2.12

941 85 8
                                    

Ostatnie kilka dni przerwy przed powrotem za biurko Eos nie ma najmniejszego zamiaru poświęcać na szukanie dowodów, że Alice Hale, naprawdę jest martwa, bo tego chce Irene. Nie obchodzi jej zupełnie czy stoi za tym Moriarty czy ktoś inny czy może Adler sama uznała, że siedzenie w ukryciu, to nie do końca jej sposób na życie. Kto jak kto, ale ona zawsze lubiła, bawić się ludźmi.
Byliby z Jamesem szczęśliwą parą, jakby nie była na tyle głupia, by próbować ugrać coś dla siebie.
Myśli Strange, przebierając się w strój sportowy. Wychodzi z łazienki w swoim mieszkaniu, które po tylu nocach spędzonych na Baker Street coraz bardziej było dla niej zbyt ascetyczne, kochała swoją niezależność, ale gdzieś w głębi serca brakowało jej tego rozgardiaszu i bałaganu. Choć może bardziej brakowało jej osoby, która go powodowała.

Próbuje odepchnąć od siebie kolejną chęć odpisania na jego wiadomości i powoli zaczyna się rozciągać, a jak w zegarku rozlega się pukanie. Jest na niego zła, ale podświadomie wiedziała, że przyjdzie dziś do niej.

– Co tutaj robisz? – pyta Eos, stając w drzwiach, próbując mimo wszystko uniemożliwić mu wejście do środka.

– Jest czwartek.

– Wiem, jaki jest dzień tygodnia, mam kalendarz. Jednak chyba dość jasno wyraziłam się, że nie chcę mieć nic wspólnego z tą sprawą Holmes. Niech John Ci pomoże, chętnie zajmę się Rose po pracy.

– Nie bądź dziecinna – mruczy detektyw, przepychając ją delikatnie i wchodzi do środka. – Jesteś przebrana, wiedziałaś, że przyjdę.

– Nie mam zamiaru dziś tego robić Sherlock. Wyjdź, proszę z mojego domu.

Mężczyzna nie zamierza jednak słuchać jej marudzenia, zdejmuje płaszcz, nalewa sobie kawę z dzbanka stojącego na stole i rzuca marynarkę na oparcie fotela przy oknie. Eos patrzy, jak krąży po jej przestrzeni, aż w końcu wyjmuje broń z kasetki na komodzie i w nią wcelowuje.

– Nie mamy całego dnia Eos. Mam gdzieś, o co się gniewasz i czy robisz to naprawdę, czy tylko po to, żeby zmylić naszych wrogów. Myślę, że sama tego nie wiesz. Wiem za to, że w poniedziałek wracasz do pracy i może Mycroft obiecał Ci, że wracasz za biurko, ale MI5 wyznaczyło Ci już test zdolności zawodowych, więc nie udawaj, że tego nie potrzebujesz.

– Nie będę pytać, skąd wiesz o MI5, ale nie musisz się martwić o moje zdolności zawodowe. To zmartwienie Twojego brata.

– Nie martwię się o Twoje zdolności zawodowe.... – zaczyna mówić detektyw, a ona robi kilka kroków w jego stronę, jakby wcale nie miała wymierzonego w siebie pistoletu.

– Czyli mam rozumieć, że martwisz się o mnie?

Kobieta wykorzystuje chwilę jego zawahania się, wykręca mu nadgarstek, próbując odebrać broń, ale jej na to nie pozwala. Nigdy, gdy trenowali, nie dawali sobie taryfy ulgowej, dlatego, że oboje wiedzieli, że poza murami tego mieszkania, nikt im jej nie da, gdy znajdą się w sytuacji zagrożenia.

Eos robi półobrót i kopie go prosto w żebra, Sherlock bierze głębszy oddech, który kobieta wykorzystuje, by znów uderzyć go w nadgarstek i tym razem udaje jej się go rozbroić. Kręcąc głową z dezaprobatą, staje naprzeciwko niego i wypuszcza magazynek na druga rękę.

– Od kiedy trzymasz nabitą broń? – pyta zaskoczony Holmes.

– A jaki jej sens trzymać broń, której nie można użyć?

– Zdążyłbym Cię postrzelić dwa razy, musisz się bardziej postarać.

– Tak? To pokaż mi jak Mądralo.

Rozbrojenie Eos przez niego zajmuje im zdecydowanie więcej czasu, co jak co, ale uniki, brunetka miała opracowane do perfekcji. Przynajmniej kiedy walczyła z nim, wiedziała, że nawet jeśli ogra go tu sto razy, to za sto pierwszym na testach zawodowych, na pewno zawali. Nigdy nie radziła sobie tak dobrze, gdy była pod realną presją. W końcu jednak Sherlockowi udaje się zabrać jej broń i przewrócić ją na miękki dywan pod ich stopami.

moc sentymentu • SherlockWhere stories live. Discover now