Epilog.

1.9K 175 41
                                    

Jest mglisty poranek, pod jednym z wieżowców w okolicy Canary Wharf parkuje samochód, wysiada z niego mężczyzna około trzydziestki i zaczyna dość głośno rozmawiać przez telefon, nie zauważając nawet wysokiego detektywa, stojącego po przeciwnej stronie ulicy.

– Jestem na dole, możesz już ruszyć na dół swój śliczny tyłek Strange. Wiem, wiem, skopiesz mi mój za takie uwagi, ale teraz lepiej się skup na tym, by nie zapomnieć laptopa i walizki, bo będziemy ugotowani.

Mężczyzna kręci się nerwowo w jedną i drugą spoglądając na zegarek, musi mu się spieszyć, jest ubrany w casualowy garnitur z lekkiego szarego materiału, który idealnie podkreśla proporcje jego ciała i ukrywa przypiętą pod nim broń. Po dłuższej chwili z budynku wychodzi kobieta w okularach, o włosach w kolorze mlecznej czekolady, ma ze sobą metalową srebrną walizkę, torbę z laptopem i jeszcze jedną drobną skórzaną walizkę na kółkach. Para wita się przelotnym pocałunkiem w policzek i kilkoma uwagami co do różnych pojęć tego, czym jest godzina ósma rano.

Sherlock musi przyznać, że kobieta spisała się doskonale, jest nie do poznania. Przynajmniej dla każdego, kto nie znał jej blisko, a takich osób na świecie jest niewiele. Eos nawet porusza się z mniejszą gracją, uśmiecha się, lekko otwierając usta, czego nie robiła wcześniej. Detale, przy których całość robi porażające wrażenie.

Nie jest już Alice Hale, ale dla niego nie ma to najmniejszego znaczenia.

Kobieta zauważa detektywa, gdy już ma wsiadać do samochodu, uśmiecha się szeroko i rusza w jego stronę.

– Daj mi pięć minut Harvey – mówi jeszcze, obracając się na sekundę do swojego towarzysza.

– Spóźnimy się na samolot!

– Nie polecą bez walizki, więc nie polecą bez nas.

Idzie szybko uśmiechając się coraz szerzej z każdym krokiem, a detektyw dość długo pozostaje obojętny na iskierki radości w jej oczach, a w końcu zaciska dłonie w kieszeniach płaszcza, próbując opanować dziwne kłębowisko emocji, które kotłowało się w nim, na jej widok.

– Nie będę, pytać skąd wiesz, o której wylatuję – mówi Eos, stając naprzeciwko niego. – Co tu robisz?

– Uznałem, że muszę Ci o czymś powiedzieć, zanim wyjedziesz – odpowiada Sherlock, a ona poprawia okulary na nosie i patrzy mu prosto w oczy, czekając, aż powie coś więcej.

– Wiesz, że....

– Wiem. Wiem o tym od zawsze Mądralo. Nie musimy tego mówić. – Przez twarz detektywa przebiega uśmiech, a ona staje na palcach, chwyta jego za szalik, by przyciągnąć go bliżej do siebie. – Pocałuj mnie.

Nie musi mu powtarzać tego dwa razy, Sherlock łapie ją mocno w ramiona i całuje, kompletnie ignorując klakson, który rozlega się za jej plecami.

– Idź – mówi w końcu, odsuwając ją od siebie delikatnie. – Samolot do Odessy nie będzie czekał wiecznie.

– Skąd Ty to...? To przecież ściśle tajne. – Detektyw przewraca oczami, a ona jeszcze raz wtula się w jego ramiona i łączy ich usta w pocałunku.

Przeciąga tą chwilę, ile się da, jakby to miała być najdłuższa minuta tej rzeczywistości, a w końcu odsuwa się od niego i znika w czarnym samochodzie, który kieruje się w stronę rządowego lotniska. Detektyw za to stawia kołnierz swojego długiego płaszcza i odchodzi lekkim krokiem w stronę Baker Street, czując na swoim szaliku zapach jaśminu.



moc sentymentu • SherlockWo Geschichten leben. Entdecke jetzt