Rozdział 3 "Apteka i kolejna strata"

342 22 3
                                    

Dobiegliśmy na dach apteki.

- Jesteśmy Tahir.- odparł Kadir lądując zgrabnie na dachu

- Co to za jedna?- zapytał marszcząc brwi

- Ahh... Alice Wiliams...- odparłam leniwie

- Tahir, miło poznać.- lekko się uśmiechnął następnie zwrócił się w stronę Kadira- Musimy się sprężać!

- Mi nie musisz rozkazywać, Tahir. Sprawdziłeś wejście?

- Nie zdążyłem dopiero przybiegłem. Ale zamek jest na kartę do cholery! Musimy wejść przez komin!
- Jest wystarczająco szeroki?- wtrąciłam się do rozmowy

- Nie jest chudy jak cholera... Ty byś się zmieściła, ale w środku najpewniej są zarażeni... Nie dasz rady...

- Dam radę.- Tahir przewrócił oczami na moje słowa

- Tahir pokaż ten komin.- odparł Kadir

Podeszliśmy do komina. Na prawdę był wąski, ale ja bym się zmieściła.

- Okej co mam zrobić?- zapytałam patrząc w dół

- Musisz znaleźć kartę i otworzyć nam drzwi.

- Nie ma sprawy.- powiedziałsm i wskoczyłam do środka

Zleciałam szybko na sam dół na moje szczęście komin nie był długi i nic sobie nie zrobiłam przy upadku jedyne co to byłam cała czarna od brudnego komina. Kiedy wkroczyłam do środka od razu usłyszałam zarażonych.

Przykucnęłam przy kominku i wyjęłam katanę... Skradałam się powoli... Przy wejściu zobaczyłam 2 zarażonych. Powinnam ich załatwić za jednym uderzeniem... Z tego co widzę po ubraniach byli pracownikami, więc powinni mieć przy sobie kartę....

Stoją obok siebie, więc jeżeli podbiegnę i uderzę ich wystarczająco mocno obetnę im głowy za jednym uderzeniem, ale patrzą się w tą stronę... Mhmm.... Kadir mówił, ze reagują na dźwięk? Tak? Obok jest szyba... jeżeli w nią czymś rzucę to przez hałas powinni się odwrócić...

Okej szukaj.... Trzeba czymś rzucić... Dobra jakiś but...

Dobra... teraz wyceluj.
Rzuciłam butem w szybę... Wywołała sporo hałasu. Dzięki czemu się odwróciły.

Okej to moja szansa.
Podbiegłam i za jednym strzałem odcięłam głowy obu zarażonym... a krew umarlaków prysła z ogromną siłą

- Dobranoc...- wyszeptałam

Teraz trzeba było przeszukać martwe ciała...

Zaczęłam od w pierwszego... 

Powiem jedno.... Śmierdziały tak, że myślałam, że zwymiotuje...

Ale jedyne co miał pierwszy to papierosy i zapalniczkę... Kto wie może się przyda?

Schowałam je i wzięłam się za drugiego

Jest karta.

Poszłam do drzwi na dachu. Usłyszałam rozmowy Tahira z Raisem

- Ja ci mówię ona już nie żyje!- odparł Tahir z naciskiem na ostatnie dwa słowa

- Jak nie wróci za 5 minut mogę przyjąć, że nie żyje.- no to ciekawa ta ich rozmowa

Dobra...karta!

Wsunęłam ją do zamka a drzwi się otworzyły.

- No witam.- odparłam wykopując drzwi nogą Tahir spojrzał się na mnie jak na kosmitę

- Żyjesz?- odparł zdziwiony

- No raczej.

- Jesteś czarna jak smoła.

- A czego się spodziewałeś

- Dobra ty tu poczekaj a my szybko znajdziemy to czego szukamy i idziemy.
- Okej.

Strzepałam z siebie brud, oparłam się o ścianę i zaczęłam podziwiać zachód słońca. Piękne...

Wyjęłam z kieszeni papierosy.

Ziomek musiał być bogaty skoro kupował takie drogie papierosy jeszcze ta zapalniczka.

Praktycznie nigdy nie paliłam... Zawsze uważałam to za świństwo... Ale nie zaszkodzi spróbować.

Wsadziłam do ust papierosa następnie podpaliłam go zapalniczką.

Zaciągnęłam się i o mało się nie udusiłam.... To było okropne... Ale w jakiś sposób odprężające.

Zaciągnęłam się jeszcze raz... Prawie się udusiłam. Wyrzuciłam papierosa.

Słońce już zaszło a wrzaski na ulicach się pod głośniły.

- JEST TAM KTOŚ?!- usłyszałam głos Jackoba z krótkofalówki.

- Ja jestem... Jackob co jest?
- Nie wiem! Kurwa, ale jakiś dziwni zarażeni... za chwile wyłamią drzwi wraca...

- JACKOB! HALO! JACKOB! Cholera...

Szybko zbiegłam do apteki.
- Chłopaki musimy wracać!- krzyknęłam

- Co jest?- zapytał Tahir

- Jackob potrzebuje pomocy!

- Choler...- wysycał Kadir- SZYBKO!

Tahir wziął torbę a my zaczęliśmy biec w stronę mieszkania.

Kiedy dobiegliśmy na miejsce dokoła domu było pełno zarażonych z odstającymi żebrami i dziwnie zmutowanych, biegały o wiele szybciej i z łatwością wchodziły do środka.

Wskoczyliśmy na strych gdzie zastaliśmy przerażonego Hassana i Jackoba starającego się trzymać drzwi.

Kadir od razu podbiegł do swojego brata:

- Nic ci nie jest?- zapytał kładąc mu rękę na ramie

- Nie, ale...- do pomieszczenia przez okno wskoczył zarażony... te okno było tuż za plecami Hassana... Nie zdążyliśmy zareagować...

Zanim cokolwiek zrobiliśmy zarażony wgryzł się w szyje Hassana.

Kadir go zabił... Ale...
- Hassan!- krzyknął do niego

- Kadir... Ja umrę...

- Nie umrzesz zostaniesz! Tylko błagam się nie poddawaj!

- Do...- nie dokończył, bo oczy mu się zamknęły.

Kadir siedział nad jego ciałem w ciszy.

Natomiast zombiaki nie przestały nacierać... wyłamały drzwi i wszystkie chciały ruszyć w stronę załamanego Kadira...

Ale postanowiłam się ruszyć.... Była to wyjątkowa sytuacja, więc użyłam karabinu, którym w mgnieniu oka zastrzeliłam wszystkie.

Staliśmy tak w ciszy patrzyliśmy na Kadira i wsłuchiwaliśmy się w dźwięki na około... Które mówiły nam, że za chwile będziemy mieli gości

Kadir po dłużym czasie wstał i odparł:

- Idziemy.

- Dokąd?- zapytałam

- A co chcesz tu zostać!?- warknął widziałam w jego oczach złość i smutek

Ruszyliśmy za Kadirem

Nie pytałam się o nic nawet kiedy weszliśmy do śmierdzących kanłów... nikt się o nic nie pytał... 

Koniec 3 rozdziału






Dying light: Droga przez piekłoWhere stories live. Discover now