Zdaniem detektywa Martha Hudson miała niesamowity talent do wyolbrzymiania pewnych rzeczy w ich życiu, najczęściej tych kompletnie dla niego niezrozumiałych. Dlatego, gdy dziś wpadła do saloniku na piętrze, ze swoim szerokim uśmiechem, nie zrobiło to na nim najmniejszego wrażenia.
– Macie Klientkę. Zaraz tu będzie, więc ja zrobię herbatę, a wy, chociaż troszkę tu ogarnijcie.
Zanim ucieknie z powrotem na dół, pośpiesznie zamyka drzwi do zagraconej kuchni i zbiera rozrzucony na sofie koc. Doktor i detektyw wymieniają jedno porozumiewawcze spojrzenie, gdy na schodach rozlega się miarowe stukanie butów na obcasie. Do pokoju weszła wysoka postać owinięta w czarny płaszcz z kapturem zasłaniającym twarz, spod którego wysuwa się tylko pukiel rudych włosów.
– Nie bierzemy żadnych nowych spraw – odzywa się Sherlock siedzący w swoim fotelu i wpatrujący się w pusty kominek.
– Moją weźmiecie – mówi ciepłym głosem kobieta, a przez twarz detektywa przebiega cień uśmiechu.
Rudowłosa zdejmuje z siebie płaszcz i rozgląda się po pomieszczeniu. John w przeciwieństwie do przyjaciela od razu utkwił w niej wzrok, była ubrana w proste czarne spodnie, absurdalnie wysokie szpilki i prześwitującą koszulę z lekkiego, białego materiału. Na pewno jest od nich trochę młodsza, ma porcelanową cerę, wielkie zielone oczy i usta w kolorze krwistej czerwieni. Dopiero jej cichy śmiech wyrywa go z zamyśleń i zauważa, że kobieta cały czas trzymała w wyciągniętej dłoni swój płaszcz, który w końcu rzuca na kanapę i bez zastanowienia siada naprzeciwko Sherlocka w drugim fotelu.
– Klienci zazwyczaj siadają na krześle – mówi detektyw i wpatruje się w płomienie tańczące w kominku. – Choć to nieistotne, nie jesteśmy zainteresowani Twoją sprawą, mamy obecnie zlecenie.
– Nie, nie macie żadnej sprawy.
– Och i skąd niby masz takie informacje? – pyta detektyw, a ona uśmiecha się szeroko.
– Ona ma rację, nie mamy teraz żadnej sprawy – wtrąca John i staje obok fotela przyjaciela.
Zanim kobieta zdąży odpowiedzieć, do pokoju wraca Pani Hudson i stawia na stoliku tacę z herbatą i ciasteczkami.
– Proszę Pani Hale, Pani kolegę zaprosiłam na herbatę na dole. Czy jak już skończycie, będę mogła mieć prośbę o autograf? – pyta rozemocjonowana.
– Oczywiście, cała przyjemność po mojej stronie – odpowiada Klientka i odprowadza starszą kobietę uśmiechem, sięga po filiżankę i delikatnie dmucha na gorący napój, a w mieszkaniu zapada cisza.
– Czy Pani jest...? – zaczyna w końcu Watson, mruży oczy, przyglądając się kobiecie, jakby chciał dojrzeć w niej coś znajomego.
– Tak John, oczywiście, że nią jest. – Sherlock podrywa się z fotela i podchodzi do okna.
– Alicia Hale, miło mi pana poznać Panie Doktorze – uśmiecha się niemal filmowo, wyciąga rękę, a John całuje ją speszony.
– Więc co Panią do nas sprowadza Pani Hale, co to za sprawa? – pyta Watson, podsiadając przyjaciela w jego fotelu, kobieta pochyla się i odstawia na tacę filiżankę z czerwonym obrysem jej ust.
– Proszę, po pierwsze mów mi Alice, szczerze nie znoszę tego całego Pani Hale.
– Po drugie, nie zajmiemy się jej sprawą. Niech wypije herbatę i wyjdzie – oświadcza ostro detektyw, dalej wpatrując się w okno.
– Wiesz doskonale, że nie przyszłabym tu, gdyby to nie była ostateczność Sherlocku! – mówi uniesionym głosem Alice, jakby na chwilę wypadając z perfekcyjne roli, o co sama jest na siebie zła.
أنت تقرأ
moc sentymentu • Sherlock
أدب الهواةGdyby wszechświat nie był zbyt leniwy na zbiegi okoliczności, można by śmiało założyć, że to właśnie dzięki nim drogi detektywa i jego dawnej znajomej przecinały się tyle razy. Część pierwsza: Gdy życie światowej klasy piosenkarki jest zagrożone, ni...