20. Obaj wiemy, co wiemy

974 117 69
                                    

Może kiedyś wrócę do wrzucania rozdziałów o normalnych porach. Jestem zmęczona, więc pewnie są błędy i możliwe, że to ssie, ale no.

Wesołych świąt i tak.

~*~

O karze, którą Washington wymyślił dla Hamiltona, John poinformował Thomasa następnego dnia w czasie przerwy na lunch. Wyglądał jakby usłyszał, że Boże Narodzenie w tym roku nadejdzie szybciej. Jefferson osobiście nie wiedział, co jest aż tak zadowalającego w tej sytuacji, ale nie zaprzeczał, że fakt, iż nie skończyło się na pogadance, był nieco satysfakcjonujący.

Następne dni w pracy były pełne zamieszania i nowych obowiązków związanych z wdrażaniem w życie planu Hamiltona oficjalnie będącego planem Thomasa, chociaż Jefferson nie potrafił zmusić się do myślenia o tym w ten sposób. Wszystko to było w końcu zaplanowane przez Hamiltona — od początku do końca, nawet jeśli to Thomas otrzymywał poklepywania po plecach i słowa aprobaty od przypadkowych ludzi na korytarzach. Tylko członkowie gabinetu Washingtona wiedzieli, kto naprawdę odpowiada za wszystkie wprowadzane w firmie zmiany i nikt nie palił się do rozpowszechniania tej wiedzy. W ogóle starali się o tym nie rozmawiać, skupiając się raczej na konferencjach i wideokonferencjach z przedstawicielami placówek w pozostałych dwunastu stanach. Thomas już cztery razy musiał ponownie przedstawić plan Hamiltona tym razem jako już przyjęty projekt, za każdym razem spotykając się z nieco inną reakcją. Z północnych placówek niemal wszystkie przyjęły zmiany z entuzjazmem — w kwestii zadłużenia zdecydowanie prowadził Nowy Jork, jednak w innych siedzibach sytuacja również nie wyglądała obiecująco. W Pensylwanii spotkał się z pytaniami, dlaczego to nie do nich zdecydowano przenieść główną siedzibę, na co Thomas odpowiadał lakonicznie tym, co wcześniej powiedział mu Hamilton. To w Wirginii powstała firma, panie Dickinson, Wirginia wiedzie prym pod względem gospodarczym i ma duże znaczenie sentymentalne dla pana Washingtona. Pana Dickinsona to jednak nie przekonało, oznajmił, że zamierza napisać skargę, na co Adams oznajmił, że może wsadzić ją sobie tam, gdzie słońce nie dochodzi, chociaż sam przy każdej okazji wykazywał własne niezadowolenie co do realizacji planu Hamiltona.

Wirgińczycy mimo wszystko też nie byli zadowoleni. Nie wszyscy, w każdym razie. Ludzie odpowiadający za administrację, nie posiadali się z radości na wieść, że to u nich właśnie miejsce będzie miała główna siedziba, zapewniali, że jest to absolutnie wspaniały pomysł, który będzie kluczem do dalszego rozwoju firmy. Ci odpowiadający za finanse nie okazywali aż takiego entuzjazmu. Sceptycznie przyglądali się planowi zadłużenia, który odbierali jak projekt skrajnie niesprawiedliwy. Chociaż Thomas coraz bardziej popierał to przekonanie, wbrew sobie powtarzał na takie oskarżenia niczym mantrę słowa Hamiltona o tym, że dobro ogółu całej firmy jest ważniejsze niż dobro poszczególnej jednostki w tym wypadku jednej placówki.

Od dnia akceptacji projektu Hamilton ani razu nie pojawił się w firmie, aż atmosfera w końcu rozluźniła się na tyle, by powiedzieć, że wszystko wróciło do jako takiej normy.

Ciężko byłoby jednak powiedzieć to samo o atmosferze, z jaką Thomas musiał mierzyć się poza pracą. Hamiltona zdecydowanie nie interesowało ułatwianie Jeffersonowi życia, a raczej wręcz przeciwnie. Kilka dni po ich ostatniej rozmowie w firmie traktował egzystencję Thomasa jak powietrze. Nie odpowiadał na powitania, prośby i pytania, aż Jefferson doszczętnie sobie odpuścił wszelkie próby nawiązania interakcji. Przecież to nie on zawinił, dlaczego niby Hamilton miał nagle zgrywać poszkodowanego?

Potem było już tylko gorzej. W połowie maja Alexander postanowił zmienić taktykę, uświadamiając Jeffersonowi, jak wspaniałe było bycie ignorowanym. Gdy w końcu dobiegło to końca złośliwości Hamiltona zaczęły graniczyć wręcz z okrucieństwem o specyficznym charakterze, z którym Thomas nie miał okazji zetknąć się od czasu liceum. Z początku nic specjalnie uciążliwego, szturchnięcia łokciem, gdy mijali się w korytarzu, pogardliwe spojrzenia i prychnięcia ilekroć Thomas powiedział — cóż — cokolwiek w obecności chłopaka. Następnie pojawiły się złośliwe komentarze przy każdej możliwej okazji, „przypadkowe" oblewanie przeważnie gorącymi napojami. Jefferson ze wszystkich sił powstrzymywał się przed odpowiedzią na takie zagrywki, wiedząc, że Hamilton tylko w jakiś sposób testuje jego cierpliwość albo wręcz próbuje go sprowokować do krzyku czy nawet przemocy. Gdy pewnego popołudnia, kiedy byli sami w mieszkaniu,  na już trzeciej w ciągu tygodnia koszuli Thomasa wylądowała gorąca kawa i Jefferson gwałtownie poderwał się z krzesła, Alexander skrzywił się nieco, jakby oczekując uderzenia. Gdy jednak Thomas przeszedł tylko do kuchni po serwetki, nastolatek ponownie przybrał pogardliwy wyraz twarzy i odszedł, rzucając na odchodne wulgarną obelgę.

Studium w nienawiściWhere stories live. Discover now