XXV. Pogłoski i podsłuchy

580 65 42
                                    

Na zegarze w holu wybiła ósma rano. Irene Adler przetarła zmęczoną twarz ręką i wypiła ostatni kieliszek wina, które otworzyła razem z Jimem, gdy Sebastian i Molly wyszli. Byli tutaj sami. Cóż, to nawet lepiej. Nikt jej w końcu tak dobrze nie rozumiał, a zresztą nie miała sił na dłuższe imprezowanie. Ta cała szopka Holmesa był wyczerpująca.

– Sherlock ma nierówno pod sufitem – powiedziała odkładając na bok prawie pustą butelkę.

– To chyba nic nowego.

W radiu rozległ się komunikat, informujący o tym, że jest już ósma i słoneczny niedzielny poranek się zaczął.

– Pewnie masz rację... ale to co wtedy powiedział...

Jim nagle spoważniał.

– Wiesz, Irene. On nie był tak daleki od prawdy. Przecież ja mam kilku dilerów...

– Mówiłeś, że to na użytek własny. Dla ciebie. Dla mnie i na imprezy.

– Tak. Oczywiście, że tak – odparł szybko, gdy Irene się nieco zmartwiła – Tylko ja boję się, że Sherlock to wywęszył, a Czarny Lotos... nie chcę mieć z nim problemów. Rozumiesz?

Ona tylko kiwnęła głową. Przyjęła kolejne problemy Jima pod swoje skrzydła. Musiała go teraz z tego wyciągnąć, mimo że to on był przyczyną tego zamieszania z Holmesem. I po co mu był ten zakład? Idiota. Przecież dobrze wiedział o zapędach detektywistycznych Sherlocka. Wszyscy o tym wiedzieli. W końcu on naprawdę oszalał wtedy w sierpniu...

No dobra, może właśnie to, że oszalał, trochę ją skłoniło do przyjęcia zakładu, ale to nie było teraz ważne.

Siedzieli tak przez chwilę, dopóki Kate nie weszła do salonu na samej bieliźnie. W ręku trzymała sukienkę i buty. Spojrzała na nich, a potem na uprzątnie stoły.

– Yyy... zostaliście posprzątać?

– Nie mogliśmy zasnąć – odparł Jim, przyglądając się dziewczynie.

Irene wyszczerzyła zęby, na co Kate uniósła jedną brew.

– Okej, dziwni jesteście – powiedziała w między czasie zakładając obuwie i suknię – Ja wychodzę. Przespałam się te dwie godziny i mogę wracać. Mam nadzieję, że wszystko oprócz finału poszło gładko.

Adler obdarzyła ją uśmiechem.

– Tak, dzięki, Katie. Jesteś najlepsza.

– Wiem, wiem. A! Zanim wyjdę jeszcze jedno. Czemu w korytarzu na dole słyszałam jak ktoś śpiewa? Sprawdziliście wszystkie pokoje przed zamknięciem, tak?

Jim i Irene wymienili się spojrzeniami z niemym pytaniem.

– No tak. Amatorzy.

***

– No ja ci mówię, że to było okropne! Tak! A widziałaś ten pierwszy odcinek? Straszne! Ten serial schodzi na psy. Na psy! Tak! No mówię przecież, a ona, że nie bo taki był scenariusz i to specjalnie. Yhmn, bo uwierzę. To jest niemożliwe po prostu. Taki chłam nam dają? Dramat. Dra-mat.

John uchylił powieki. Z początku świat mu się nieco rozmazywał, więc jeszcze raz je zamknął i wyciągnął się ziewając. Ręką sprawdził łóżko. Był w swoim pokoju. To dobrze. Tylko czemu Harriet chodziła z telefonem po korytarzu krzycząc do słuchawki?

– Jestem zdegustowana i czuję się wręcz obrażona tym, że chcą nas czymś takim zadowolić.

Wreszcie otworzył oczy na dobre i podniósł się powoli z kanapy. Wtedy powrócił do niego wczorajszy wieczór. Najpierw przypomniał sobie jak zapłacił pod domem niebotyczną sumę pieniędzy za taksówkę (a trzeba było wziąć Ubera), potem przypomniał sobie jak ułożył do snu zalanego w trup Sherlocka, a na końcu dopiero uderzyły w niego wspomnienia z imprezy. Różowy Pokój? Co? To się stało? Ta nazwa brzmi jak jakieś biuro Dominy... Zaraz, Czarny Lotos? Ach, no tak. Zamknęli się w łazience po tej dedukcji podczas gry.

SZTUKA //teenlockWhere stories live. Discover now