Rozdział 14 „Przebudzenie"

235 26 0
                                    

Pokój Życzeń wyglądał podobnie jak Pokój Wspólny Gryffindoru. Na środku stał kominek, a przed kominkiem dwie kanapy i fotel, wszystkie obite czerwoną tkaniną.

– Po co nas tutaj ściągnęłaś Lil? – zapytał James i usiadł fotelu. 

Podążyliśmy za jego przykładem i też wszyscy zajęliśmy miejsca.

– Posłuchajcie. Wiem, że ostatnio wszystko się pokomplikowało, ale głęboko wierze, że jeszcze to nic straconego. Dorcas...

– Lily proszę cię. Zastanów się do mówisz. Cały czas jej bronisz i przejmujesz się nią mimo, że ona wprost ci powiedziała żebyś przestała. Ona nie chce już mieć z nami nic wspólnego, a przez to jak się zachowuję to wybacz, ale ja też mam już dość.

Marlena była wręcz wkurwiona. Każdy wie, że słynie ze swojej impulsywności i nie pozwoli sobie, by ktoś wchodził jej w drogę, a tym bardziej traktował ją jak nic nie wartą laskę.

– Marlena nie wyciągaj pochopnych wniosków, to nadal nasza przyjaciółka. Ona potrzebuje pomocy - zaczęła Mary.

Blondwłosa rozłożyła ręce i mruknęła tylko, że jej już to wszystko jest obojętne. Lily spiorunowała ją wzrokiem, ale nic się już nie odezwała. To jak w ostatnim czasie zaskakuje mnie Lily Evans jest nie do opisania. Codziennie walczy o Dorcas i próbuje dowiedzieć się od niej powodu przez co stała się zwykłą suką. Nie daje za wygraną, jakby wiedziała, wiedziała coś czego my nie wiemy. Nagle do pomieszczenia wszedł jeszcze ktoś. Postura mężczyzny wydawała mi się dość znajoma.

– Chciałabym, żebyście kogoś poznali. To Alaric Meadowes, starszy brat Dorcas i Willa.

Niemożliwe. To on. Ten koleś z baru do którego trafiłem po tym jak w wakacje uciekłem z domu. Siedział przy barze w rzadko uczęszczanej dzielnicy w Londynie i zapijał smutki. Wyglądał tak nędznie jak ja.

– Podać coś? – zapytała barmanka, a ja usiadłem obok nieznajomego.

– Ognistą – odpowiedziałem. 

Podała mi szklankę pełną trunku, którą od razu wypiłem i poprosiłem jeszcze raz o to samo.

– Do dupy dzień? – zagadnął mnie i patrzył na swój trunek.

– Yeap. Zdowie – mruknąłem i razem wypiliśmy zawartość naszych szklanek.

– Jestem Alaric.

– Syriusz.

Spędziliśmy w tej spelunie parę godzin. Sporo rozmawialiśmy, a piliśmy jeszcze więcej. Inteligentny facet, któremu w życiu cholernie się nie powodzi. Żona od niego odeszła, z rodzeństwem nie utrzymuje żadnego kontaktu. Jest całkowicie sam.

Podszedł do mnie.

– Czułem, że jeszcze kiedyś się spotkamy. – Uśmiechnął się i wyciągnął do mnie dłoń.

– Znacie się? – zdziwił się Will i spojrzał na nas obu.

– To długa i nieciekawa historia bracie – mruknął. – Teraz nie ma na to czasu. Muszę im wszystko wytłumaczyć. Lepiej usiądźcie. Jak powiedział tak zrobiliśmy. Siedziałem obok niego, w ręku miał butelkę z Ognistą.

– Od wieków ród Meadowes to czarodzieje czystej krwi. Nie byle jacy czarodzieje, ale piekielnie zdolni i inteligentni. Praktycznie osiągaliśmy wszystko co chcieliśmy, ale był jeden problem. Nie interesowała nas Czarna Magia i okrucieństwo, które charakteryzują inne rody, ponad to byliśmy w naprawdę dobrych stosunkach z mugolami. Do tego stopnia, że w pewnym momencie zaczęliśmy oddalać się od idei czystości krwi. Parę wieków temu Blackowie, Malfoyowie, Greengrassowie, Lestrange zdecydowali, że trzeba coś z nami zrobić. Szkoda było zabijać ród czystej krwi a w dodatku tak zdolny. Zrobili co innego. Rzucili na nas pewnego rodzaju klątwę. Klątwę, którą każdy z członków jest naznaczony i przekazywany z pokolenia na pokolenie. Obdarowali nas pewnym.. przełącznikiem. Przełącznikiem, który pozwala nam wyłączyć swoje człowieczeństwo. Dobre uczucia są wypierane przez złe. Nienawiść robi z nas potwory. – Upił dużego łyka bursztynowego trunku. – Stajesz się opryskliwy, odpychasz od siebie wszystko i wszystkich, jesteś tak mocno zaślepiony złem. Podobny do reszty. Pogrążasz się w mroku.

zanim cię zapomnę // dorcas meadowes i syriusz blackWhere stories live. Discover now