Rozdział 34 ,,Rodzinnej krwi..." || Epizod

184 10 108
                                    

Na Mewni było już popołudnie. Dobry czas na odpoczynek i spędzenia czasu z najbliższymi. Można połowić ryby, pobawić się, pograć w jakąś w grę we wspólnym gronie.

Przynajmniej dla niektórych, bo niektórzy lubią skołować jakąś niespodziankę...

-NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE...!!! - Krzyczała Star wniebogłosy do swojej matki łapiąc ją za suknie. - Proszę, nie rób mi tego! Nie tym razem!

-Star, proszę cię choć raz, byś nie robiła awantur. - Prosiła Moon poprawiając fryzurę przed lustrem.

-Proszę cię! Czemu nie możesz tego załatwić tylko tacie? - Pytała błagalnie.

-Ponieważ...no...no wiesz...sama wiesz, jaki jest twój ojciec. Nie ma dyskusji i koniec. - Po czym Moon oderwała Star od swojej sukni. - Zaproszono mnie na ważne spotkanie w sprawie współpracy z pewną magiczną grupą i ktoś się musi zając małą Meteorą...

-Ale...ale...oona...nie pamiętasz, jak ona odebrała życie prawie całemu Mewni. No i jest pół-potworem. Po tym wszystkim chcesz ją teraz niańczyć?

-Przejęła prawie całe Mewni jako dorosła wersja, a jako dziecko nie stanowi już zagrożenia. - Odpowiedziała spokojnie Moon. - A poza tym jest częścią rodziny. Będziemy się nią zajmować, jak na rodzinę przystało. - Dodała zaskakująco solidarnie. - Z tego co wiem, to ty umiesz się zajmować dziećmi...

-Właściwie to...ona umie ,,zabawiać" dzieci, kiedy ja zajmuję się pieluchami, kołysaniem, bezpieczeństwem... - Wtrącił się Marco stojący na poboczu i patrzący na całą scenę. - Ale nie umiałbym się z nimi dobrze bawić. Nie to co ze Star.

-Oooh. Dzięki Marco. - Odparła Star.

-No właśnie, jako team dobrze sobie poradzicie. Marco mnie nie zawiódł, ty też byś mogła choć raz... - Dodała królowa dobierając odpowiednie kolczyki. Wybrała te w kształcie swoich symboli na policzkach. - Nakarmcie Meteorę, połóżcie ją spać i macie fajrant. Co w tym trudnego?

-,,Fajrant"? - Zapytała Star zaskoczona takim jej doborem słów. - Od kiedy ty...

-To znaczy ,,i macie wolne"! - Szybko się poprawiła Moon. - Tak czy inaczej: wszystko już postanowione, muszę iść! - Po czym wyszła szybkim krokiem z komnaty.

Star i Marco poszli za nią aż na dziedziniec przed zamkiem. Był nowy, świeżo wyremontowany.

-Wasza wysokość, jeśli mogę: samemu się zastanawiam, czemu sam River...em, to znaczy...król River nie może się nią zająć? - Zapytał Marco. Jego też to ciekawiło. Oraz on też nie chciał zbytnio zajmować się Meteorą.

Moon odwróciła się do obojgu i spojrzała na nich.

-I ty Marco też? Oh, no nie mogę z wami! Co mogę zrobić, byście się nią zajęli bez dyskusji?

Star i Marco spojrzeli na siebie.

-Jak się opiekuję czyimś dzieckiem, to się powinno jakoś zapłacić za to. - Zaproponował Marco.

-Właśnie Mamo. Kasa za opiekę! - Dodała Star. - Albo zabierasz ją ze sobą.

Moon zaskoczyło takie podejście Star. Odkąd wyrzuciła ją na Ziemię zaczęła być bardziej niezależna, a zarazem bardziej zadziorna. Nie oto jej chodziło, kiedy ją tam przeniosła, choć ciężko to nazwać problemem dla niej o dziwo.

Zamyśliła się przez chwilę, by znaleźć rozwiązanie. I znalazła:

-No niech wam będzie! - Odparła Moon. - Toooo...jak zajmiecie się dobrze Meteorą...to pozwolę wam pójść całą paczką do tamtej waszej...,,Baunsowni".

LOVE BRIGHTER THAN LIGHT - SVTFOE - STARCOOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz