego, który świeżo wycisnęłam. Zastanawiałam się, gdzie do licha wszyscy są. Postanowiłam zjeść śniadanie, ponieważ mój brzuch powoli zaczął się do mnie odzywać. Zaczęłam wyciągać jedzenie z lodówki, a głowa powędrowała na kalendarz.

Zapomniałabym. Dzisiaj jest Halloween. 

Zaczęłam smażyć pomidora oraz kiełbaskę na patelni, do mojej jajecznicy. Już przedtem pokroiłam szczypiorek oraz ser żółty. 

***

Zabrzmiał dzwonek do drzwi godzinę później. Uznałyśmy z Allison, że nie chce nam się iść do szkoły na pierwszą lekcję, więc poszłyśmy na kolejną.

- O to pewnie Allison, to ja idę. Cześć - ubierałam kurtkę, gdy nagle moja mama mnie zatrzymała.

- Trzymaj, miłego dnia. - Mama wręczyła mi pieniądze, na co tylko podziękowałam jej uśmiechem.

Otwieram drzwi i stoi przed nimi Allison. Jest ubrana w przepiękną białą sukienkę, która ma bufiaste rękawy. Ma również czarne trampki oraz czarną dżinsową kurtkę na sukience. 

- Dzień dobry! - Krzyknęła dziewczyna o ciemnej karnacji, w stronę mojej mamy. Moja mama odpowiedziała jej tym samym. - Hej, idziemy? 

- Jasne. Pa mamo, kocham Cię! - Krzyczę i zatrzaskuje frontowe drzwi, podążając za Allison do jej auta. 

- Jakie plany na dzisiejszy wieczór? - Brunetka popatrzyła na mnie z szyderczym uśmieszkiem.

- Zostaje w domu. - Oznajmiłam i wsiadłam do auta.

- Nie nie nie koleżanko, idziemy na imprezę. Dzisiaj u mnie, na dziewiętnastą. - Już chciałam otworzyć buzię by się sprzeciwić. - Aha i nie ma sprzeciwu, idziesz. - Dziewczyna nakazała mi, a ja jęknęłam. 

Nie chce iść na cholerną imprezę, wolę posiedzieć w domu i poczytać książkę, ale wiem, że gdybym się nie zgodziła, Allison byłaby zbyt natarczywa i nie dawałaby mi żyć.

***

- Za co przebierasz się na Halloween? - Zapytała brunetka, zamykając swoją szafkę.

- Nie wiem, chciałabym za Lorie Strode z Halloween, ale nie wiem...  A Ty? - Nie wiedziałam co jej powiedzieć, bo zbytnio nie myślałam nad tym za co się przebiorę. 

- Chce się przebrać za Harley Quinn, ale twój pomysł jest serio super! - Posłałam jej uprzejmy uśmiech.

Nagle przechodzi obok nas Noah na korytarzu. Nie wiem czemu stwierdziłam nagle, ponieważ chodzimy do tego samego liceum i to raczej normalne, że przechodzi obok mnie.

- Hej Noah! Poczekaj. - Przyjaciółka podbiegła do niego i mówi coś na ucho, Noah na nią tylko spojrzał, pokiwał głową na tak i się do niej uśmiechnął. Moja podświadomość każe mi się zapytać, co Allison chciała od Noah, ale nie wiem czy to będzie grzeczne.

- ALISSON! - Krzyknęłam na cały korytarz. Nie chciałam takiego rozgłosu, ale echo się rozniosło.

- Co się stało? - Brunetka uśmiechnęła się do mnie. 

- Co ty chciałaś od Noah? - Popatrzyłam z przymrużonymi oczami na nią.

- Nic szczególnego, zapytałam czy da mi spisać pracę domową. - Uśmiechnęła się lekko.

- Yhm, przecież Noah nigdy nie robi prac domowych. Spisuje je za każdym razem od Finn'a. - Nie wierzyłam jej zbytnio. 

- Ale teraz zrobił, i da mi ją spisać. 

-Mhhm, niech Ci będzie. - Przewróciłam oczami.

- W ogóle, idziemy dzisiaj do tej kawiarenki za rogiem i do Victoria's Secrets? Potrzebuję kupić sobie jakąś bieliznę. 

- Jasna sprawa. A teraz choćby na matematykę, bo coś czuję, że Trevor nas zeżrę na lunch. - Dziewczyna wybuchła śmiechem.

Martin Trevor to nasz nauczyciel od matematyki. Średniego wzrostu, zawsze chodzi w garniturach. Jest w cholerę przystojny, mimo iż jest ostry. Jest około dwudziestego piątego roku życia. 

-----------------------------------------------

Hejka! Sorki że taki krótki ten rozdział, ale chciałam to rozbić na dwie części tak jakby (?)

Jak wam się spodobało to proszę, zostawcie gwiazdkę!

Zapraszam wszystkich czytelników, na moją drugą książkę " Journey of Fire ", na której będę bardziej aktywna i rozdziały będą regularnie.

YOU AND ME • ~Noah Schnapp~•Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz