2.21

1K 85 20
                                    

Na klatce schodowej w budynku na Canary Warf echem od ścian odbija się odgłos kroków trzech mężczyzn. Windy zostały wyłączone ze względów bezpieczeństwa, by utrudnić ewentualnym napastnikom ucieczkę, ale cała trójka zdaje sobie sprawę, że są tu na tyle późno, że może nie być po nich śladu. Lestrade i Watson, próbują ze wszystkich swoich sił dotrzymać kroku detektywowi, który biegnie jako pierwszy, doskonale zdając sobie sprawę, że jeszcze kilka stopni i będą musieli się zatrzymać, złapać oddech. Oni będą musieli, Holmes zdaje się nie zauważać pokonywanych pięter, jakby miał cień nadziei, że Eos jeszcze żyje.

Właściwie wiedzą, że tylko głupi na jego miejscu nie miałby takiej nadziei, jeśli dziewczyna nie żyje, to właśnie Sherlock będzie temu winien. Eos od samego początku chciała trzymać się od tej sprawy z daleka, a to on wciągnął ją w nią, coraz bardziej wystawiając na atak.

John przystaje pierwszy, zostały dwa piętra i zanim inspektor zatrzyma się obok niego, na schodach widać już tylko skrawek płaszcza detektywa. Nie mówią ani słowa, wymieniają tylko jedno spojrzenie wyrażające wszystko.

Jeśli tam jest jej ciało, muszą przy nim być i rzucają się do dalszego biegu.

Gdy tylko udaje im się wyważyć drzwi mieszkania, w środku panuje półmrok, niebo za oknem jest szare jak popiół, a w ciszy słychać tylko uderzanie deszczu o szybę i trzy przyśpieszone oddechy.

– O mój boże... – wzdycha John, patrząc na podłogę.

Sherlock ocenia swoim bystrym wzrokiem gęstą krew zalewającą podłogę i czuje, jak dopada go najgorsza myśl, że przybyli za późno.

– Uważajcie, żeby nie zanieczyścić miejsca zbrodni – mówi Lestrade, ale Sherlock idzie pewnie w głąb mieszkania

– Bo co? Nie znajdziesz sprawcy? – sarka detektyw. – Ja go właśnie znalazłem.

Sebastian Moran leży martwy w ciemnoczerwonej kałuży, powalił go jeden perfekcyjny strzał prosto w głowę, ale to z rany na szyi polało się najwięcej krwi. Sherlock rozkazuje samemu sobie, by skupił wszystkie swoje zmysły i w ciszy słyszy płytki oddech, bardzo płytki i bardzo paniczny. Dopiero po chwili dostrzega ją kątem oka, delikatne drżenie w rogu pokoju, jakby załamanie rzeczywistości. Eos siedzi wciśnięta między szafkę nocną, a ścianę, obejmuje kolana rękami, kołysząc się lekko. Patrzy w jakiś punkt przed sobą, jest zakrwawiona, krew jest wszędzie, w jej włosach, na twarzy i podartej jasnej sukience.

– Eos! – krzyczy John i rzuca się w jej stronę, ale Sherlock daje mu znak ręką, żeby się nie zbliżał, ponieważ roztrzęsiona kobieta wciąż ściska w dłoniach broń. – Może być ranna!

– Na dole jest karetka – podsuwa od razu Greg.

– Skupcie się! To nie jest jej krew! – detektyw zdejmuje z siebie płaszcz i powoli idzie w jej stronę, a ona patrzy, przez niego jakby nie istniał i zdaje się w ogóle nie rejestrować co dzieje się wokół niej. – Gwiazdeczko.

Dopiero słysząc jego szept, Eos zaczyna płakać, jej łzy przybierają szkarłatnego koloru w połączeniu z krwią na policzku. Sherlock wyjmuje jej broń z dłoni, przysuwając ją do siebie bliżej, by owinąć jej drżące ciało mocno swoim płaszczem i z łatwością bierze ją na ręce.

– Co tu się stało...? – pyta przerażona Donovan, wpadając przez drzwi z jeszcze jednym policjantem.

– Samochód – mówi ostro Sherlock, ignorując policjantkę. – Może być nawet radiowóz. Cokolwiek czym dostaniemy się do domu.

– Ona powinna być w szpitalu – protestuje Greg, ale rzuca kluczyki od swojego samochodu w stronę Johna.

– Nie, nie dopóki Moriarty ucieka – ucina dalszą dyskusję detektyw, wychodząc z mieszkania.

moc sentymentu • SherlockUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum