Prawda ujawniona

30 7 0
                                    

– Coś czuję, że to będzie naprawdę niecodzienne popołudnie. – Jack pełną parą wciągnął powietrze do płuc.

– Czyżby to dzięki temu, że dziś po szkole nie mamy treningu? – zapytał jeden z chłopaków z drużyny.

– Może, może. – nie ukrywał, że miał dobry humor. – Głodny jestem, zdecydujcie się na coś szybciej, bo przerwa obiadowa się skończy i niczego nie zjemy – ponaglił ich, irytując się i niecierpliwiąc. W końcu sam poszedł do kolejki sklepowej. Po dłuższej chwili, gdy był już prawie przy kasie, jego koledzy doszli.

– Weź, ale ci śpieszno. – drażniąc się z chłopakiem, wbili się do kolejki, co wyraźnie nie podobało się stojącym do tej pory za Jackiem.

– Tam jest koniec kolejki, dla takich, co się nie śpieszą – wskazał im, obdarowując ich znaczącym uśmiechem.

– Jaaack, chłopie. My ci tylko damy pieniądze, a ty to kupisz. Nie może być tak? Nikomu nie chce się stać w kolejce – odparł wyższy chłopak, krzywiąc usta w uśmiech.

– No właśnie, nikomu się nie chce, nam też, a mimo to stoimy, bo chcemy coś kupić. – odparła kobieta, która do niedawna stała tuż za Jackiem. Chłopcy zdawali się ignorować ją, ale Jack nie. Spojrzał na kobietę i wskazał ją.

– Uważam jak przedmówczyni. – głową jeszcze raz wskazał im koniec kolejki, co nie spodobało się żadnemu.

– Zachowujesz się jak nie ty, Jack… i to już od jakiegoś czasu… – powiedział jeden z niezadowolonych.

– Wiem… to dziwne, co nie? – zabrzmiał dość sarkastycznie, udając poważnie rozważającego nad tym, jak nad jakimś poważnym problemem. – Ale wiecie… jakoś nie przeszkadza mi to. – po tym jadowitym komentarzu poczuli się, jakby uważał ich za dzieci. Nie chcąc dłużej z nim rozmawiać, jedynie zwinęli się na koniec kolejki. Jackowi też nie było już do śmiechu, ale chociaż miał chwilę odpoczynku od irytujących go kolegów. Zapłacił za swoje jedzenie i kierował się do wyjścia w samotności.

– Czyli nie przeszkadza ci już oderwanie się od odgrywania błazna klubowego? – zaskoczony zauważył obok siebie Willa, który jadł lody owocowe.

– Słyszałeś? – zabrzmiał ponuro i tak w sumie się czuł. Jego dobry humor prysł, choć nie do końca wiedział dlaczego.

– Jak mógłbym przegapić któreś z twoich widowisk? Zwłaszcza tak niecodzienne jak to dzisiejsze. Wykazałeś się większą dojrzałością niż kiedykolwiek, ale może mi się to tylko wydawało...

– Ej… albo zamierzasz mnie komplementować, albo nie. Zdecyduj się… i wiesz, nawet ja czasami nie mogę znieść ich wyczynów. Czasem zachowują się jak takie przerośnięte… – zabrakło mu porównania i zaciął się na chwilę.

– ...Dzieci? – dokończył za niego i uświadomił coś Jackowi. Do niedawna przecież za wiele się od nich nie różnił. Dokuczał i zachowywał się dokładnie jak “przerośnięte dziecko”, które myśli tylko o tym, jakby się tu zabawić i uniknąć obowiązków. Wrócił myślami do momentów, w których dokuczał Laney, bo zawsze miała łagodne serce, po czym kłócił się z nią, że nie potrafi lekko przyjąć żartów. Wtedy często mu przecież powtarzała, żeby “wydoroślał” i “przestał zachowywać się jak dziecko”. Tak naprawdę dopiero teraz dotarły do niego jej słowa.

– Ja nie mogę… ale ze mnie palant… – jego głowa bezsilnie spoczęła na podtrzymującej ją dłoni. – Chyba powinienem przeprosić Laney… – myślał na głos, prawie całkiem zapominając o obecności kapitana.

– Chyba bardzo szybko będziesz miał okazję, żeby to zrobić – Will dał o sobie znać, pokazując siedzącą na ławce dziewczynę, której ręka nareszcie była uwolniona od temblaka. Nadal była zgięta tak, jak przez ostatnie tygodnie, ale przynajmniej próbowała odrobinę nią poruszać, sprawdzając, czy jeszcze boli.

Ponad przyjaźnią [zakończona]Where stories live. Discover now