Rozdział 37 „Walcząc z ciszą"

132 14 2
                                    

Od samego ranka w moim domu było gwarno. Wuj Robert złożył nam niezapowiedzianą wizytę i próbował mnie przekonać, bym wjechała do ciotki Mii. Zdawałam sobie sprawę, że chce dla mnie jak najlepiej, ale nie wyobrażałam sobie, że mogę teraz od tak wszystko zostawić i po prostu wyjechać. Miałam tutaj swoje obowiązku, dla Zakonu, rodziny i przyjaciół. Twardo przedstawiałam swoje argumenty.

– Jesteś tak uparta, jak Colin! – mruknął wuj Meadowes, próbując po raz kolejny przedstawić mi dobre strony tego pomysłu. – Wszyscy powinniście się wyprowadzić i mówię tutaj też o tobie Alaricu i Williamie – zwrócił się do moich braci, na co Will prychnął.

– Wuju, wiemy, że się o nas martwisz, ale nigdzie się nie wybieramy. To jest nasz dom – powiedział dobitnie najmłodszy Meadowes, na co wuj westchnął głęboko.

– Niczym was nie przekonam, prawda? – upewnił się i spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem. – W takim razie polej mi szklaneczkę Ognistej, moja bratanico.

Puścił mi oko, a ja wywróciłam oczami, po czym udałam się do barku, by nalać trunku. Alaric z daleka wskazał również na siebie, a Allie posłała mu rozbawione spojrzenie. Czułam się parszywie, więc stwierdziłam, że alkohol nie będzie takim złym pomysłem. Nalałam trunek sobie, wujowi, Alaricowi i Willowi, bo wiedziałam, że Allie nie przepada za alkoholem, w odróżnieniu do mojego najstarszego brata, którego był to ulubiony sposób na „odpoczynek". Allie postanowiła zabrać się za obiad, w którym chciałam jej pomóc, jednak kobieta szybko wygoniła mnie z kuchni, sądząc, że narobię więcej szkód niż pożytku. Oczywiście William nie mógł powstrzymać się od komentarza na ten temat i tym sposobem rozgrzała się między nami kłótnia.

– Znowu zaczynacie... – mruknął Alaric i pokręcił głową. 

Spojrzałam na niego ostrzegawczo, by nie wtrącał się w naszą rozmowę. William postąpił identycznie jak ja, dlatego po chwili zamiast kontynuować naszą małą wymianę zdań, roześmialiśmy się i stuknęliśmy szklankami.

– Tak sobie pomyślałem... – zaczął wuj Robert i podrapał się po brodzie. – Czy bardzo będzie wam ciążyć, jeśli zatrzymam się u was na dłuższy czas? – zapytał.

– Wuju, możesz tu zostać tak długo, jak tylko będziesz miał ochotę. To ogromny dom, tym bardziej, że William nas opuścił i... – mówił Alaric, jednak gwałtownie przerwał, spoglądając na mnie kątem oka.

– Syriusz również. – Zakończyłam za niego, a mój wuj zaczął przyglądać mi się badawczo. – Już tu nie wróci – dodałam pewnie. 

Robert wpatrywał się we mnie dłuższą chwilę, a potem położył swoją dłoń na mojej i ścisnął mocno.

– Jesteś wspaniałą kobietą. Pamiętaj o tym, zawsze – poprosił. 

Wzruszyłam się słysząc jego słowa i pokiwałam głową na znak zgody. Musiałam być silna, dla mojej rodziny. Godzinę później zajadaliśmy się obiadem, który przygotowała żona mojego brata. Uwielbiałam jej kuchnię, wszystko co trafiło w jej ręce, zawsze było przepyszne. Tylko dzięki niej dobrze się odżywialiśmy, bo nikt z Meadowes nie potrafi gotować. To rodzinne, naprawdę. Przesiedzieliśmy cały wieczór razem, a gdy każde z nas skierowało się do swoich pokoi, poczułam pustkę. Moja sypialnia wydawała się za duża na jedną osobę. Usiadłam na łóżku i dotknęłam lekko poduszki, na której spał Syriusz. Od wielu tygodni nie rozmawialiśmy ze sobą, a na spotkaniach Zakonu Feniksa, umiejętnie się omijaliśmy. U Lily i Jamesa również bywaliśmy często, jednak osobno. Ciężko było mi się pogodzić z tym wszystkim, ale uważałam, że to dobry pomysł, póki sama nie zrozumiem siebie. Nagle usłyszałam hałas i dostrzegłam sowę, która dobija się do mojego okna. Podeszłam, otworzyłam je, a sowa wyciągnęła nóżkę, w której znajdował się list. Zabrałam go i pospiesznie usiadłam na łóżku i drżącymi dłońmi zaczęłam otwierać list od Regulusa, do którego napisałam wczorajszej nocy.

zanim cię zapomnę // dorcas meadowes i syriusz blackTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang