5

2.1K 104 4
                                    

- W-widziałeś?! - szarpnęłam za rękaw zielonookiego rudziaka. Spojrzał się na mnie z lekkim zdziwieniem poprawiając koszulkę.

- No przeprosił, coś chciała, kwiaty do tego? - spytał prześmiewczo, idąc dalej. Wiedziałam, że nie skojarzy faktów, czasami bywa mało domyślny i nie zauważa tak drobnych szczegółów. 

- To był Taco, no Boże, Karol - oznajmiłam z nutką irytacji w głosie. Sam go słuchał, dosyć długo, aż dziwne, że na początku nie rozgarnął komu zwrócił uwagę o kulturę. 

- No nawet jeśli to... tylko człowiek, odpuść - nie zatrzymywał się, szedł przed siebie, nie spoglądał na mnie, nie odwracał się - Ja rozumiem, że to twój idol, ale... szanujmy się, człowiek jak każdy inny - dodał nieco łagodniej. 

- Nie chodzi o to - odpowiedziałam lekko znużona - mogliśmy do niego zagadać. 

-  No i co, podeszłabyś i nic z siebie nie wykrztusiła - rzucił - znam cię bardzo dobrze - dodał, kopiąc kamień, wadzący mu pod stopami.

Spacerowaliśmy w milczeniu. Nie była to ta niezręczna cisza, od której chce się jak najszybciej uciec, wiadomo. Czułam swobodę przebywając z rudym chłopcem, mogłam nawet cały dzień spać u niego w łóżku i nie odczuwałabym pewnie jakiegoś dyskomfortu. 

Weszłam  za nim do samochodu i wygodnie się rozsiadłam, zapinając pasy bezpieczeństwa. Koncert miał odbyć się za jakąś godzinę, więc na spokojnie przejechaliśmy z punktu do drugiego. 

Na billboardach w całej stolicy widniała reklama koncertu Taco Hemingwaya ,,Imprezy z klimatem? Cała Warszawa wybiera Klub Park! Klub Park - Warszawa zaprasza! Koncert najlepszego rapera XXI wieku (...)''. Wszędzie i wszędzie... napawało mnie to ekscytacją i coraz to większą chęcią zobaczenia idola, wsłuchania się w jego spokojny, ale zarazem hipnotyzujący głos.  

Klub Park to miejscówka bardzo oblegana, aut było od groma, musieliśmy znaleźć miejsce na parkowanie kilka przecznic dalej, żeby na spokojnie przejść i się zmieścić w czasie. Ach, no i kolejki do wejścia, to też - długie, nużące i nudne. Mimo euforycznego humoru, jesteś poirytowany długością kolejki i tempem sprawdzania biletów, przez kilku goryli przy drzwiach frontowych. 

Będąc już przy samym wejściu poczułam mocne wibracje w lewej kieszeni spodni. Wyjęłam telefon, w celu sprawdzenia pasku powiadomień. Ach, tak. SMS.

Nudziarz: Życz mi powodzenia

Ja: Co? Po co

Nudziarz: No po prostu życz. 

Ja: Powodzenia, nudziarzu.

Dziwi mnie najbardziej fakt, że ten typ dalej pisze. Nawet nie wie z kim rozmawia, może jestem sześćdziesięcioletnim zboczeńcem i szukam ofiary, a napatoczył się tak znikąd. 
On i tak zaczepia, pisze, pewnie z nudy, ta?

Dostaliśmy się pod scenę, pozostało tylko czekać na mojego cudownego Filipa. Pomieszczenie było wypełnione zapachem potu, ekscytacji i miłości. Czuć było także woń etanolu i papierosów unoszącą się w powietrzu, do tego dochodziły rozwydrzone fanki Taco. Podekscytowane szesnastki drące ryja co koncert. Typowe. 

Chwila skupienia, obserwowania sceny. Rumak zapodał bit, a na scenę dostał się wysoki mężczyzna z włosami w artystycznym nieładzie, zielono-brunatnymi oczami, których spojrzenie przeszywało na wylot. 

TACO.

Wyszedł. 

,,(...) Wypili moją krew na hejnał, nie pierwszy raz (...)''

- Dziękujemy ślicznie, jestem Fifi, to jest Rumak - wskazał na mężczyznę za sprzętem - on mi robi muzykę, ja mu robię rapy, potem to kleimy - dodał i... grali dalej. *

Piękne rozpoczęcie. Piękny TACO. Piękne wszystko. 

...

* Tak Filip, po pierwszym kawałku, rozpoczął swój występ na openerze 2015.



SMS: Nie wierz w nic | Taco HemingwayOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz