23

2.3K 220 245
                                    

Nikt nie lubi wojny. Dla Erwina też się ona nie podobała. Siedział właśnie przy stole, ale Levi i Eren wypili tylko kubek wody i zjedli po połówce suchej bułki. Tak było od prawie trzech dni. Odmawiali chodzenia na jakiekolwiek misje i odpowiadali dowódcy na wszystko jakimś wymyślnym migowym.

Tak naprawdę to tylko wierzchołek góry lodowej. Gdy Eren zostawał sam, płakał. Tęsknił za ciepłem kapitana. Po prostu się bał. Był samotny, mimo iż otaczali go ludzie. Tylko Levi go rozumiał, bo byli praktycznie tacy sami.

Z kolei ukochany Erena sypiał nawet mniej niż trzy godziny. Czytał od sześciu minut tę samą stronę. Nie mógł się skupić. Myślami ciągle uciekał gdzieś do swoich wspomnień. Bardzo chciał się wyspać, co udawało mu się tylko wtedy, gdy czuł obecność osoby, której ufał.

Byli odizolowani od siebie. Nie mieli czasu się spotkać. Erwin ciągle ich pilnował. Czuli, że zwariują w samotności. Mieli siebie na wyciągnięcie ręki, ale nie mogli dotknąć nawet opuszkiem palca ramienia drugiej osoby i odezwać się w bardziej intymny sposób.

- Wyjeżdżam do stolicy- poinformował ich wieczorem Erwin

Eren posłał kapitanowi spojrzenie pełne ulgi, ale Levi wiedział, że dowódca tak łatwo nie odpuści. Kto zrobił szach-mat, nie pozwoli przeciwnikowi postawić znowu króla na planszę.

- Oczywiście jedzie ze mną kapitan Levi i doktor Hanji Zoe.

Nagle Erena opuścił względnie dobry humor. Spojrzał na Erwina takim nienawistnym i pustym spojrzeniem, że zarówno dowódca, jak i Levi poczuli ciarki na plecach. Do bruneta dotarło, że jego szzeniaczek staje się prawdziwym wilkiem i niedługo zacznie kąsać.

- Jestem opiekunem Erena. Nie wolno nas rozdzielać- zaczął dyskusję ciemnooki.

- Mam pozwolenie- powiedział pewnie blondyn.

Ten mężczyzna pomyślał o wszystkim. Rozegrał to tak, aby Levi nie był w stanie mu się przeciwstawić. Musiał ich odciągnąć od siebie. Związek z demonem nie był najlepszym wyborem.

- Wami zajmie się starszy mistrz Chyu-Lao, który jest dowódcą Zakonu Głębokiej Wiary. Macie nie przynieść mi wstydu. Wyruszamy jutro o dziesiątej.

- Tak jest- odpowiedzieli znudzeni zakonnicy.

***

Eren patrzył ciekawsko na mężczyznę. Nazwa ,, starszy mistrz" sugerowała, że przyjdzie do nich staruszek, a tymczasem stał przed nim wysoki dowódca zakonu ubrany w eleganckie szaty. Miał długie, czarne włosy spięte w kucyk i przenikliwe, fiołkowe oczy. Był lekko opalony, a jego ucho zdobiły dwa, białe kolczyki.

Levi od razu poczuł do niego niechęć. Zazwyczaj nie oceniał ludzi na pierwszy rzut oka, ale kapitana wkurzyła ładna buźka Chyu-Lao. Wydawał się być bardzo miły, ale jego gęba była nienaturalnie nienaganna.

Brunet wsiadł na konia i spojrzał się na Erena. Chłopak był blady przez zbyt małą ilość witamin i jedzenia. Levi nagle poczuł wyrzuty sumienia. To on go do tego namówił. ,,Jedz"- powiedział bezgłośnie i ruszył za Erwinem.

Zielonooki od razu poczuł ciepło na sercu. Tego mu bardzo brakowało. Zatroskane spojrzenie Levi'a było chyba najmilszą rzeczą od trzech dni. Wiadomość, iż ktoś się o ciebie martwi potrafi bardzo uszczęśliwić.

***

- Zielone oczy... Niezwykłe- powiedział Chyu-Lao po dłuższym wpatrywaniu się w Erena.

- Jesteś demonem. Jakie to uczucie?

- Naprawdę potrafisz spalić całą wioskę niebieskim ogniem?

Po chwili szatyn po prostu się wyłączył, przestał słuchać mężczyzny i jego tysiąca pytań. Lekko się uśmiechnął i wszedł do kuchni. Przywitał Conny'ego skinięciem głowy, a Jeana wrogim spojrzeniem.

Nie zabijaj  [Riren, Levi x Eren]Where stories live. Discover now