To tylko żarty

56 8 2
                                    


     – Jack! Matko! Budź się wreszcie! – jeden z kolegów z klubu trząsł chłopakiem, który smacznie sobie spał na ławce w klasie. Lekcje już się skończyły i klasa była prawie całkiem pusta. Członkowie klubu, niczym świta, stali nad nim i obstawiali, komu uda się go obudzić. Nikomu jednak jak dotąd się to nie udało. Blondyn spał mocno jak suseł i nawet dzwonek nie był w stanie przedrzeć się przez jego sen.

     – Lady Art! – złapali dziewczynę, gdy tylko weszła do klasy. Przyciągnęli ją pod samą ławkę Jacka i namawiali, aby go obudziła. Obiecywali, że jeśli zrobi to w ciągu najbliższych piętnastu minut, kupią jej dwie paczki jej ulubionych słodkości. Laney szybko przystała na taką propozycję i w odwecie za poprzedni dzień uśmiechnęła się chytrze. Zbliżyła się do stolika i odgarnęła jego włosy tak, aby jego ucho było widoczne.

     – No to co tym razem? – zapytała z rozbawionym uśmieszkiem i chłopcy po krótkiej naradzie dali jedno słowo: "rower". Laney przybliżyła głowę i będąc tuż nad jego uchem, szepcząc, nawoływała.

     – Jack... Jack... – powtórzyła parę razy, aż chłopak dał znak życia w formie pomruku. – Jack... czy to czasem nie twój rower właśnie kradną? – zapytała spokojnie, a chłopak błyskawicznie się podniósł i automatycznie spojrzał przez okno w kierunku rowerów. Chłopcy w podziwie i ze zdumieniem klaskali. Laney urosła w ich oczach, zresztą jak za każdym razem, kiedy to robiła. Nigdy nie zdołali się przyzwyczaić do tej niesamowitej zdolności.

     – Znowu? Dalibyście mi trochę pospać... – przemówił ospale, ziewając przy tym. – Laney, po co tu przyszłaś? – zaczął z wyrzutem, że przedwcześnie zakończyła jego drzemkę, ale ta niewzruszona zaczęła szukać czegoś pod swoją ławką.

     – Wiesz... – podniosła ołówek i zaczęła się przyglądać, czy pękł. – Przyszłam się zemścić. – rzuciła mało wiarygodnym tonem i spojrzała od niechcenia na niego. – Wybacz, jeśli popsułam twoje marzenia o "księciu z bajki, który mógłby cię obudzić magicznym pocałunkiem" – zacytowała wczorajszy tekst z filmiku, a kilku chłopaków parsknęło śmiechem. Jack nie pozostał jej długo dłużny i w odwecie wyciągnął swój telefon i sięgnął do galerii.

     – Z pewnością nie miałem piękniejszej twarzy, niż ta – pokazał wszystkim zdjęcie śpiącej twarzy z otwartymi ustami. Chłopaki w mgnieniu oka zaczęli zanosić się śmiechem. Oburzona dziewczyna postanowiła opuścić pomieszczenie, zanim wybuchnie.

Zacisnęła zeszyt do piersi i ołówek w ręce równie mocno, co swoje zęby. Czegokolwiek by nie powiedziała, Jack nie zrozumie, że krzywdzi innych. Miała go dość, co nie było zresztą pierwszym razem. Blondyn poczuł, że coś się nie zgadza i wybiegł za przyjaciółką. Szybko odnalazł ją przed wejściem do klubu plastycznego. Zderzyła się chyba z Willem, bo pocierała twarz, a chłopak gestykulował rękami, jakby próbował jakoś przeprosić i jednocześnie wycofać się trochę.

Jack zaraz podszedłby tam, gdyby nie to, że dziewczyna ryknęła płaczem, a to odstraszyło go. Nie chciał być osobą, na której zaraz miała się wyżyć.

