Wstrząsające dzieło

29 5 0
                                    

Jack w zamyśleniu szedł w stronę wyjścia. Kiedy powrócił myślami do teraźniejszości, zdał sobie sprawę, że jego nogi powiodły go na korytarz artystyczny. Wszystkie poprzednio wolne miejsca na ścianach zaczynały zdobić obrazy na nową wystawę. Na koniec roku zawsze urządzano jakiś konkurs, a tegoroczne hasło brzmiało “nadzieja”. Gdy stanął twarzą do pracowni, jego serce mocniej zabiło. “Co, jeśli Will naprawdę ma rację? Może powinienem przeprosić? A co, jeśli znowu mimowolnie zacznę się oschle zachowywać?...” Zastanawiał się intensywnie, ale nie nad tym, że mechanicznie złapał już za klamkę i otworzył drzwi. Wnętrze było oblane półmrokiem, tak, jak to zapamiętał. Wszedł po cichu do środka, przyzwyczajając oczy do ciemności.

Pracownia miała trochę inne rozmieszczenie. Panował w niej jakiś ład, porządek, którego on nie znał. Nie przypominał sobie również rozstawienia sztalug tworzących kształt okręgu. Wiedział jednak, która z pewnością należała do Laney. Od razu rozpoznał białego gołębia wznoszącego się ku górze. “To z pewnością symbolizuje ducha nadziei, pokój, szansę dla ludzi… i zwierząt”. Z uznaniem przypatrywał się reszcie obrazu, która była dla niego nowością. Zastanawiał się, czy to był obraz, który miała wystawić na konkurs. Gdy usłyszał śmiech przy wejściu do pracowni, prawie automatycznie wślizgnął się na materace pod schodami. Na szczęście był to fałszywy alarm, a osoby przeszły dalej. Nie miał ochoty tłumaczyć się, co robi tu w półmroku, zwłaszcza odkąd do studia zaczęły uczęszczać inne osoby poza Laney.

Wydobywając się, dostrzegł stare stanowisko dziewczyny. Było bardzo niedaleko schodów. Wyobraźnią na chwilę wrócił do czasów, gdy tylko żartowali sobie. On wymykał się z treningu, żeby opowiedzieć jej, co zabawnego zrobił z kolegami, a ona jedynie pomrukiwała, od czasu do czasu jednak wybuchając śmiechem, gdy dotarło do niej, co powiedział chłopak. Zawsze swój wzrok koncentrowała na płótnie, na tej sztaludze. Chłopak zawsze w sekrecie i z podziwem obserwował, jak na białym tle zaczynały pojawiać się kontury tego, co siedziało jej w głowie; potem, jak nanosiła na to farby i powstawało dzieło. Teraz na zapomnianej sztaludze widniał jedynie jakiś obraz, na który zarzucono jakąś starą tkaninę. Jack z zaintrygowaniem usiadł na jej miejscu i, chcąc jedynie zerknąć na ostatni obraz, który tworzyła w samotności, przez przypadek pociągnął za mocno i jego oczom ukazało się szokujące dzieło w całej swojej okazałości. Jego twarz momentalnie zbladła, po czym zapaliła się rumieńcem i znowu straciła kolor. Choćby chciał odwrócić wzrok od obrazu albo chociaż mrugnąć, nie był w stanie.

Dzieło nawet nie wydawało się ukończone, mimo to wstrząsnęło chłopakiem na tyle, że zasłonił je z powrotem i postanowił od razu wybiec z pracowni. Jasność oślepiła go i po chwili intensywnego mrugania i prawie łzawienia dostrzegł znajome sylwetki. To Laney i Will, rozmawiali ze sobą, chichocząc, po czym wybrali się w stronę bramy, aby razem wyjść ze szkoły.

– Jack?  – usłyszał swoje imię i, jakby nakryty na przestępstwie, podskoczył i przestraszony zerknął na brązowowłosą dziewczynę.

– Annie? – przemówił drżącym głosem, ona jednak patrzyła na niego ze zmartwieniem.

– Co się stało? – spytała, ale chłopak już żegnał się i biegł przed siebie. Jego nogi poprowadziły go do bramy. Jego serce łomotało. “Dlaczego….!” pytanie nie chciało nawet wybrzmieć w jego głowie. Złapał dziewczynę za rękę i pociągnął w swoim kierunku. Ona, poważnie zaskoczona, wbiła w niego szeroko otwarte oczy.

– Dlaczego…! – chciał zapytać, ale słowa nie wydobyły się z jego ust. Za to zadławił się powietrzem. Chwycił dłońmi oba przedramiona dziewczyny i pochylił głowę. Nie widział jej już, nie widział nawet chodnika, jego oczy były równie mokre, jak gdyby włożył twarz do strumienia. Parę łez pomknęło po jego policzkach, po czym zaczęło gromadzić się ich coraz więcej. Chłopak trząsł się, przeżywając wszystko, co w nim siedziało. Nie mógł nawet ustać, nogi się pod nim ugięły i nie pozostało mu nic, jak tylko przykucnąć i dalej łkać, dławiąc w sobie głuchy szloch. Jego ręce drżały, ale mocno trzymały się jej przedramion. Laney niespokojnie rozglądała się, jakby miała odnaleźć odpowiedź w otoczeniu. Jakby ktoś obok mógł jej wytłumaczyć o co chodzi. Nawet Will stał w odrętwieniu. Laney przykucnęła obok chłopaka, widząc zza jego włosów, jak beznadziejny widok przedstawiała jego twarz.

– Jack…? – wypowiedziała jego imię prawie, że szeptem, a chłopakowi się pogorszyło. Przyciągnął ją do siebie i mocno objął, nawet mocniej, niż kiedy ona odkryła, że tylko udawał utratę pamięci. Jego nogi nie wytrzymały i upadł, twardo kosztując kamiennego chodnika pod siedzeniem.

– Dlaczego… – szepnął, ale ciąg dalszy nie nastąpił. Nie umiał powiedzieć nic więcej. Dziewczyna nie wiedziała, jak mu pomóc, ale widać było, że bardzo chciała. Zdobyła się na objęcie go i pogłaskanie po głowie, jak on często robił. Zdawać by się mogło, że blondyn będzie płakać w nieskończoność, albo przynajmniej póki wszystkie łzy żalu, jakie miał w środku, nie spłuczą jego twarzy.

– Dlaczego uwieczniłaś chwilę, która wszystko zmieniła? – jego głos ledwie pozwalał mu mówić. Laney głowiła się chwilę, o czym mógł mówić, aż myślami zatrzymała się na odpowiednim miejscu, na obrazie, na scenie – jedynej, którą pamiętała do tej pory. To jedno z najwcześniejszych wspomnień, jakie miała i to jedno, które nigdy nie zniknie z jej pamięci, cokolwiek by się nie stało. Jedna scena, jedna twarz - mina blondyna, który wyciągał do niej rękę w chwili, kiedy spadała ze schodów. To właśnie wyryło się w jej pamięci i utrwaliło bardziej, niż jej własne imię. Niż cokolwiek innego. Strapiona mina, którą może mieć tylko ktoś, kto boi się śmierci. Krzyk, który zamarł na jego wargach... Zaglądasz mu w oczy i widzisz ostatnią nadzieję na to, że chwyci rękę, na to, że uratuje, na to, że odwróci bieg losu. Niestety na marne…

Ponad przyjaźnią [zakończona]Where stories live. Discover now