Rozdział 11 ,,Wieczerza"

440 28 14
                                    

Mewni...

Na Mewni zapadało słońce. 

Ptaki ćwierkały odlatując do swoich gniazd, a mieszkańcy królestwa jeszcze wykorzystywali resztę dnia żeby się pobawić, albo jako dorośli:popracować hodując kukurydzę, albo sprzedając towary.

Co jakiś czas na ulicy miasta przechodził też jakiś żołnierz: Ubrany w żelazną zbroją,czasem jeżdżący na wojnorożcu patrolował ulice miasta, pilnując porządku poza zamkiem, który swoją drogą stał w centrum.

Pomimo panujących w wymiarze niebezpieczeństw...było po prostu wesoło i spokojnie...przynajmniej dzisiaj...

Przed wejściem do zamku otworzył się portal.
Z niego spokojnie wyszli uśmiechnięci Star i Marco.
Ten drugi miał na sobie mały brązowy plecak.

-Marco... - Zaczęła Star. - ...ale ty wiesz, że moi rodzice dadzą ci co trzeba?

-Lepiej...wolę wsiąść ze sobą parę rzeczy. Piżama, koc i szczoteczka do zębów. Prawidłowy zestaw na nocowanie... - Odparł wesoło Marco dumnie unosząc głowę.

-A ty co taki wesoły?

-No wiesz...dotarło do mnie właśnie, że przecież chodzę nie ze Star Butterfly, a z Księżniczką Star Butterfly.

-No i?

-No i?! Moja dziewczyna jest z królewskiego rodu...

-No...przecież o tym wiesz...

-No...no tak, ale wcześniej byliśmy tylko bliskimi przyjaciółmi. Ale teraz, kiedy chodzimy ze sobą...

-...że niby moje pochodzenie wcześniej się nie liczyło? - Zapytała z lekko oburzona miną, a ze sarkastycznym tonem.

-Co? Em...wybacz...jak coś powiedziałem... - Przepraszał Marco, lecz Star tylko go szturchnęła silną ręką w ramię.

-Och...nie bierz tego do siebie...właściwie to miło że tak mówisz. - Odparła z uśmiechem. - Powtórzę to po raz kolejny:Nie znoszę momentami być księżniczką!

-Dlatego wolisz chodzić ze zwykłym chłopakiem z miasta?

-I to nie byle jakim chłopakiem:dobrym... - Marco zaczął się dumnie uśmiechać - ...czułym,(szeptem)sprawnym... - wraz z każdym komplementem. - ...i jesteś też dobry w walce i ochronie mnie...

-No tak... - w tym momencie Marco się zatrzymał. Star wraz z nią. Byli już pod wejściem do środka zamku. Chłopak lekko się zdołował.

-No właśnie z tą ochroną... - Zaczął - Star...wtedy kiedy wczoraj licealiści cię złapali...nie umiałem cię ochronić...o mało co ja nie zginąłem...dlatego że nie powiedziałem ci o tym wcześniej...okłamałem cię...

-Ja też cię okłamałam Marco...dowiedziałam się o tym spotkaniu pod kinem przez twój telefon...nie chciałam ci mówić by ci nie zrobili większej krzywdy...

-Czyli w sumie:obaj się okłamaliśmy?

-No w sumie...iiii...to twoje pierwsze większe kłamstewko! Jesteśmy jak jacyś ,,kłamcobliźniacy"! - W tym momencie Star zaczęła głośno chichotać. Marco co mógł zrobić jak też się pośmiać. Było to tym razem śmieszne.

Po paru sekundach chichot opadł.

-Ale postarajmy się więcej nie okłamywać, co? - Zaproponował Marco.

-A niby czemu miałabym cię okłamywać? - Zapytała Star. Marco spojrzał na nią błagalnym tonem. - No dobra, niech ci będzie!

Para weszła do zamku.

LOVE BRIGHTER THAN LIGHT - SVTFOE - STARCOOù les histoires vivent. Découvrez maintenant