– Musiałeś mi to powiedzieć akurat, kiedy czuję się jak kretyn?

– Świetnie, czyli w najlepszej możliwej porze. – poklepał go po ramieniu, dodając otuchy. Jack przełknął ślinę i przyspieszył krok. Will oczywiście nie chciał tego przegapić. Możliwość obserwowania, jak Jack przeprasza, to niesamowita rzadkość. Zanim jednak dotarli do ławki, została ona oblężona z dwóch stron przez dziewczyny. Na początku była to tylko Marre, ale potem dołączyły się inne dziewczyny z klasy. Akurat ich widok nie sprawił nikomu przyjemności. Wyglądały, jakby nie szydziły sobie z Laney, ale również nie mówiły jej nic miłego. Gadały przez chwilę, jadły i piły. Jedna z nich poczęstowała się jednym z batonów, które miała Laney. Za to druga dobrowolnie podzieliła się swoim gorącym napojem w kubku ze szkolnego automatu. Możnaby powiedzieć, że wyglądało to na całkiem typowy grupowy lunch dziewczyn, ale nim nie był. Przynajmniej iluzja prysła, kiedy coś niedobrego zaczęło się dziać z Laney. Wstała nagle, upuszczając kubek. Wyglądała, jakby zaczęła się dusić albo miała zamiar wymiotować. Jack nie próżnował i zaraz zjawił się obok niej. Will zresztą podobnie.

– Co jej dałyście?! – ryknął Jack, podtrzymując dziewczynę i piorunując resztę wzrokiem. Dziewczyny jednak zdawały się być w nie mniejszym szoku niż oni. Nikt na dobrą sprawę nie wiedział, co się działo z Laney.

– Wody! Wody! – zaalarmował Will, szukając wzrokiem jakiejś butelki. Marre zaraz wyciągnęła jedną i podała mu niezwłocznie. – Weź parę dużych łyków. – podał butelkę Laney, która wyglądała blado i słabo. Jack, podtrzymując ją, czuł się, jakby trzymał coś bardzo kruchego. Will szybko podniósł z ziemi kubek po kawie i przyjrzał mu się badawczo.

– Co jej jest? – zapytała drżącym głosem Marre; nie spodziewała się tego w żadnym wypadku. Trzy pozostałe dziewczyny jedynie trwały w milczeniu.

– To coś w rodzaju reakcji alergicznej… Jej organizm nie toleruje kawy, nie słyszałyście o tym? Przecież chodzicie do jednej klasy! – dziewczyny spojrzały po sobie.

– Nigdy niczego takiego nam nie powiedziała – rzekła Marre.

– Jedyne co nam wiadomo, to że niekoniecznie lubi kawę. Nie pytałyśmy nigdy dlaczego… – rzuciła jedna z zawstydzonych dziewczyn, które chciały tylko trochę jej dokuczyć, ale nie zaszkodzić.

– Nienawidzi kawy – podkreślił Jack. – Prawdą jednak jest, że nigdy nawet mi nie wspomniała o czymś takim… W takim razie skąd ty o tym wiesz? – Jack wpatrywał się w chłopaka jak w wielką zagadkę.

– Nie ma teraz na to czasu. Jak dużo się napiła? – zapytał Will, lustrując spojrzeniem trzy dziewczyny. One jednak wzruszyły ramionami. – Marre, masz może gumę miętową albo drażetki? Cokolwiek o silnym smaku mięty? – dziewczyna zaczęła przeszukiwać kieszenie, podobnie zrobiła trójka pozostałych.

– Will… – odezwała się słabym głosem Laney – Ja chyba zaraz… nie wytrzymam…

– Ach, tak! Jack! Weź ją do łazienki zanim wszystko zwróci… – polecił mu, a chłopak bez oporów wykonał zadanie. Po chwili, gdy kapitan dostał od którejś gumę miętową, pobiegł w stronę Laney i Jacka. Zanim jednak dziewczyna miała szansę poczuć smak mięty, czekały ją tortury jej własnego żołądka, który nie spoczął, póki nie pozbył się wszystkich pozostałości kawy. Gdy wyszła z łazienki, Jack postanowił okryć jej drżące ramiona swoją bluzą. Teraz musieli ją zaprowadzić do higienistki. Oczywiście, żeby tradycji stało się zadość, higienistki nie ma wtedy, kiedy najbardziej jest potrzebna. Will, koordynator całej operacji, zarządził, aby Jack został z dziewczyną. Sam heroicznie poszedł szukać zagubionej osoby, a przynajmniej tak to wyglądało w oczach Jacka. Kiedy zostali sami, Jack postanowił wyrzucić z siebie odrobinę pytań, które strasznie go trapiły.

