Rozdział 28 "Dziecko"

165 10 6
                                    

*Perspektywa Alice*

Obudziły mnie wrzaski uciekających przed słońcem koszmarów. Nie było obok mnie Rahima.

Podniosłam się do siadu... Żadnych słabości... Nic tylko trochę głowa boli. Dzięki Bogu...

Otworzyłam okno... Byliśmy dosyć wysoko...

Wyjęłam z kieszeni paczkę fajek. Wsadziłam jednego do ust i podpaliłam

Zaciągnęłam się i wypuściłam powietrze obserwując wielką chmurę dymu przede mną

- Ahh... Tego mi brako....- nagle poczułam uderzenie w tyłu głowy na tyle mocne, że papieros wyleciał mi z ust- TFU!

- Nie pal raka dokarmiasz.- powiedział Rahim śmiejąc się głupio

- Ała to bolało!- krzyknęłam chwytając się za tył głowy

- Będzie gorzej boleć jak dalej będziesz to palić.- powiedział i wziął do ręki moje papierosy- Golden Smokes... Z wyższej półki... wiesz ile byś miała za to u handlarza?

- Nie wiem...- wywarczałam

- 50 dolców. Normalnie bogactwo.- usiadł obok mnie na łóżku- Co zamierzasz teraz zrobić?- zapytał

- Z czym fajkami?

- Nie, dołączysz do wierzy?- zapytał

- Nie...- powiedziałam opuszczając głowę

- Czemu? Zabiłaś Raisa jesteś bohaterką.

- Tak, ale Brecken mnie nie przyjmie...

- Skąd to niby wiesz?- zapytał marszcząc brwi

- Bo byłam u niego i nawrzeszczał na mnie i tyle z tego było.- powiedziałam zrezygnowana wypuszczając powietrze

- To co zamierzasz zrobić?

- Nie wiem cokolwiek byle nie być już z tymi dupkami od Raisa.

- Mhmm...- powiedział zamyślając się lekko

- Chcę zostać z tobą.- powiedziałam

- Ze mną?!- zdziwił się robiąc wielkie oczy

- Tak... Rahim zrozum... Ja nie chcę cię stracić, nie chcę przeżyć znowu tego co przeżyłam kiedy myślałam, że nie żyjesz.

Rahim uśmiechnął się i objął mnie ramieniem.

- Spoko, ale musisz zrozumieć, że ja pomagam ludziom.

- To tym lepiej. Chcę... Aby... Przestali się mnie bać...

- Dobra nie ma sprawy, ale musisz się przebrać zanim zaczniesz podbijać Harran.- powiedział i skierował się do drzwi- W szafie powinny być jakieś ubrania

Wyszedł..

Co ja robię ze swoim życiem?

Otworzyłam szafę...

Same damskie ciuchy... Jak miło ostatni raz miałam takie na sobie przed epidemią...

I jeszcze moje rozmiary.

Wyjęłam z szafy białą bluzkę z krótkim rękawem, ogromną zieloną bluzę oraz carne dresy.

Przebrałam się szybko i przeszłam do drugiego pomieszczenia, w którym była kuchnia gdzie siedział Rahim.

- Już.- powiedziałam

- W takim razie ruszamy na miasto.- powiedział wstając na równe nogi i nakładając huste na twarz

Nagle usłyszeliśmy z ulicy:

- PRZESTAŃ!- ktoś krzyczał

- O widzisz już ktoś potrzebuje pomocy.

Dobiegłam szybko do okna i przez niego wyskoczyłam

- NIE OKNEM!- krzyknął Rahim

Zleciałam na śmieci szybko się podniosłam i biegłam za krzykiem.

Zobaczyłam ludzi Raisa stali nad jakimś dzieciakiem... To on krzyczał

- Czemu się drzesz?!- powiedział jeden z nich uderzając chłopca mocno w twarz

Cholera...

Przypomniałam sobie kim byłam jeszcze niedawno...

Zacisnęłam zęby i wyciągnęłam maczetę...

Zaciskając zęby pomyślałam: Nie pozwolę wam... Nikt więcej nie zginie z błahego powodu! Nikomu nie pozwolę zginąć z rąk tych popaprańców

Podskoczyłam do góry i biorąc zamach obcięłam dla jednego z nich głowę

- Zostaw cię go chyba, że chcecie abym zrobiła z was to co z waszym kolegą. Zarażeni na pewno nie pogniewają się z powodu swojej kolacji, którą za chwile im zrobię- warknęłam

- ...- oni milczeli, lecz po chwili jeden z nich przerażony wskazał palcem w moją stronę- Wi... Williams!!! SPIERDALAJCIE!- krzyknął jeden a za nim pobiegła cała hamra z wrzaskiem

Orientując się czy w pobliżu nie ma zarażonych przykucnęłam przy chłopcu.

- Nic ci nie jest?- zapytałam

Był młody... Miał krótkie blond włosy i niebieskie oczy... Na jego policzku tkwiła rana od uderzenia, które było na tyle duże, że lała się z niej krew...

Nagle zaczął pałakać i rzucił mi się w ramiona...

Totalnie mnie zatkało... Czemu on mnie przytula?

- Ej mały spokojnie...- powiedziałam poklepując go po plecach- Gdzie są twoi rodzice?

- ... Rodziców nie ma!...- krzyczał płacząc- Zabili... Ich...

Spojrzałam się z pożałowaniem na chłopca... Przypominał mnie na początku epidemii kiedy... nie właściwa osoba podała mi rękę i zmieniła mnie w potwora...

Cholerny Sulejmna...

Przytuliłam chłopca.

Nie pozwolę ci się stać potworem...

Rahim przyleciał na miejsce jak poparzony.

- Co to za dzieciak?!- zapytał

- Nie wiem... Ale jest przerażony... mówi, że jego rodzice nie żyją...

- Cholera co z nim zrobimy?- zapytał rozglądając się na boki... zaczęli zbierać się zarażeni

- Musimy go na razie stąd zabrać...

Koniec 28 rozdziału






Dying light: Droga przez piekłoWhere stories live. Discover now