33

1.9K 176 134
                                    

Eren wstał przed piątą. Niebo było szare i brzydkie. Wiał zimny wiatr, który szeleścił miliardami liści. Jean smacznie spał. Szatyn przetarł twarz i usiadł. Poczekał aż sen do końca odejdzie i wstał. Wyszedł z małego pokoju. Prawie ustał na Jeana, ale na szczęście w ostatniej chwili zatrzymał opadającą stopę.

Salon nie był oświetlony. Na kanapie spała Hanji, a na niej dwa koty. Eren lekko się uśmiechnął i ustał na środku malutkiego korytarzyka z rozpadającą się szafką na buty. Włożył swoje kozaki i przeczesał dłonią włosy. Zoe poruszyła się niespokojnie, a kocury z cichymi miauknięciami upadły na podłogę.

Eren wyszedł z domu, pozwalając na to, aby wiatr owiał jego twarz. Levi nie spał, ale zielonooki nie mógł wiedzieć tego, że brunet jest na spacerku w lesie. Niebo stawało się coraz jaśniejsze i powoli przybierało różową barwę.

Eren ruszył w stronę studni. Było chłodno. Rosa odbijała światło budzącego się słońca. Szatyn ustał przed głęboką dziurą i spojrzał w dół. Na głębokości pięciu metrów panowały już egipskie ciemności. Chłopak usiadł na brzegu studni tak, że gdyby się trochę odchylił, wpadłby do środka.

- Echo!- krzyknął.

- Echo, echo, echo...- odpowiedział cichy głosik w ciemności.

Szatyn spojrzał na drzewa. Wiatr porywał liście i wyginał gałęzie. Eren czuł, że jego włosy również miotają się na wszystkie strony. Nie był jednak zaniepokojony. Wręcz przeciwnie.

Ogarniała go dziwna nostalgia. Czuł tęsknotę za czymś, ale nie mógł na tyle wysilić mózgu, aby się dowiedzieć za czym. Nadal był zaspany. Spojrzał na kapitana, który szedł powoli w jego kierunku. Olśniło go.

- Mikasa!- krzyknął, gdy w jego głowie pojawił się obraz dziewczyny.

- Co się drzesz? Kim jest Mikasa?- spytał Levi i oparł się o ścianę chaty.

- Moja siostra... Nagle dotarło do mnie, że przecież jej nigdy nie zobaczę- mruknął posępnie Eren. Zwiesił głowę i przygryzł dolną wargę. Bił się w pierś, że po prostu nie odmówił ojcu.

- Czasem ktoś umiera. Nikt nie żyje wiecznie.

Levi chciałby powiedzieć coś milszego, coś pocieszającego, ale było już za późno. Nie da się cofnąć wypowiedzianych słów. Brunet żałował swojej wypowiedzi, gdy zobaczył, że jedna, mała łza kapnęła na ugnieciony piasek. Eren miał za nisko głowę, aby Levi mógł ujrzeć jego twarz, ale mimo pozorów kapitan posiada bogatą wyobraźnię.

- Ja żyję wiecznie! Nie starzeję się! Zobaczę twoją śmierć! Rozumiesz?!

- Eren...

- Przeżyję wszystkich! Nie będę mógł nikogo polubić, pokochać, bo to będzie bolało!

- Eren...

- Dlaczego mój ojciec zrobił mi coś takiego?! To jest wręcz...

- Zamknij się wreszcie!- huknął Levi, a Eren przestraszony uniósł głowę.

Brunet mógł zobaczyć smutne, zielone oczy, w których kapitan ujrzał samego siebie. Szatyn płakał w bardzo piękny sposób. Łzy spływały po bladych policzkach. Levi je wytarł kciukami i przytulił głowę chłopaka do swojej klatki piersiowej.

- Nie wkurwiaj mnie. Wyciągniemy z ciebie te cholerstwo- szepnął.

- Ale ty jesteś romantyczny- mruknął Eren i pociągnął nosem.

Czasem potrzeba wiele czasu, aby coś do ciebie dotarło. Tak było również z tym chłopakiem. Akurat na brzegu studni, przy wschodzie słońca, w środku lasu uświadomił sobie, że już nigdy nie przytuli mamy, nie pokłóci się z Mikasą o byle błahostkę i nie przeczyta z Arminem kolejnej ciekawej książki, a w przyszłości zobaczy jak Levi się starzeje i powoli umiera.

Życie wieczne?

To ból. Eren potrzebuje drugiego człowieka do normalnego fukncjonowania. Po jakimś czasie mimo wszystko do jakiegoś się przywiąże, a potem zobaczy jego śmierć i będzie płakać. To nigdy się nie skończy.

