20

2.4K 227 80
                                    

Eren się nie budził. Ledwo oddychał. Levi siedział na drewnianym krześle obok łóżka. Wpatrywał się w szatyna. Musiał być pewny, że chłopak nagle nie zacznie się dusić.

- Kapitanku, rusz dupę z krzesła- mruknęła Hanji, która zajęła miejsce przy oknie.

- Ruszę dupę, jak użyjesz mózgu. Podobno cuda się zdarzają, gdy człowiek mocno wierzy.

Levi wstał i usiadł ma brzegu łóżka. Trochę go zawstydzała obecność okularnicy. Niby wiedziała o ich związku, ale bruney nie przywykł do okazywania komuś uczuć przy świadkach. Nawet nigdy nie przytulił Petry, gdy ktoś ich widział.

Tym razem jednak zdjął buty i położył się obok Erena. Objął go delikatnie jedną ręką. Chciał, aby szatyn poczuł, że nie jest sam.

- Oooo... Levi kogoś przytulił.... w dodatku w tak słodki sposób- szepnęła Hanji, łapiąc się za policzki. Naprawdę intrygował ją związek półdemona i człowieka.

Brunet bardzo się cieszył, że miał komu okazywać uczucia. Był marudą, to fakt, ale każdy potrzebuje kogoś kochać i być kochanym, nawet wiecznie wredny, niedostępny Levi. Miłość tych dwojga polegała to zwykłej obecności, byciu blisko.

Obaj stracili wszystkie im bliskie osoby. Na tym ich podobieństwo się nie kończyło... Niby ich charaktery bardzo się różniły, ale życie, emocje były prawie identyczne.

***

Gdy okularnica zostawiła papużki same, Levi od razu pocałował Erena w skroń. Nie był to zwykły buziak, który daje pięcioletnie dziecko koleżance. W ten niewinny pocałunek kapitan przelał cały swój strach, wszystkie obawy związane ze zdrowiem Erena.

Szatyn smacznie spał, regenerował siły. Według Hanji szybko się obudzi i stanie na nogi, ale Levi spędzał z zielonookim więcej czasu. Według niego Eren potrzebuje jakiejś baterii. Coś, co pomoże mu szybciutko zasilić magię, aby mógł się w pełni zregenerować.

Mijały dni, a chłopak się nie budził. Brunet czuł, że Eren gaśnie w jego ramionach. Przychodził codziennie wieczorem, kładł się obok szatyna i całował go w skroń.

Hanji łamało się serce za każdym razem, gdy widziała ten obrazek. Może i była nieczułą sadystką, ale Levi martwiący się o kogoś był naprawdę wzruszający.

Kapitan mało jadł. Głównie pił herbatę i wpatrywał się w stół. Myślał. Potrzebował czegoś, co naładowałoby Erena. Przestał nawet zwracać uwagę na brudne schody, czy niedomyte okna.

***

Kolejny dzień... Oddech chłopaka był ledwo wyczuwalny. Levi głaskał go po dłoni. Nie mógł umrzeć. Nie on, nie teraz.

- Eren, błagam- szepnął cicho, bojąc się, że głośniejszy dźwięk przeszkodzi zielonookiemu w odpoczywaniu- Wstawaj...

***

Mikasa cicho się zaśmiała i zaczęła rozplątywać szatyna. Gruby sznur po chwili przestał ściskać nogi Erena. Chłopak wstał z niemałą ulgą.

- Jakimż ty sposobem spadłeś sam w swoją pułapkę?- spytała czarnowłosa, przechylając lekko głowę w prawo.

Eren podrapał się po karku. Szukał jakiegoś sensownego wyjaśnienia. Nie mógł przecież powiedzieć, że chciał sprawdzić, czy ona działa.

- Me myśli gdzieś odbiegły od rzeczywistości- odpowiedział i zaczął od nowa nastwiać pułapkę.

- A i tegoż dnia idziem również do kościoła?

Nie zabijaj  [Riren, Levi x Eren]Onde histórias criam vida. Descubra agora