– Dlaczego napiłaś się kawy, skoro wiesz, że daje takie efekty?... – zapytał, ale dziewczyna wyglądała, jakby nie miała zamiaru w ogóle otworzyć ust. Po chwili ciszy znów postanowił spróbować swoich sił.

– Dlaczego nigdy mi nie powiedziałaś, że kawa wywołuje takie skutki? – stał na pograniczu spokoju i nerwowości, kiedy pomyślał sobie, ile razy drażnił się z nią za pomocą kawy, a ona nigdy nie powiedziała mu, jakie grożą konsekwencje.

– Dlaczego Will wiedział? Dlaczego nie powiedziałaś mi, ale powiedziałaś Willowi? Jak to się stało, że dowiedział się czegoś takiego? Co to za tajemnica? Od kiedy masz przede mną tajemnice? Ja przed tobą nigdy niczego nie ukrywałem. Wiesz, ilu przykrości by to oszczędziło, gdybyś powiedziała “mój organizm nie toleruje kawy”? Ja rozumiem, że dotychczas byłem trochę... “oderwany od ziemi”, ale naprawdę myślisz, że bym nie zrozumiał?! – wybuchł, a mina zmarniałej dziewczyny wcale nie polepszyła sytuacji. Blondyn czuł ból, jaki niosła tajemnica i jego kolejne niezauważenie. Każde pytanie “dlaczego?” płonęło w nim, ale zrobił parę głębokich wdechów, aby ochłonąć i z powrotem usiadł obok Laney.

– Przepraszam… przepraszam za bycie palantem… – odezwał się bardziej opanowanym tonem. Laney wysiliła się na lekki uśmiech i przemówiła w końcu.

– Nie powinieneś przepraszać, to nie twoja.. to moja wina – odezwała się chropowatym głosem. – To ja przepraszam…

– Laney… – zaśmiał się smutno – Chcę cię przeprosić za wszystko, co do teraz zrobiłem… Wiem, że jest tego dużo, a samo słowo “przepraszam” niewiele zmieni, ale postaram się być dobrym człowiekiem.. Zobaczysz…

– Przecież jesteś dobrym człowiekiem. – odparła bez wahania. – Odkąd tylko pamiętam, dbasz o mnie, przejmujesz się moim losem, pomagasz mi i pokrzepiasz. Jesteś naprawdę dobry. – chciała zapewnić go, zaglądając w jego oczy, ale ciężko było się z nimi zetknąć. One świdrowały podłogę. Po twarzy Jacka było jednak widać, że jej słowa sprawiły mu ogromną radość.

– Nie jestem taki dobry… – mówiąc to, sam zdał sobie sprawę z gorzkiej prawdy. – Miałaś rację, jestem przerośniętym dzieckiem…

– Powiedziałam kiedyś coś takiego? – za pierwszym razem Jack przypuszczał, że dziewczyna rzuciła już to w niepamięć, ale gdy zetknął się z jej zagubionymi oczami, przeraził się.

– Laney… – mimo, że poczuł się osłabiony, zaraz podniósł się na nogi niczym porażony prądem. – Pamiętasz jak się poznaliśmy, prawda? – jego głos chyba po raz pierwszy drżał tak, jak w tym momencie. To podczas ich pierwszego spotkania dziewczyna nazwała go w ten sposób. Do pomieszczenia wszedł Will, a za nim higienistka.

– Mówiłem ci już, Jack… – odezwał się bardzo łagodnym głosem Will, ale Jack nie chciał w to uwierzyć. Czekał, aż dziewczyna mu przytaknie, ale ona nie musiała już nawet odpowiadać. Wystarczyło, że dobrze się przyjrzał jej błędnemu spojrzeniu. Nie zobaczył w nim radości, złości, ani niczego balansującego pomiędzy tym, co zazwyczaj składało się na wyraz jej oczu. To nie było to spojrzenie. To była pustka, zagubienie. To był strach. Strach przed brakiem przyszłości i… przeszłości. Brakiem prawdziwych relacji międzyludzkich. Brakiem pewności, komu może zaufać, a komu nie. To nie była Laney, którą on w pełni znał i która znała jego w całości. Zastanawiał się, jakim cudem do tej pory tego nie zauważył.

Blondyn pobladł i najchętniej by teraz usiadł, jednak zdobył się na wybrnięcie z obecnej sytuacji i miejsca. Chwiejnym krokiem opuścił pokój.

Ponad przyjaźnią [zakończona]Where stories live. Discover now