Levi, jak ty umrzesz, popełnię samobójstwo, pomyślał, przytulając z całej siły mężczyznę.

***

Wracali do domu konno w bardzo wolnym tempie. Nikomu się nigdzie nie spieszyło. Conny praktycznie spał na swoim rumaku, a Jean wyglądał na mocno zamyślonego. Hanji czytała jakąś książkę z czarną okładką bez tytułu. Levi patrzył przed siebie, ale co chwilę zerkał na Erena, który wpatrywał się w las.

Erwin zauważył dziwne zachowanie kapitana. Doszło do niego, że ta dwójka ze sobą nie skończyła. Będzie musiał pomóc im się rozstać. Człowiek nie może być z demonem. To prawnie zabronione. Poza tym są tej samej płci, a Kościół teg nie toleruje.

Eren skierował wzrok na małe jeziorko w środku lasu. Zobaczył na nim dziwne fale, które kierowały się od środka do brzegu. Nagle coś zaczęło wynurzać się z wody. Najpierw dostrzegł jakiś czarny kamień, ale po chwili zdał sobie sprawę, że to kaptur. Jakoś po ośmiu sekundach mógł ujrzeć postać ubraną w czarną szatę. Nie widział twarzy, tylko złowrogie, czerwone oczy.

Krzyknął i podskoczył. Przez to spadł z konia, a spłoszona klacz pognała przed siebie. Nadal wpatrywał się w jeziorko, mimo iż strasznie bolał go tyłek, na który upadł. Zdziwieni zakonnicy patrzyli na niego pytająco. Tylko Levi prześledził wzrok Erena, ale nie zauważył nic podejżanego w miejscu, na które się patrzył. Hanji zeskoczyła z konia i kucnęła obok przerażonego chłopaka.

- Eren, co się dzieje?- spytała delikatnie i położyła dłoń na jego ramieniu.

Szatyn przetarł oczy, a gdy to zrobił, przerażająca postać zniknęła. Sam jej wizerunek nie był jakiś straszny, ale ta złowroga aura, gdy się pojawiała powodowała szybsze bicie serca, duszności i okropny strach.

- Nie widzieliście?- spytał cicho Eren, przenosząc wzrok z jeziorka na zakonników.

Wszyscy zgodnie zaprzeczyli. Levi poczuł dziwne wyrzuty sumienia, że nie widział tego, co ujrzał Eren i nie może potwierdzić. Chłopak przygryzł wargę i spojrzał na swoje pokaleczone ostrymi kamieniami dłonie. Poczekał aż zranienia się zaleczą.

- To był Szatan, diabeł, demon!- krzyknął szatyn i złapał się za głowę. Ciągał mocno swoje włosy. Czasem któryś wyrywał.

Levi szybko zeskoczył z konia i złapał Erena za nadgarstki. Chłopak uniósł wzrok i wlepił go bruneta. Mężczyzna kucnąl tak, aby ich twarze były na tej samej wysokości. Puścił ręce Erena. Zielonooki położył je na udach. Levi wytarł jego mokre policzki, nie patrząc na to, że jet tu Erwin, Jean i Conny. Liczyło się dla niego tylko uspokojenie tego skrzywdzonego przez życie chłopaka.

- Co widziałeś?- spytał Levi, gdy Eren przestał płakać.

- Postać w czarnej szacie. Nie miał twarzy. Na jej miejscu była ziejąca pustka i czerwone.... czerwone jak krew oczy patrzące na mnie z nienawiścią. I ta aura... aura śmierci i strachu. Złowroga- wytłumaczył powoli.

- Pierwszy raz coś takiego widziałeś?

- Nie. Widziałem to w kącie pokoju w tamtej chacie w lesie, ale nie było to tak przerażające. Poza tym było ciemno i pomyślałem, że czerwone oczy mogą być zwykłym odbiciem ognia w szybie.

- To jest niepokojące. Musimy...

- Nic nie musimy!- huknął Erwin- Jean, złap tego konia! Wracamy zaraz na bazę! Eren to demon! Nie powinniśmy się nad nim rozczulać!

- Ale Erwin, Eren to człowiek. Po prostu jest opętany- powiedziała cicho Hanji zdziwiona wybuchem dowódcy. Przecież zawsze był bardzo cierpliwy.

- To odprawimy egzorcyzmy!- krzyknął mężczyzna.

Levi prychnął i pomógł Erenowi wstać. Dał mu wodę, którą chłopak wypił jednym duszkiem. Hanji weszła na swojego konia. Kapitan spojrzał na Erwina z nienawiścią, ale blondyn to zignorował.

- Egzorcyzmy to dobry pomysł- odezwał się niespodziewanie Conny.

Nie zabijaj  [Riren, Levi x Eren]Where stories live. Discover now