Rozdział 21 ,,Pustelnik"

214 13 11
                                    

Najważniejsza na świecie jest miłość...

To znaczy zaraz po jedzeniu, piciu i dachu nad głową, zapewniającym bezpieczeństwo. Gdy człowiek ma już wszystko to, co zapewni mu przeżycie, zaraz zaczyna mu brakować czegoś więcej. I wtedy, jeśli ma pecha albo szczęście, pojawia się miłość...

Marco Diaz siedział w ławce na lekcji geografii, gapiąc się na kartkę papieru, na której nabazgrał portret ukochanej.
Jajowata głowa przykryta na czubku czymś, co równie dobrze mogło być blond włosami, jak i złotą ośmiornicą, upiększona została twarzą składającą się wyłącznie z ogromnych oczu i ust. Marco musiał przyznać, że kompletnie nie radzi sobie z rysowaniem nosa. W ogóle nie umiał rysować. On zajmował się tylko nauką,kiedy to właśnie Star pomagała mu na lekcjach plastyki,czy muzyki. W zamian Diaz pomagał jej odrabiając lekcje z fizyki i matematyki.

Brakowało mu tego. Tej wspólnej czułości i trzymania się za ręce podczas malunków,albo tych śmiesznych kłótni,kiedy to Marco próbuje wyjaśnić jej prawa dynamiki...

Zrezygnował więc z dalszego rysowania.

Bezpośrednio spod głowy wyrastała para ogromnych piersi, pod którymi od razu rozkwitał bujny krzew trójkątnego bohomazu. Całość nie przypominała ani człowieka,ani Mewmana, nawet wedle dość zaniżonych przez niego standardów, jednak siła wyobraźni i wspomnień Diaza pozwalała mu widzieć dziewczynę, tak jak ją zapamiętał, ilekroć spojrzał na portret.

Ostatnie dni nie były dla Diaza najlepsze. Nikt nie mógł mu pomóc:ani rodzice,ani psycholog,ani żaden z jego przyjaciół.

Zadzwonił dzwonek. To była ostatnia lekcja. Marco właśnie wychodził z sali. Cały czas przybity,nawet nie udawał zadowolonego. Wszyscy ze sobą rozmawiali,wszyscy byli szczęśliwi,tylko nie on. Nie miał z kim pogadać. A nawet jeżeli,to nawet nie wie jak zacząć gadać. To Star zawsze zaczynała rozmowę. A on tylko odpowiadał,lub też sam zadawał następne pytania.

Czuł się jak...jak pustelnik. Jakby nagle wszystko,co miał po prostu znikło. Jakby on po prostu zniknął i nikt nie chciał go szukać.

Był na stołówce. A tam dzień jak co dzień:mnóstwo jedzenia,mnóstwo ludzi...i jeden wandal który znęcał się nad mniejszym kolegą.

-Mówiłem ci,żebyś następnym razem obcinał skórki od kanapek,pajacu! - Krzyknął owy wandal.

-Jja...ja nie wiedziałem...nie chciałem cię obrazić. Ja tylko... - jąkał gnębiony chłopak. Wtem pojawił się Marco,jednak nic nie zareagował. - Hej,Marco! Tutaj! Pomóż mi! - Nawoływał chłopak.

-Wybacz,ale nie mogę. Musisz sobie radzić... - odparł przybity Marco,po czym ulotnił się ze stołówki. Gnębienie wciąż trwało.

Marco ruszał właśnie ku wyjściu ze szkoły. Chciał jak najszybciej się ulotnić...

-Cześć Marco! Halo! Mówię do ciebie... - Odezwał się głos za Diazem. Był już tak blisko.

Marco odwrócił się. To była Britney. Britney Wong.

To była ostatnia osoba,jaką chciał spotkać.

-Czego chcesz?! - Zapytał spokojnie,lecz nadal smutno Marco.

-Widziałeś może Star? Wiesz,tą dziwaczkę co ciągle za tobą łazi... - Zapytała ze złośliwym uśmiechem.

-Star nie jest dziwaczką! - Odpowiedział Marco. Czuł się teraz nie tylko smutny,lecz zdenerwowany.

-Ach tak? To dlaczego wszyscy trąbią o tym,że wróciła,a teraz jej nie ma. - Zapytała Britney. - I dlaczego...zgodziła się na stosunek z tobą?!

LOVE BRIGHTER THAN LIGHT - SVTFOE - STARCOWhere stories live. Discover now