28. Gorąca noc

1.6K 138 221
                                    

— Cicho tu bez nich — powiedział beztrosko Thomas jakąś godzinę po wyjściu nastolatków, kiedy to właśnie urwały się francusko-angielskie potoki słów przerywane zwykle krótkimi i oschłymi wtrąceniami Hamiltona. Jefferson miał wrażenie, że Alexander tracił wrodzony wigor i upartość w obecności Lafayette'a, ale mogło na to wpłynąć wiele czynników, o których Thomas nie miał pojęcia. Hamilton nie wydawał się osobą specjalnie stabilną psychicznie, albo jakkolwiek stabilną psychicznie. Równie dobrze mógł cierpieć na stany depresyjnie czy cokolwiek innego, co fundowało mu wszelkiego rodzaju huśtawki nastrojów.

Thomas nie zamierzał oceniać, ale na miejscu Washingtona, zaciągnąłby Hamiltona do psychologa.

Problemy Hamiltona były z jednej strony oczywiste, a z drugiej strony bardzo niejasne i — cóż — nieoczywiste. Jednego dnia schodził do salonu z uśmiechem na twarzy, będąc miłym dla wszystkich, a następnego nie odzywał się słowem, unikając spojrzenia na kogokolwiek. Czasami wydawał się chcieć zniknąć z powierzchni ziemi, a czasami chodził po niej dumny jak paw z samego faktu własnej egzystencji. To było dezorientujące. W pewnym momencie Thomas zaczął szukać przyczyn tych zachowań w psychologi, próbując odnaleźć zdefiniowane aberracje spełniające kryteria, jakie widział u Hamiltona. Rozważał zaburzenia osobowości, ale to wydawało się zbyt poważne (może borderline, Thomas przeczytał kilka artykułów i pomyślał, że to dobrze wyjaśniałoby niestabilność emocjonalną Hamiltona). Brak informacji o nastolatku niczego nie ułatwiał. O przeszłości Hamiltona wiedział tyle, że w zeszłym roku przechodził coś ciężkiego, co musiało źle się na nim odbić, skoro skutków tych przeżyć obawiano się wciąż mimo upływu czasu. Wiedział, że chłopak został osierocony w młodym wieku (to pasowało do jego teorii odnośnie problemów natury psychologicznej — sieroty prawdopodobnie były na takowe bardziej narażone). Wiedział też, że Hamilton doświadczył w przeszłości, najpewniej niejednokrotnie, przemocy. Bezpośrednio przed zostaniem adoptowanym przez Washingtona był w nowojorskim sierocińcu, wtedy prawdopodobnie był bity. To jak Washington zareagował na siniaka przyniesionego ze szkoły wskazywałoby na to, że problem tkwi w szkole.

Gdy już zsumował osierocenie, prawdopodobną długoterminową przemoc, prześladowanie w szkole i bardzo świeże traumatyczne przeżycie, Thomas pomyślał, że wahania nastrojów to i tak bardzo konsekwencje.

Oczywiście, wielu z tych rzeczy nie był pewien. Hamilton nie wydawał się typem osoby prześladowanej czy bitej, bo najzwyczajniej w świecie nie potrafił sobie wyobrazić, by Alexander komukolwiek na takie coś pozwolił. Dzieciak miał duszę wojownika, Thomas widział to w każdym calu jego osoby i słyszał w każdym słowie, które padało z jego ust. Podniesienie ręki na Hamiltona wydawało mu się największym na świecie absurdem, misją niemal samobójczą. Może wyolbrzymiał sprawę we własnych wyobrażeniach. Hamilton mógł pozwolić się uderzyć, żeby wyciągnąć z tego korzyści. Thomasowi często wydawało się, że do tego chłopak dąży, prowokując go nieustannie rozlewając kawę, trącając w przejściu lub nawet spoglądając pogardliwie. Wielokrotnie Jefferson odnosił wrażenie, że Alexander tylko czeka, niemal niecierpliwie, aż Thomas straci kontrolę i go uderzy lub chociaż popchnie lub szarpnie. To się nigdy nie stało, więc mógł sobie tylko wyobrazić ewentualne konsekwencje. Zwolnienie, wykopanie na ulicę, może oberwanie od Washingtona, który zapewne szybciej by zabił Jeffersona niż pozwolił mu przebywać w pobliżu Alexandra po tym, jak wyrządził mu jakąkolwiek krzywdę.

Zastanawiał się, czy właśnie do tego dążył Hamilton.

Zastanawiał się, czemu myśl, że tak, tak bardzo go bolała.

— To prawda — odpowiedział ze śmiechem Washington. — Aż niepokojąco cicho, prawda? — zapytał, na co Thomas skinął głową. Jego szef podniósł się z kanapy i skierował do kuchni. — Chcesz drinka? Trzeba w końcu uczcić urodziny Ameryki.

Studium w nienawiściWhere stories live. Discover now