pv. Jurij Plisetsky 15 stycznia 2019
Hej, jestem Jurij Plisetski, ale znajomi mówią do mnie Yurio. Mam piętnaście lat i pochodzę z Rosji. Wychowuje mnie dziadek, a moim hobby jest taniec na lodzie.
Dzisiaj wyjeżdżam na wymianę uczniowską do szkoły w Tokio, a dokładniej na jego przedmieściach. To Akademia im. Katsudonu. Zastanawiam się tylko czym lub kim jest wspomniany wcześniej katsudon, bo gdy wpisywałem to słowo w google, wyskakiwał mi tylko rosół wieprzowy, ale to chyba nie to (pv. narrator "a jednak").
- Yurachka, chodź już, bo spóźnisz się na samolot - zawołał dziadek.
- Idę, idę!Wsiedliśmy do samochodu, a słynna rosyjska zima nie była dla nas łaskawa. Dziadek ledwo widział gdzie jedzie.
Dojechaliśmy na lotnisko i po licznych uściskach oraz ciepłych pożegnaniach odszedłem w stronę wielkich drzwi.
Ok. 2 w nocy wsiadłem do samolotu. Głównie spałem, ale znalazłem też czas na dokończenie internetowego kursu podstaw japońskiego.
Gdy odebrałem bagaż na lotnisku w Tokio, transport już na mnie czekał. W samochodzie próbowałem rozpocząć konserwację w nowo poznanym języku, ale mimo tego, że pogoda była łagodniejsza niż w Rosji, a śnieg prószył delikatnie kierowca nie chciał ze mną rozmawiać. Albo mnie nie rozumiał.
Po jakiejś godzinie przyjechaliśmy pod wielki budynek na skraju lasu. Kierowca wziął moje bagaże i przeprowadzając mnie przez korytarze postawił je pod jednym z pokoi. Następnie odszedł. Okazało się, że drzwi były otwarte, więc wszedłem. Były cztery łóżka, w tym jedno wolne. Zostawiłem przy nim walizki i rozejrzałem się po pokoju. Wtedy wiedziałem już, że mieszkają ze mną jakieś indywidua - wszędzie porozrzucane były śrubki, na ścianie wisiało z dwadzieścia medali sportowych z różnych dyscyplin, a na biurku stała kamera i lampa do nagrywania.
Nie minęły dwie minuty, gdy otrzymałem SMS'a z mapką szkoły i podaną salą, do której muszę się udać. Pobiegłem tam czym prędzej, lecz w szatni zorientowałem się, że nie wyjąłem z walizki butów na zmianę, więc poszedłem w tych, które miałem na sobie. Nie spodziewałem się wtedy, co to za sobą niesie.
Na korytarzu zobaczyłem woźnego, który (co wywnioskowałem z jego plakietki) miał na imię Levi. Mył okna, ale gdy tylko zobaczył moje brudne trampki przerwał zajęcie. Zaczął do mnie krzyczeć, że chyba w tej Rosji to mnie higieny nie nauczyli itp., więc grzecznie przeprosiłem, cofnąłem się do pokoju, przebrałem buty i przyszedłem z powrotem. Tym razem Levi był dużo milszy i wskazał mi nawet salę, w której odbywają się zajęcia.
Gdy wszedłem do klasy od razu zauważyłem ekscentrycznego nauczyciela.
- Och, witaj Jurij! Czekaliśmy na ciebie. Jestem Christophe Giacometti i będę twoim wychowawcą. Może opowiesz nam coś o sobie?
Także wydukałem, a raczej starałem się wydukać po japońsku informacje, które przedstawiłem na początku, ale Chris mi przerwał -Nie zauważyłeś, gdy witałem się z tobą po angielsku? Z resztą, z tego co słyszałem, nasz kochany woźny również krzyczał do ciebie w tym języku. Wszyscy jesteśmy tutaj różnych narodowości, więc nie krępuj się, mów po angielsku.Czy byłem aż tak głupi, by nie zauważyć w jakim języku do mnie mówią? Nie. Po prostu chciałem pokazać, że mimo obcego pochodzenia umiem mówić w ich języku. Jak widać z marnym skutkiem. Przynajmniej po angielsku mogłem łatwiej powiedzieć swoją skróconą autobiografię i po chwili siedziałem już w jednej z wolnych ławek.
YOU ARE READING
Akademia im. Katsudonu| Gdyby postacie z anime chodziły do szkoły...
FanfictionAkademia im. Katsudonu to wyjątkowa szkoła, w której wszystkie osoby (łącznie z ciałem pedagogicznym) to postacie z anime. Ich historie łączą się w często zabawny i niespodziewany sposób. Spotkasz tam m.in.: Viktora Nikiforova, Levi'a, Sebastiana, N...