Ostateczna szansa

20 5 2
                                    

Obserwowali tak przez dobrą chwilę, gdy chłopak zdał sobie sprawę, że jego dłoń się poci i jest nienaturalnie gorąca. Ukradkiem zerknął na ich złączone ręce i prawie natychmiast powrócił wzrokiem przed siebie. Zesztywniał trochę i zbłądził gdzieś myślami. Laney zdawało się nie przeszkadzać trzymanie jego ręki i jednoczesne pokazywanie miejsc, które najbardziej ją bawiły. Wyglądało to całkiem naturalnie, albo przynajmniej takie wrażenie odbierał blondyn. Udając, że patrzy przed siebie, trochę onieśmielony zaczął przesuwać rękę. Jednak nie po to, aby ją oswobodzić z uścisku, a po to, aby spleść nawzajem palce. Powoli i delikatnie wsuwał swoje palce między jej, licząc, że tego nie zauważy. Brązowowłosa znowu zacisnęła rękę, ale tym razem już nie rozluźniła. Przerzucił swój wzrok na nią i spłoszony odkrył, że już nie patrzyła na foki. Wnikliwie analizowała jego oczy. Jej policzki nabrały odcienia malinowego, mimo to odważnie przyglądała się towarzyszowi.

- Em... - jego policzki nabrały podobnego odcienia.

- Jako dzieci też trzymaliśmy się za ręce? - zapytała z lekkim uśmiechem, nie był jednak ani w pełni radosny, ani w pełni smutny.

- Może jak byliśmy mali... - wracał myślami do przeszłości, ale jej smutniejąca mina nie dawała mu kompletnie zapomnieć o teraźniejszości. - Nie wiem, w sumie już nie pamiętam. - rzucił szybko, wzruszając ramionami.

- Lubię to w tobie - uśmiechnęła się promiennie, Jack jednak wyglądał na przygaszonego.

- Muszę ci coś powiedzieć... - zrobił duży wdech. - Nie jestem taki "dobry", jak ci się wydaje. Przeważnie stroję sobie głupie żarty, zachowuję się jak przerośnięte dziecko i docinam w ironiczny sposób. Zawsze pozwalałem sobie na za dużo, bo wiedziałem, że zawsze mi wybaczysz. Ale teraz... twój wypadek to moja wina. Chciałem jakoś "odkupić" swoje winy i zmienić trochę zachowanie, ale to, co możesz lubić, to nie ja...

- Jeżeli do tej pory wybaczałam ci wszystko, to chyba znaczy, że ceniłam naszą relację bardziej, niż twoje poczucie humoru... nie sądzisz? Chłopak, którego poznałam po wypadku, zawsze z uśmiechem mnie witał, mimo, że nikt inny tego nie robił. Dawał mi otuchę i rady, jak zdobyć nowych przyjaciół. Choć bardzo się bałam zrobić pierwszy krok, on popychał mnie do przodu i zawsze był w pobliżu. Dotrzymywał mi towarzystwa, kiedy nikt inny nie chciał tego robić. Również dbał o mnie i nawet kiedy bolał go mój widok, pomagał mi... Naprawdę nie byłeś nigdy wcześniej takim chłopakiem?

Gdy Jack się zastanowił, to rzeczywiście, zawsze przyjaźnie się z nią witał, nie zwracając uwagi na opinię innych. Zawsze przychodził do niej, aby porozmawiać, pośmiać się, coś opowiedzieć. Zawsze, odkąd pamiętał, stawał po jej stronie. To rzeczywiście się nie zmieniło, jedynie on nigdy nie zwracał na to uwagi. Nie wiedział też, że dziewczyna tak to widzi.

- Obecna ja bardzo lubię takiego Jacka, podejrzewam, że tamta stara również lubiła to w tobie. - odważnie patrzyła w jego zagubione oczy. Próbował przetrawić tę rozmowę, ale dalej nie wiedział, co się działo. Jego żołądek zaczął go uciążliwie ściskać, chociaż nie na tyle mocno, żeby nie mógł tego opanować.

- Nie powinniśmy już do nich podejść? - zapytała Annie, opierając swój policzek o rękę. W pozycji kucznej nie było jej za wygodnie, ale mimo to obserwowała całe zajście równo z Willem.

- Jeszcze nie. Jeszcze chwile... - zapewnił ją chłopak.

- Cały czas byłeś dobry, tylko potrzebowałeś trochę dorosnąć i zostawić niektóre rzeczy za sobą.

- Ale...

- To już przeszłość, teraz już się nie liczy, prawda? - słowo typu "przeszłość" w ustach dziewczyny, która tego nie posiadała, zabrzmiały jak groza, ale była w stanie to znieść.

- Wciąż mam wiele innych wad poza infantylnością, wiesz? - nadal nie był całkiem przekonany.

- Ja najpewniej też, ale czy to zmieni nasze uczucia? - oczy chłopaka przejaśniły się lekko, ale tuż po tym znów zaszły mgłą.

- Dla mnie znamy się całe życie, dla ciebie parę miesięcy... - uśmiechnął się łagodnie. - Czy możemy mieć takie same uczucia? Czy to nie dziwne, że ja wiem o tobie tak dużo, a ty o mnie wciąż prawie nic? - puścił jej rękę, cofając się. - Chodźmy poszukać reszty - zaproponował i odwrócił się. Laney zbierały się łzy w oczach, lecz nim cokolwiek więcej zdążyło się stać, Will wparował między nich.

- Tu jesteś! - zawołał, łapiąc dziewczynę w objęcia. - Martwiłem się, że nagle zniknęłaś. - przycisnął mocniej jej twarz do swojego ramienia, a ona, czując, że może zaraz uronić łzy, nie protestowała. Sama go objęła.

- Co to za ludzie, którzy nie biorą ze sobą telefonu? - Annie przewróciła oczami, kiedy wzrok oburzonych chłopaków nareszcie do niej dotarł. Błyskawicznie jednak Jack wrócił do piorunowania wzrokiem kapitana. Will, widząc jego zdenerwowanie, uśmiechnął się pod nosem.

Ponad przyjaźnią [zakończona]Where stories live. Discover now