Rozdział 13

Beginne am Anfang
                                    

Oddychałam coraz głośniej. Musiałam stąd wyjść. Z drugiej strony widok tych nagich ciał przyciągał mnie. Czułam swoje podniecenie. Chciałam do nich dołączyć. Moja bestia była obudzona, pobudzona, ale i w transie. To ta muzyka. Zapach. Smak na języku. Rozejrzałam się, szukając ucieczki. Niedaleko wyjścia na zewnątrz, do ogrodów, stał oparty o filar Baal. Przyglądał się mi z zainteresowaniem. Ale on nie pił tego napoju. Cwaniak. Miałam ochotę go uderzyć, ujeżdżać i śmiać się z tego wszystkiego. Zdecydowanie musiałam stąd wyjść.

Wiatr rozwiał mi mokre włosy. Nawet nie wiedziałam, że byłam cała mokra, dopóki nie poczułam chłodu dnia. Oddychałam pełną piersią. Chciałam uciec. Poczuć się znów sobą. Czułam, że jestem pod wpływem jakiś narkotyków. Walczyłam z tym. Moja bestia też zaczynała. Szłam przed siebie. Im dalej od tych ludzi i muzyki, tym poczuję się lepiej. Nogi mi się plątały. Upadałam co chwila, ale z warknięciem wstawałam. Potrząsałam głową. Musiałam uciec.

Czyjeś ramiona mnie chwyciły, gdy znów upadłam wprost do lodowatej wody. To było to, musiałam wejść do strumienia. Zimna woda powinna ze mnie zmyć to cholerstwo. Ale te ramiona nie pozwalały mi wejść bardziej. Chciałam atakować, ale pazury nie chciały się wysuwać. Warczałam. Uderzyłam czyjąś twarz. Odpowiedziało mi warknięcie. Nagle ktoś mnie mocno pchnął. Uderzyłam w skalna ścianę. Ale najgorsze było uczucie lodowatej wody obmywającej moje ciało. Odwróciłam się i chciałam uciec, ale trafiłam na ciepło czyjegoś ciała. Mój wzrok był taki zamglony, ledwie widziałam kontury. Polizałam. Smakował wyśmienicie. Moje podniecenie natychmiast wystrzeliło. Miałam wrażenie, że jeśli zaraz sobie nie ulże, to nie przeżyję. Mówiono coś do mnie, ale nie rozumiałam. Potrzebowałam tylko jego. Ktoś mną potrząsnął, ale wskoczyłam na mężczyznę. Nogami objęłam go mocno. Ale ręce zostały oderwane i z całej siły przyciśnięte do skały. W każdej innej sytuacji by mnie to zdenerwowało. Teraz jedynie podnieciło. Przyciągnęłam go bliżej. Warczeliśmy oboje. On ostrzegawczo, jak gdyby tuż przed atakiem. Ja? Sama nie rozpoznawałam tego dźwięku, który się ze mnie wydobywał. Moja moc wzrastała za każdym razem, gdy się o mnie ocierał. Zamknęłam oczy, by nie wypuścić jej z ryz.

Czyjeś kroki w oddali. Rozmowy. Śmiech. Mój towarzysz coś mówiący gdzieś w dal. Jego śmiech. Moje podniecenie. A potem jego gorące usta wprost na moich. Wplotłam palce w jego włosy. Przyciągnęłam go mocniej. Wsunęłam język, smakując. Mojej bestii odpowiadało to, że walczył. Im mocniej nas odpychał, tym bardziej go chciałyśmy.

Upadłam. A może zostałam rzucona? Ale ból w kolanach mi nie przeszkadzał. Palce wbiłam w ziemię. Tafla wody była tuż przede mną. Mężczyzna chwycił mnie mocno za włosy, oplatając sobie je w dłoni i ciągnąć mocno w swoją stronę. Odchylił mi gardło. Chciał mojej uległości. I choć byłam w idealnej do tego pozycji, warczałam. Nie przestałam nawet wtedy, gdy wszedł we mnie. Poczułam pieczenie, które chwile później zniknęło, zastąpione potrzebą. Gdy zbliżył się do mnie twarzą, prawie go ugryzłam. Wycofał się, dając mi mocnego klapsa. Zaparłam się, gdy zaczął mocno uderzać o mnie biodrami. Potrzebowałam więcej. Mocniej. Chciałam, by mnie zdominował. Czułam jego moc, był silnym samcem. Wciąż jednak nie stracił kontroli. Dlatego jedną rękę wcisnęłam pod siebie, przez co napięłam uchwyt na włosach. Złapałam go za jądra i ścisnęłam mocniej. Warczał ostrzegawczo. Ale gdy moje palce znalazły się tuż przy wejściu, objęłam dwoma palcami członek i ścisnęłam. Mężczyzna wydał się z siebie dziwny dźwięk, ni to warczenie, ni to wycie. Ale nie z bólu. To tak, jak gdyby obręcz z moich palców wokół jego penisa sprawiła, że jeszcze bardziej stwardniał.

Uderzył mnie. Mocno. Ręką po pośladku. Mocno ścisnął włosy i dopiero teraz poczułam jego moc. Jego magia oplotła mnie. Moja walczyła z jego. Nasze ciała, nasze bestie i nasze magie w jednym tańcu. Miałam wrażenie, że widzę gwiazdy przed oczami. Byłam już tak blisko spełnienia. On również. Przeszywały mnie dreszcze zwiastujące koniec gry. Wtedy mnie ugryzł. Mocno. Ramie paliło żywym ogniem. Jego penis drżał we mnie. Czułam, że wylewa się we mnie jego nasienie. Gorące. Niemal można by zwariować od tego uczucia. Ugryzienie przeniosło mnie w zupełnie inne miejsce. Nie mogłam oddychać. Moje zmysły szalały. Otworzyłam buzię i krzyczałam z rozkoszy. Wypuściłam swoją magię, która paliła moją skórę.

Spadałam.

Zapach spalonej ziemi przywrócił mnie do rzeczywistości. Otworzyłam oczy. Byłam na polanie tuż wodospadzie. Ale ta polana nie miała już w sobie niczego ze swego początkowego piękna. Wokół mnie był ogromny krąg zieleni, który przechodził po chwili w czarną, spaloną ziemię. Nic w promieniu siedmiu kroków nie przeżyło. Jak gdyby ktoś uśmiercił to miejsce. Nie ktoś, ja. Nad wodospadem, na skałach, siedziały kruki. Przyglądały się nam uważnie. Spojrzałam na wodę. Ryby pływały na samej powierzchni. Martwe. Wszystko było wokół martwe. Nigdy nie straciłam nad sobą kontroli. Ubrałam się szybko w to, co znalazłam niedaleko wody. Moje ubrania były mokre, ale nienaruszone przez inne żywioły. I choć słońce wstawało, żadne ptaki nie śpiewały. Jak gdyby każdy przycichł w oczekiwaniu na to, co nadchodzi.

- Niosąca śmierć. – wyszeptał mężczyzna. Dopiero teraz sobie przypomniałam, że nie byłam tu sama i dlaczego. Dotknęłam ramienia, nadal pulsowało.

Obejrzałam się za siebie. Tuż na zielonym skrawku leżał nagi Baal. Nie przyglądał się zniszczeniom. Uważnie obserwował mnie. Przerażoną.

- Baal... - wyszeptałam. I co miałabym powiedzieć?

- To się nie powinno nigdy wydarzyć. Nie powinno... - wstał i szybko ubrał swoje ubranie z wczorajszego balu. – Nigdy w ten sposób. Nie z tobą, do cholery.

Poczułam, jak gdyby wbijał mi nóż prosto w brzuch. Osłoniłam się. Byłam teraz taka wykończona. Potrzebowałam snu.

- Tak wiem, jestem błędem.

- Nie! – jego oczy teraz wydawały się niemal czerwone, jak gdyby palił się w nim jakiś wewnętrzny ogień. – Nigdy tak nie mów, chodząca śmierci. Jesteś wyjątkowa. Ale nikt nie może się o tobie dowiedzieć. Zwłaszcza tu, w Duat. Inaczej nigdy się nie uwolnimy.

- Ale.... – jednak nic nie zdołałam więcej powiedzieć. Baal wyciągnął rękę na bok. Jego dłoń pokrywały płomienie.

- Nie tylko ty masz sekrety. – zacisnął pięść, a płomienie zniknęły. – Jutro zaczynasz pracę. Dziś odpocznij. – rozejrzał się po zniszczonej polanie. – Oboje potrzebujemy odpoczynku.

Odszedł, zostawiając mnie zszokowaną przy wodospadzie.

Kruki odleciały z cichym krakaniem. 

Nowe miasto - Liberia IIIWo Geschichten leben. Entdecke jetzt