38

1.4K 95 35
                                    

Ja: Co ty pieprzysz

Karolek: Widziałem...

Ja: Kłamiesz

- Marysiu? - dopytał zaintrygowany moją rozdrażnioną postawą. Siedziałam lekko poirytowana, nie chciałam mu odpowiadać, nawet nie wiedziałabym zbytnio co.

Jedyne co zrobiłam to odsunęłam się delikatnie, żeby nie widział przypadkiem treści tych sms-ów. Może to faktycznie fałszywy alarm i tylko zrobiłoby się między nami niekomfortowo na dłuższą metę. 

Karolek: Nie mógłbym Cię oszukać

Ja: On nie mógłby tego zrobić

Karolek: Ufasz bardziej osobie, którą znasz zaledwie pół roku, czy mnie?

Ja: Karol, skończ

Karolek: Dziewczyno, zdaj sobie sprawę z tego, że nikt nie jest idealny

Ja: Dobra. Spotkajmy się, jutro.

Karolek: O której idziesz do pracy? To cie odwioze

Ja: Na 14 mam, bądź o 13.30

Karolek: OK.

- Halo? - złapał mnie za ramię tak niespodziewanie, że niemal odskoczyłam. Patrząc na jego bezbronną twarz, nie przypuszczałabym, że mógłby mnie oszukać, a co gorsza zdradzić.

- Przepraszam - odpowiedziałam, masując się po ramieniu.

- Może powinienem już sobie pójść? Jest późno - odwrócił znacząco wzrok, i powoli podniósł swoje cztery litery  z łóżka. Przytaknęłam, starając się mu nie przyglądać, tak jakbym miała zaraz wyjść na jakiegoś zawodowego podglądacza z przedszkola...

Może to było z deka lekkomyślne, skoro tylko dostałam luźną informację, która z pewnością nie jest potwierdzona, znaczy - na to liczę. 

- Cześć - rzucił zamykając drzwi. 

Faktycznie było późno, czułam się i tak zmęczona, nie tyle co wiadomością od Karola, co samym dniem. Chwilę po tym jak wyszedł z mojego pokoju, poszłam się wykąpać i położyłam się spać. 

Nudziarz: Dobranoc, Marysiu. 

Ja: Dobranoc 

Dlaczego jakieś zwykły tekst od Karola zmienił moje postrzeganie? Zmyślił to, albo przywidziało mu się, nie ma innej opcji, Filip nie byłby zdolny do zranienia.

Co dziwne - udało mi się usnąć bardzo szybko, choć często miałam niemałe problemy z zasypianiem.

Przebudziłam się o późnej porze - godzinie dwunastej, oczywiście z tą jedną myślą. Nie chciałam tak bardzo iść do tej pracy, czułam się cholernie bezsilna, nie widziałam sensu w niczym.

Podniosłam się z łóżka, przysłowiowo wstałam lewą nogą, przepełniona brakiem humoru i nieustępliwą miłością do kawy. To było jedyne, co mogłoby postawić mnie na równe nogi i zaatakować determinacją. 

Przebrałam się, wykonałam delikatny makijaż - nie mam w tym momencie ochoty rozwodzić się nad tym jaki strój wybrałam, czy jak upięłam włosy, bo w tej sytuacji wydaje się to zbędne. 

Zresztą, nie to zaprzątało moją głowę tak bardzo, że robiło mi się słabo na samą myśl  o spotkaniu z przyjacielem i rozmową, z której może wywiązać się moje nastawienie. 

Zbiegłam na dół do kuchni, żeby zaparzyć świeżutką kawę, i chociaż przez chwilę napawać się tym pięknym zapachem i ,,odlecieć''. 

Wyjęłam duży kubek, który dostałam na swoje siedemnaste urodziny od byłego. Wyglądem przypominał niewielką miskę, a wspomnieniami przywracał mnie do szczęśliwego okresu w moim życiu - liceum. 

Usiadłam przy wsypie kuchennej, w oczekiwaniu na gotującą się wodę, którą wstawiłam chwilę przed. 

- Dzień dobry, czarnulko - uśmiechnął się do mnie mój ojczulek, niesamowity warszawski biznesmen i firmą na karku, dziwne, że znalazł czas na kawę. A, dlaczego czarnulko? Od dłuższego czasu czułam, że powinnam coś w sobie zmienić. Tak, znowu, jak to kobieta jestem bardzo zmienną osobą i potrzebuję ciągłych metamorfoz. Tym razem był to kolor czarny na włosach, w którym się zakochałam na zabój. Czuję się w nim najlepiej, naprawdę, dodaje mi powagi, ale jednocześnie elegancji. 

Czas dorośleć. 

 Usiadł obok mnie, i szturchnął łokciem. 

- Cześć, cześć - odpowiedziałam, odwzajemniając uśmieszek. 

- Coś się stało? - zapytał jakby zmartwiony. Nie umiałam go w tym momencie wyczuć, wiadomo, nie często się zdarzało, żeby zapytał o cokolwiek, albo co lepsze - przywitał się. 

- Dlaczego pytasz? - wymusiłam uśmiech, ale uniknęłam kontaktu wzrokowego, znowu. 

- Jesteś blada jak nigdy - odpowiedział, podnosząc się z siedzenia i sięgając po drugi kubeczek. 

- Przesadzasz - rzuciłam, zalewając naczynie.

- Ja i przesada? Maria, coś się trapi i to widać po twoim zachowaniu - wsypał kawę do kubka i przejął czajnik, również zalewając - zresztą, masz tego świadomość, jesteś na studiach psychologicznych. 

- Nieważne, naprawdę - oznajmiłam zrezygnowana. Ciężko było cokolwiek utrzymać, samemu w to nie wierząc. 

- A mi się wydaje, że wręcz przeciwnie - przyglądał mi się cały ten czas, szukając szczególików, które mogłyby mnie zgubić w tym co mówię, albo w tym jak się zachowuję, cały ojciec. 

- Tato, nie przejmuj się - wsypałam cukier trzcinowy, żeby choć trochę osłodzić sobie ten poranek.

- Marysiu, nie możesz ode mnie uciekać - w tym momencie ogarnął mnie letarg. czułam się uśpiona w jego słowach, jakbym miała się znaleźć w tym kole, tańcząc na znak Chochoła, śmieszne. 

- Zachowaj się jak zawsze i po prostu idź do pracy bez słowa, dobrze? - Nie byłam zdatna bardzo się opierać temu co mówił, a mimo to cisnęłam z siebie tyle, żeby nie drążył, żebym nie musiała się rozpłakać z tej chwili.

- Przestań, porozmawiaj ze mną - dalej próbował. Moje oczy były już tak przeszklone, że ciężko było utrzymać pokerową twarz. 

- Już - rzuciłam - Zaczęło się... 

Nie wiem dlaczego tak nagle ze mnie wszystko gładko wypłynęło. Mówiłam wszystko co mi się uczepiło języka, rzucałam najgłębszymi uczuciami, tylko żeby odetchnąć ze spokojem. Najgorsze w tym wszystkim były łzy, które wręcz kazały mi wciągnąć się w wir chaosu. 

Po chwili jednak usłyszałam dźwięk powiadomień, więc szybko odblokowałam telefon i włączyłam sms-y.

Karolek: Gotowa? 

Ja: Niestety tak

Karolek: To wyłaź. 

Bardzo powoli zebrałam za sobą płaszcz, torbę i wydostałam się z domu. 

Przeszłam do samochodu nieco roztrzęsiona, w końcu to co miałam teraz usłyszeć... Marysia, stop. Daj mu opowiedzieć to co wie, potem wysuwaj wnioski. 

- Widziałem Taco... z Igą - rzucił od razu na wejściu. Był tak samo poddenerwowany jak ja.

- Ale jak to widziałeś z Igą? - odpowiedziałam pytaniem.

- Stali przed Złotymi i on wtedy złapał ją za rękę... - przerwałam mu. 

- Co?!

- No złapał ją za rękę i objął - dodał po chwili.

- C-coś jeszcze? - wyjąkałam.

- Nic więcej nie widziałem, przykro mi Maryś...

Pękło. 

... 

[Hej, jedzie ktoś na koncert do Kielc 15 listopada? :)]

SMS: Nie wierz w nic | Taco HemingwayWhere stories live. Discover now