     – Laney? O co chodzi? – próbował się dowiedzieć brunet, ale dziewczyna nie wydała z siebie słowa, jedynie gęste strugi łez. – Coś cię boli? – zapytał nieporadnie, ale jedyne, na co było ją stać, to zaprzeczenie ruchem głowy. Teraz zastąpiła głośny płacz głośnym pociąganiem nosem. Kapitan bezradnie i nieśmiało otulił dziewczynę rękami i zapewnił, że wszystko skończy się dobrze, choć nie miał za grosz pojęcia, dlaczego płakała. Swoją drogą, Jack też nie wiedział. Łzy gościły u tej dziewczyny z rzadkością. Zazwyczaj wszystko przyjmowała chłodnie i szybko rzucała w niepamięć. Teraz jednak jej policzki były mokre jak nigdy.

Will nie odepchnął od siebie Laney, nawet pomimo tego, że jego koszula zaraz miała się stać zamiennikiem chusteczki. Z wyrozumiałością i w ciszy pocieszał dziewczynę, łagodnie gładząc jej włosy. Wyglądało na to, że zamierzali trwać w takiej pozycji wieczność, ale w końcu kapitan uświadomił sobie, że to nienajlepsze miejsce i wprowadził Laney do klubu plastycznego. Zamknął drzwi starannie, czyli tak, jak Jack nigdy nie mógłby zrobić. Blondyn podszedł do drzwi, ale wolał nie mijać się z kapitanem, który zaraz zabrałby go na rozgrzewkę. Z drugiej strony zaczął się niepokoić, że chłopak tak długo nie wychodzi. Jakoś nie podobała mu się ta sytuacja. Zazwyczaj to on był osobą do zwierzeń Laney. Przecież znali się od dziecka, a kapitan to tylko kapitan.

Jack, słysząc głosy zza drzwi, postanowił jednak zaryzykować i wejść do środka. Gdy je otworzył, stanął twarzą w twarz z Willem.

     – Trening to w drugą stronę – ten pogonił go oschłym tonem, zakrywając dziewczynę ramieniem. – Idź i powiedz, że zaraz przyjdę. – próbował go wypchnąć i zamknąć drzwi, ale Jack się nie dał wygonić.

     – Łał, kapitan miałby się spóźnić? Może lepiej ja kapitana zastąpię, u mnie spóźnianie się to norma, ale bez ciebie rozgrzewka się nie zacznie. Dobry układ, prawda? To co... – chciał się wbić, ale dalej spotkał się z oporem. Dostrzegł też, że coś jest nie tak. Laney na niego nie patrzyła, wzrok wbiła w spróchniałe drewniane schody i ukryła twarz za włosami. – Laney? – nie zareagowała na jego wezwanie, więc z większą siłą zaczął napierać na wejście, ale obrońca zrobił to samo. Obaj siłowali się, a pośrodku znajdowały się drzwi. – No weźże mnie wpuść, Will. Co ci strzeliło do głowy? – próbował natężyć siłę – Przecież nie ma rzeczy, o której bym nie wiedział, jeśli chodzi o Laney.

     – Jack... – zaczęła łamiącym się głosem dziewczyna. – Proszę, daj spokój i idź sobie. – słysząc jej słowa, chłopak osłupiał. Zdawała się mówić poważnie.

     – Nie mówcie... chcecie wkręcić mnie w jakiś żart, zgadłem?

     – Och, Jack, przestań myśleć tylko o żartach. W ten sposób nie znajdziesz sobie porządnych przyjaciół, tylko zniechęcisz najbliższych. Ona ma cię już takiego dość. Wydoroślej wreszcie... – Will też przestał napierać na drzwi. Wyglądało na to, że jego słowa zaczynały docierać do Jacka. Nagle jednak wykazał się niezwykłą głupotą i z zaskoczenia zaatakował drzwi, po czym przeturlał się po schodach w dół.

     – Lady Art! – w progu klubu pojawiło się paru chłopaków niosących z automatu słodkie zdobycze, które obiecali jej wcześniej. Widząc jej twarz, zbledli, natomiast gdy dostrzegli Jacka na dole, zaparło im dech. Interwencja była szybka. Sprawdzenie kości, przytomności, ogólnego stanu - wtedy przybyła higienistka i stwierdziła, że najlepiej go przenieść.

Ponad przyjaźnią [zakończona]Where stories live. Discover now