2.3

1.3K 111 7
                                    

Eos rano budzi dopiero telefon od jej współpracownika, który melduje, że wyjechał z domu i, że będzie u niej za piętnaście minut. Kobieta jak zawsze podrywa się z łóżka, w pośpiechu rozpoczynając błyskawiczne doprowadzanie się do porządku, wpada pod szybki prysznic, daruje sobie makijaż i śniadanie, by zyskać te kilka sekund na wypicie kawy. John zdaje się być już przyzwyczajony do jej porannej gonitwy, wtedy właściwie widywał ją najczęściej. Strange zawsze pojawiała się na Baker Street późnymi wieczorami i uciekała o świcie, dziękując mu za wszystkie filiżanki kawy, jakie jej przygotowywał.

– Zaspałaś? – pyta, uśmiechając się do niej, gdy kobieta zatrzymuje się na chwileczkę obok niego.

– Zawsze zasypiam i zawsze z tego samego powodu – odpowiada, wlewając w siebie gorącą kawę. – Lily zależy na Tobie, ale boi się, że Ty masz problemy z zaangażowaniem. Powiedziałam jej, że to raczej normalne biorąc pod uwagę przeszłość. To fajna dziewczyna i nie spierdol tego.

– Tęsknię za czasami, kiedy nie podawaliście mi wszystkich informacji na tacy – narzeka Watson, gdy na dole przestanie wyć klakson. – A właściwie tęsknię za tym, kiedy nie było was w ogóle w moim życiu.

– Musiało być strasznie nudno – mówi Eos i całuje go w policzek – I ja właśnie znikam z Twojego życia. Co prawda tylko na kilka godzin, ale wykorzystaj je.

Sherlock wychodzi z sypialni, kiedy kobieta ma właśnie do niej zapukać, uśmiechają się lekko na swój widok, a on całuje ją, obejmując mocno ramionami.

– Robisz to, tylko po to, żeby wkurzyć Mycrofta moim spóźnieniem? – pyta brunetka, a on przytakuje i podaje jej torbę z laptopem.

– Te pliki były beznadziejnie zabezpieczone, dopisałem do Twojego raportu kilka rzeczy, więc jak skończysz tą zabawę w profesjonalizm z moim bratem, przyjedź do Molly.

– Wiesz, że to może trochę potrwać?

– Wasza odprawa potrwa dziesięć minut, więc tak jak mówię, spotkajmy się w szpitalu.

– Lubisz mi mówić co mam robić, prawda? – pyta Eos, uśmiechając się szeroko, wspina się jeszcze na palce, by ukraść mu jeden pocałunek i zbiega po schodach.

W drzwiach wciąga na stopy płaskie czarne buty i rozgląda się za białym jaguarem, którym woził się Harvey i dopiero po chwili przypomina sobie o okularach, a dźwięk klaksonu po raz kolejny rozlega się naprzeciwko Speedy's Cafe.

– Kupię Ci budzik na święta – mruczy niezadowolony Harv, gdy tylko jego koleżanka zajmie miejsce obok niego. – Nie możesz, choć raz nie zaspać?

– Mam budzik i go nastawiam. Szkoda, że ktoś zawsze mi go wyłącza.

– Twój chłopak jest strasznym dupkiem.

Mój chłopak? Poważnie? W naszym wieku używa się jeszcze takich określeń? – sarka, wyciągając lusterko i szybko wklepując w twarz warstwę pudru. – I tak, jest wyjątkowym dupkiem, jeśli chodzi o naszą pracę.

– Wiesz, że nie jestem głupi i wiem, z kim się spotykasz?

– Dzięki bogu, że nie jesteś, aż tak głupi i umiesz łączyć proste fakty. Lepiej mi podziękuj, że napisałam taki raport, że wyjdziemy czyści jak łza z tego spotkania.

– Te dane były, chociaż warte tego cyrku?

– Nie nam to oceniać, wiesz o tym – mówi Eos, pociągając rzęsy tuszem, a Pearson przyhamowuje gwałtownie, tylko po to, by ją wkurzyć. – I kto tu jest dupkiem? Nie zaglądałam nawet do raportu, jak on go poprawił.

moc sentymentu • SherlockWhere stories live. Discover now