XII. Igła, nitka, Holmes i problemy

968 119 366
                                    

   Słońce zachodziło, a światło z London eye falowało w odbiciu na wodzie Tamizy. Gondola wisiała od kilkudzueścięciu minut w górze, a widok był wprost wspaniały. Stali w kolejce ponad dwie godziny więc coś od życia im się należało.

Byłoby całkiem romantycznie gdyby nie Sherlock.

Od początku nawijał o jakiejś dźwigni i chińczykach nie dając im dojść do słowa. John oczywiście wciąż był na niego zły. Łudził się, że Holmes wsiądzie osobno.

Niby jechali z nimi jeszcze inni ludzie w tym wiekowa para i kilkoro innych pasażerów więc mimo to nie byliby sami. Sherlock usiadł jednak z tupetem pomiędzy Johnem, a Sarą. To było naprawdę nie miłe.

– Pięknie wyglądasz – powiedział John do Sary gdy stanęli we trójkę spoglądając na Tamize i zachód słońca.

– Dzięki John, też tak uważam – odrzekł zupełnie niespodziewanie Sherlock.

Sarah ledwo stłumiła śmiech.

– Mówiłem do Sary! – zawołał oburzony John.

– Co nie zmienia faktu, że jestem piękny – prychnął Holmes siadając z powrotem na ławce – kiedy w końcu zjedziemy? Zimno się zrobiło.

John wywrócił oczami. Chyba wreszcie  zaczął dostrzegać jego irytującą naturę. Holmes zaczynał robić się okropnie atencyjny zupełnie jak znudzone dziecko. John znał go stosunkowo krótko więc nie zamierzał robić za niańke, a już napewno nie na własnej randce na której Sherlock był intruzem.

Sarah podskoczyła gdy gondola się zachwiała, a cały system ruszył powoli w dół.

– Wreszcie – mruknął brunet.

***

Gdy gondola zatrzymała się i można było wysiąść, Sherlock przepchnął się do wyjścia omal nie przewracając starszego małżeństwa które z nimi jechało.

– Przepraszam za niego – westchnął John biorąc Sarah po rękę.

– Nic się nie stało. Naprawdę.

Blondyn uśmiechnął się schodząc na stały grunt. Miał dziwne poczucie jakby jego nogi były z waty. Zachwiał się dziwnie i zatoczył. Sarah prychnęła śmiechem.

– John – powiedział Sherlock który znowu jakoś magicznie się przy nich zjawił – musisz mi pomóc. Idziemy. – Pociągnął go za rękaw wyrywając z uścisku Sary.

– W życiu! – zawołał oburzony – najpierw wpraszasz się na moją randkę, a potem co? Chcesz ją całkiem zepsuć?!

Sherlocka zmroziło na moment. John jeszcze nigdy nie był dla niego nie miły. Zignorował to jednak. Podobno podczas zawiązywania z kimś relacji potrafimy być dla siebie nie mili. Innymi słowy jesteśmy pewni, że druga osoba mimo wszystko nie weźmie tego do siebie.

– Zatem żegnam.

I zaraz już go nie było.

Watson poczuł ucisk w gardle. Jakby miał jakieś przeczucie, że coś się wydarzy.

– Napewno wszystko w porządku? Możesz z nim iść jak chcesz – powiedziała Sarah – może rzeczywiście to coś ważnego.

– Nie... chodźmy na spacer wzdłuż Tamizy – zaproponował –  naprawimy ten wieczór.

Sarah uśmiechneła się całując Johna w policzek.

– Nie trzeba nic naprawiać głuptasku. Jest wspaniale.

SZTUKA //teenlockWhere stories live. Discover now