Dwa koła i skrzydła

35 7 0
                                    

     – Laney! – zawołał dziewczynę wychodzącą ze swojego klubu. Z zadowoleniem zauważył, że zaraz zwróciła głowę w jego stronę. Na jego głos zawsze reagowała i uważał to za swoje małe zwycięstwo nad innymi. – Już wracasz do domu? – zadowolony podbiegł do niej, dziewczyna jednak nie miała tyle entuzjazmu na jego widok.

     – Idę... – nie dokończyła nawet mówić, a chłopak już się wciął.

     – To świetnie! Chodź, pojedziemy moim rowerem! – zaproponował od razu.

     – Emm... – odwróciła wzrok i widać było, że próbuje wymyślić, jak się wykręcić. – Widzisz... idę, ale do schroniska... – rzekła dość niepewnym i ledwie słyszalnym głosem.

     – Do schroniska? – zdziwił się niezmiernie.

     – Tak... do schroniska dla zwierząt... – dodała cicho, jakby to, co mówiła, było sekretem.

     – Ale po co tam idziesz? – Jack był kompletnie zbity z tropu. Nie słyszał nigdy, żeby dziewczyna chciała mieć zwierzaka, ani nic podobnego. Choć wiedział, że bardzo lubi zwierzęta, to nie podejrzewał, że rodzice pozwoliliby jej jednego zaadoptować, a ona nie wspomniałaby mu o tym choćby słówkiem.

     – Laney! – rozległo się wołanie i dziewczyna, jak wcześniej, od razu zwróciła głowę w stronę osoby, która wypowiedziała jej imię. – Gotowa? –Will podbiegł do nich i przystanął chwilę, aby złapać trochę powietrza. Spojrzał na Jacka, który srogo patrzył na niego.

     – Wybacz, że musiałaś czekać. – zwrócił się mimo wszystko do Laney. – Gdybym nie wziął szybkiego prysznica, to każde zwierzę zaraz by ode mnie uciekło... Pewnie ty też – dodał, a dziewczyna zaśmiała się.

     – Po co idziecie do schroniska? – główkował Jack. Drugi chłopak postanowił go oświecić.

     – Od jakiegoś czasu pomagamy w pobliskim schronisku w każdy wtorek i czwartek – wytłumaczył i ruszył z dziewczyną w stronę wyjścia. Laney nic więcej nie powiedziała, ale Jack nie chciał tak tego zostawić. Czuł, że jego przyjaciółka może zostać skradziona, jeśli sobie odpuści.

     – Dlaczego nigdy nie zaproponowałaś mi, abym pomógł? Przydałbym się z pewnością – zapewnił, ale dziewczyna milczała.

     – Naprawdę byś się przydał? Tam trzeba się zająć zwierzętami, nie ludźmi. Wiesz... jakby ci to wytłumaczyć... To wiąże się z odpowiedzialnością. To chyba za wiele jak na ciebie, nie sądzisz? – tym razem to Will zgasił blondyna. Trafił w samo sedno. Jackowi nie zostało nic innego, jak tylko patrzeć, jak idą w innym kierunku.

     – Dlaczego nigdy nie zauważyłem, że interesujesz się czymś takim...

     Jack, czując, że może stracić swoją najlepszą przyjaciółkę, zdecydował się, że pomoże jej zdobyć popularność. Chciał jej pokazać, że jest dobrym przyjacielem i nie patrzy tylko na siebie. Największym jednak problemem było jego naturalnie cyniczne zachowanie, którego nie w sposób wykorzenić. Dość łatwo zdobył uznanie innych pomimo swojego sposobu bycia, więc miał nadzieję, że powiedzie się to i dziewczynie. Tak naprawdę tylko ona do końca wiedziała, jak nieznośny potrafił być, bo nigdy nie droczył się z innymi osobami w ten sam sposób jak z nią. Postanowił trochę ograniczyć żarty i dać jej szansę się wykazać.

     – Wskakuj na rower... Laney – ugryzł się w język, czując, że już prawie zrujnował cały swój misterny plan jak zwykle zbyt lekkimi słowami. Dziewczyna, jakby nie zauważając przerwy w jego wypowiedzi, dość ostrożnie usiadła na bagażniku. Zdawała się być nieobecna myślami.

     – Jak było w schronisku? – odezwał się w końcu Jack, ruszając powoli za grupą rowerzystów.

     – Sprzątaliśmy psie klatki, a potem wybraliśmy się na spacer... – dziewczyna żywo zaczęła opowiadać i uśmiechać się pod nosem na samo wspomnienie. – Will miał zaopiekować się takim małym kundelkiem, ale był tak żywy, a on wyczerpany treningiem, że aż śmiesznie to wyglądało. Mały stale go ciągnął za sobą, aż wreszcie dotarliśmy do parku i... – mówiła i prawie nie zauważyła, jak Jack przyspieszył. Prawie spadła z roweru; wtedy chłopak przystanął.

     – Ups... Chciałem przyspieszyć, żeby nie jechać bezpośrednio za panem B. – wskazał na wolno człapiącego nauczyciela. – Złap się mocno – wziął jej rękę i umiejscowił wokół swojej talii, po czym ruszył. – Możesz kontynuować – przyzwolił jej, ale już tylko milczała.

     – Halo, Laney... Jesteś tu jeszcze? – chciał sprawdzić, czy odpłynęła myślami, ale wtedy usłyszał jej cichy głos.

     – Jestem... – ledwie to powiedziała i znów zamilkła. Chłopak czuł, że to tyle z tej opowieści.

     – Nie wiedziałem, że aż tak bardzo interesujesz się zwierzętami – postanowił coś powiedzieć, aby przerwać ciszę.

     – Hm... bardzo mnie cieszy, kiedy mogę pomagać zwierzętom. W końcu są bezbronne i same nie mogą poprosić o pomoc. Dotychczas chyba jedynym gestem, jaki mogłam zrobić, było wspieranie charytatywnej działalności na rzecz zwierząt przez internet, ale teraz czynnie pomagałam, co wydaje się jeszcze lepsze... tak myślę...

     – Mówisz, jakbyś nie była pewna, czy w ogóle pomagałaś... Jak się nazywała ta działalność? Na czym polegała ich pomoc? Zbierali jakieś datki czy coś?

     – Emm... nazywają się chyba "Wolni jak ptaki" jeśli pamięć mnie nie zawodzi. Mają na logo takiego małego, białego ptaka, który wznosi się ku górze.

     – Malowałaś coś takiego ostatnio! – przypomniał sobie obraz, na samym środku którego widniał zarys ptaka, który kierował się ku górze. Niestety, wyglądało to jakby jedynie środek tego dzieła był żywy, a resztę spowijała niewykorzystana biel.

Ponad przyjaźnią [zakończona]Where stories live. Discover now