1

10.9K 427 991
                                    

    Wstałem jak zwykle z pierwszymi promieniami słońca. Spanie przy biurku nie było wygodne, dlatego potwornie bolały mnie plecy. Wstałem i się rozciągnąłem. Podszedłem do szafy i szybko się przebrałem. Miałem wiele czasu do śniadania, ale chciałem jeszcze zajść do pobliskiej piekarni po świeże pieczywo. Poprawiłem rękawy koszuli, które wystawały spod czarnej marynarki i wyszedłem z pokoju.

Okazało się, że nie tylko ja jestem rannym ptaszkiem, bo Kirschtein czesał już swojego konia, a raczej krewnego. W każdym razie minąłem go, witając się lekkim skinięciem głowy i poszedłem siodłać swoją klacz. W powietrzu unosił się lekki zapach porannej rosy, co znacznie poprawiło mi humor. Niestety szybko się zepsuł, gdy zobaczyłem totalny syf w stajni. Czyżby Jean zgłosił się na ochotnika do sprzątania? Nie? To teraz się zgłosi.

***

Wjechałem do miasta i skierowałem się w stronę targu. Mieszkańcy byli zaniepokojeni moją obecnością. Nic dziwnego. Zazwyczaj zakonnicy zjawiają się po to, aby zabić demona. Przetarłem podkrążone oczy i zeskoczyłem z konia. Przywiązałem go, obserwując z obrzydzeniem tłum brudasów na placu targowym.

Ruszyłem w tamtą stronę, rozglądając się na boki. Nie chciałbym zostać przejechany przez jakąś dorożkę. Z głośnym westchnięciem wszedłem w tłum ludzi. Skierowałem się do straganu z pieczywem. Zobaczyłem tam dobrze mi znaną dziewczynę. Maria sprzedaje najlepszy chleb w okolicy. Kiedyś jej ojciec przywoził nam codziennie rano świeże wyroby, ciepłe i pięknie pachnące. Niestety mężczyzna zmarł, a jego córka panicznie boi się koni. Maria bez słowa podała mi ,,To, co zawsze" i przyjęła parę monet. Z ulgą wróciłem do mojego konia.

Droga zleciała mi dość szybko. Tylko na polu moja klacz wystraszyła się dzikiego psa. Kundel jednak podkulił ogon i uciekł, gdy na niego warknąłem. Ma się ten alfi instynkt. Zaprowadziłem konia do stajni i oddałem go w ręce Jeana. Wszedłem do domu i ruszyłem w stronę kuchni. Petra kroiła szynkę. Widać było, że jest jeszcze zaspana, bo jej ruchy były bardzo ociężałe i nawet mnie nie zauważyła.

Rzuciłem chleb na blat i z satysfakcją obserwowałem zaskoczoną dziewczynę, która lekko podskoczyła. Po chwili jednak Petra wybuchła śmiechem.

- Nie strasz mnie tak, kapitanie- powiedziała i zaczęła kroić bochenek z lekkim uśmiechem.

- Trzeba było nie spać na stojąco- odpowiedziałem, sypiąc do kubka kawę. Dorzuciłem drewna do pieca i postawiłem czajnik na płytce. Woda zaczęła się gotować.

- Tak, tak. Levi, pójdziesz ze mną na randkę?- spytała się całkiem poważnie, zaprzestając nakładania szynki na kromki.

- Nie widzę przeciwwskazań- rzuciłem obojętnie i zalałem kawę wrzątkiem. Oparłem się o blat i wlepiłem wzrok w Petrę. Wyglądała jakbym dał jej złote kolczyki i naszyjnik z wielkim brylantem. Duże oczy świeciły się jak klejnociki, a twarz przyozdobił szczery, szeroki uśmiech. To dobra dziewczyna, więc chyba zasługuje na chwilę radości.

- Cieszę się- powiedziała i wróciła do robienia kanapek, śpiewając pod nosem jakąś przyjemną dla ucha piosenkę. Usiadłem przy stole i oparłem policzek na dłoni. Zamknąłem na chwilę oczy, a jak je otworzyłem zobaczyłem już gotowe śniadanie. Magia.

Hanji siedziała obok mnie i wcinała szynkę, że aż się jej uszy trzęsły. Niechętnie wziąłem kanapkę i zrobiłem pierwszego gryza.

- Pyszna, prawda?!- krzyknęła okularnica, plując na mnie kawałkami jedzenia. Zniesmaczony wyjąłem chusteczkę z kieszeni i wytarłem twarz.

- Brudas- mruknąłem pod nosem i upiłem łyk, niestety już zimnej, kawy. Wtedy do pokoju wszedł Erwin z jakimiś papierami. Usiadł na drugim końcu stołu i rozłożył przed sobą kartki.

Nie zabijaj  [Riren, Levi x Eren]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz