Epilog z innej perspektywy

44 5 5
                                    

– Z początku była to tylko ciekawość… Obserwowałem, jak przygląda się jej, odprowadza wzrokiem, troszczy się nawet, kiedy o tym nie wie. Przez przypadek dałem się złapać w szpony tego uczucia, kiedy kolejny raz z rzędu oglądałem, jak obdarza go uśmiechem, który rezerwowała tylko dla niego. Ilekroć nie zrobiłby jej jakiegoś świństwa i nie droczył się na tyle, aby tylko na niego patrzyła, zapominając, że reszta też patrzy… ona zawsze mu wybaczała, a on z ulgą całował ją w policzek w podziękowaniu… Może to właśnie dlatego była taka skora do przebaczania, a może sama jeszcze o tym nie wiedziała... “Kto się zakocha, ten się poparzy”... Nawet Jack o tym wiedział.. Zresztą ja również byłem świadomy. Wiedziałem też, że nie mam szans; mimo to bardzo chciałem choć trochę się zbliżyć, poznać, zaprzyjaźnić i spróbować swoich sił, myśląc, że może pewnego dnia i do mnie się tak uśmiechnie. Jednak nawet po utracie pamięci wciąż wodziła za nim rozmarzonym wzrokiem. Nawet, gdy łączył nas wspólny sekret o kawie, wolałem, aby odkryła go reszta, niż narazić jej zdrowie. Poświęciłem jedyną rzecz, której jeszcze nie odkrył Jack, bo wiedziałem, że nie ma szans, aby los ich nie połączył. Gdy widziałem i słyszałem zażalenia Laney z powodu ich rozłąki, ściskało mnie serce. Co więcej można dać ukochanej osobie niż szczęście? Choć denerwowało mnie, że ten ciężar spadł na mnie i to ja musiałem ich uświadamiać, czym jest uczucie między nimi, nie żałuję… Od początku wiedziałem przecież, co to oznacza, czym będzie ich największe szczęście. Wolę jednak widzieć ich razem i móc z daleka oglądać ten piękny uśmiech, niż nigdy więcej nie odkryć go na jej twarzy. Może nie dla wszystkich jest pisany “happy end”, ale wiem jedno… Jej z pewnością nie chciałbym go odbierać.

Ponad przyjaźnią [zakończona]Where stories live. Discover now