Rozdział 25 „Pragnienie uśmiechu"

193 20 5
                                    

Czuje się tak, jakby dobre miało nigdy nie nadejść. Każdy kolejny dzień jest gorszy od poprzedniego. Jedyne czego pragnę i potrzebuje to Syriusz. Syriusz, którego mieć nie mogę. Już nie.

Leże na łóżku i nie mam ochoty na życie. Od dwóch tygodni nie wychodzę z pokoju. Jedynie byłam u pani Pomfrey, która stwierdziła, że ostatnio dużo uczniów choruje na grypę przez to, że trwa okres przejściowy między wrześniem a październikiem. Grypa? Grypa byłaby zbawieniem w obecnej sytuacji, ale dzięki temu miałam zwolnienie z lekcji. Miałam, do piątku. Jest sobota, a ja nie mam pojęcia jak w poniedziałek stawić się na zajęcia. Jak mam spojrzeć na Syriusza i wiedzieć, że już nigdy mnie nie przytuli, nie uśmiechnie się i nie pokaże, że jestem jego. Tylko jego. Lily mocno się o mnie martwiła. Udawałam przy niej, że wszystko jest w porządku, ale moja przyjaciółka zna mnie jak nikt inny. Wie jak mi ciężko. I nie wcale nie pociesza mnie fakt, że Syriusz też nie chodzi w skowronkach. Zdaniem Marleny zachowuje się jakby uszło z niego życie.

Dobrze, że dziś moje przyjaciółki śpią w dormitorium Huncwotów. Kiedyś ja też tam spałam.

– Nie, wrócimy do ciebie Dorcas.. – sprzeczała się Lily, gdy razem z Leną wybierały się do chłopaków.

– Przestań. Nie chcę tego – ucięłam i zamknęłam za sobą drzwi zostawiając rudowłosą. Współczującą rudowłosą Lily Evans.

Przewróciłam się na drugi bok, gdy usłyszała, że ktoś puka. Nie odzywałam się, miałam nadzieję, że przybysz odpuści.

– Wiem, że tam jesteś. – Usłyszałam tak znajomy głos. Wstałam zrezygnowana i otworzyłam drzwi.

William Meadowes stał w moich drzwiach, a ja od razu wiedziałam, że stało się coś niedobrego. Ostatnie dwa tygodnie prawie z nikim nie rozmawiałam prócz z nim. Wyglądał dobrze. Wtedy.

– Rozstałem się z Emmeliną – poinformował i wszedł do środka.

– Dlaczego? – zapytałam zdziwiona.

– Nie pasowaliśmy do siebie – odpowiedział i wzruszył ramionami.

Udawał, że wszystko jest w porządku. Kłamca.

– Doprawdy? – mruknęłam.

– Nie wierzysz mi? – Podniósł brwi do góry.

– Nie.

Zaczęliśmy pić. Matko Boska i to w jakich ilościach. Nigdy bym nie pomyślała, że można wypić tak dużo. Nie czułam pełności. Ciągle chciałam więcej. Tańczyliśmy, śpiewaliśmy, śmieliśmy się. Bawiłam się świetnie, tak jak kiedyś. Pierwszy raz od rozstania poczułam coś przyjemnego. I to było świetne uczucie.

– Powiesz mi w końcu co się takiego stało? – Spojrzałam na Willa, który aktualnie wlewał w siebie resztki butelki. Kolejnej butelki.

– Trudny ze mnie facet – przyznał szczerze i wytarł usta.

– A ze mnie kobieta – mruknęłam patrząc w sufit. Kręciło mi się w głowie.

– Na własne życzenie chcemy sobie spieprzyć życie, prawda?

– Prawda, cholera jasna.

Zamknęłam oczy. Coraz trudniej było mi przyswoić jakiekolwiek informacje dopóki nie usłyszeliśmy pukania do drzwi. Wstałam niezadowolona i otworzyłam. Przede mną stał nie kto inny jak Rose Wax. Blondynka wpatrywała się we mnie nie wiedząc czy dobrze zrobiła.

– Dorcas, zanim mnie stąd wygonisz, proszę posłuchaj mnie. – Skinęłam na zgodę głową, ale tylko dlatego, że ciężko mi było sklecić jakieś sensowne zdanie. – Chciałam, żebyś wiedziała, że ja i Syriusz tylko się kolegujemy, nic więcej...

zanim cię zapomnę // dorcas meadowes i syriusz blackМесто, где живут истории. Откройте их для себя