43. Ocean stąd

1.1K 118 161
                                    

Jednym z głównych obowiązków Johna Churcha, jakie nakładał na niego zaszczytny tytuł najlepszego przyjaciela Alexandra Hamiltona, było regularne podważanie jego zdolności do podejmowania dobrych decyzji.

Oczywiście nigdy nie wątpił w intelekt Alexandra (w porządku, może zdarzyło mu się raz, czy dwa, ale za każdym razem z dobrego powodu), co jednak nigdy nie przeszkodziło mu w kwestionowaniu każdego wyboru życiowego przyjaciela. Takiego jak ten cały Daniels, o którym na szkolnym korytarzach nie słychać było niczego dobrego, a z którym Hamilton i tak zdecydował się randkować, choć beznadziejnie oczywiście wciąż był zakochany w dwanaście lat starszym pracowniku swojego ojca. To w zasadzie, chociaż nie było świadomie podjętą decyzją, Church zaliczał do kategorii głupich wyborów, które również musiał negować.

Alex mógł być geniuszem, ale dla Johna, mimo wszystko, był przede wszystkim dzieckiem, które wymagało stałej opieki z każdej możliwej strony.

A odkładając już jego własne zmartwienie na bok, był pewien, że Angelica bez wahania by go zabiła, gdyby Hamiltonowi cokolwiek stało się pod jego okiem.

Traktował to jako dodatkową motywację, by trzymać Alexa daleko od jego nowego chłopaka, któremu zdecydowanie źle patrzyło z oczu.

— Okej, panowie — rzucił Morris, stawiając tacę z lunchem na ich stoliku w stołówce przed zajęciem miejsca obok Nathaniela i naprzeciwko Alexa. — Dzisiejszy temat na lunchowe dyskusje. Jeśli młot Thora... — Przerwała mu harmonia znudzonych jęków.

— Nie będziemy gadać o tym pieprzonym młocie — stwierdził Alex. — Obgadaliśmy już wszystkie możliwe opcje i zgodziliśmy się, że jeśli nie będziesz godny, nie podniesiesz go. Nie ma drogi na skróty. Albo jesteś godny, albo nie — oznajmił. — Ktoś ma lepszy pomysł na dyskusję?

— Ale gdybym podniósł Thora...

— Nie podniesiesz Thora — westchnął Church, podczas gdy Alex tylko wywrócił oczami. — Co to za durny pomysł?

— Nawet gdybyś, czysto teoretycznie, mógł podnieść Thora, nie zrobisz tego, jeśli trzyma młot — westchnął Nathaniel. — Serio, panowie, mam deja vu, wyjdźmy z tematów komiksów.

— W zasadzie to mówimy o filmach — wtrącił Morris. — Jeśli chcemy omówić temat młotu Thora w komiksach...

— Nie, nie chcemy — przerwał Alex. — Odbieram ci prawo do wybierania tematów do dyskusyjnych lunchów. Kto za, kto przeciw?

— Za — oznajmił od razu Church razem z Pendletonem, na co Morris obrzucił ich zranionym spojrzeniem, a Alex skinął głową z aprobatą. 

— W takim razie dzisiejszy zaszczyt wyboru tematu na debatę lunchową przechodzi na pana Hamiltona... który ewidentnie ma to w dupie — dopowiedział, gdy Alex bez słowa wyjaśnienia podniósł się z miejsca i, zostawiając przy stoliku swoją torbę oraz lunch, przeszedł przez stołówkę, by stanąć naprzeciwko Marii Lewis, która właśnie stanęła w kolejce po posiłek. Church zmarszczył brwi, przyglądając się prowadzonej przez tę dwójkę bardzo burzliwej jak na jego oko konwersacji, która ostatecznie zakończyła się, gdy Maria wzięła swój lunch, a Alex zaciągnął ją do ich stolika.

Lewis wyglądała na przynajmniej niezadowoloną wizją spędzenia lunchu z nimi i nawet nie wydawała się próbować tego ukryć.

— Hej — przywitał się jako pierwszy Church, przekładając niezręczność sytuacji poniżej manier. Zaraz po nim zreflektowali się również Morris i Nathaniel, jakby tym słowem John wytrącił ich ze swego rodzaju transu. Lewis uśmiechnęła się w sposób, który bardzo przypominał Johnowi uśmiech Angeliki, gdy zapewniała go, że spędzenie rocznicy na premierze nowych Avengersów to świetny pomysł i nie ma nic przeciwko. (Zdaniem Johna naprawdę nie powinna narzekać zważywszy na to, że pofatygował się dla niej do Londynu, a nie na odwrót. Powinien mieć po tym prawo wyboru filmu).

Studium w nienawiściWhere stories live. Discover now