32

1.4K 103 67
                                    

- Bo wiesz... ja... - zaczął dosyć  niepewnie. Zerwał się szybko z ławki i łapczywie wciągnął powietrze - uważam, że to wcale nie takie głupie - wypuścił je ze świstem. 

- Nie takie głupie? - dopytałam, również podnosząc swoje cztery litery z siedzenia - A myślisz, że jakie? Latanie za typem, którego nawet pewnie nie interesujesz? - dopowiedziałam patrząc na niego błagalnie. 

- Chodzi o to, że wyciągasz zbyt szybko wnioski, może naprawdę nie ma na razie możliwości spotkania - odpowiedział. 

- Dla mnie jest to całkowicie bezsensowne, czekanie na coś co nawet nie nadejdzie - rzuciłam, poprawiając spódnicę. 

- Masz za małą wiarę w ludzi - oznajmił przyglądając mi się dokładnie. Wiedział doskonale co jest ze mną nie tak. Ciężko mi ufać innym, wierzyć im, pokładać jakieś nadzieje. A jak już to robię, to najczęściej wychodzi z tego niemały zawód i ostatecznie plamię poduszkę tuszem do rzęs, od wiecznego ryczenia i zamartwiania się. 

- W Ciebie nie zwątpiłam - westchnęłam. To prawda, jego muzyka była głównym bodźcem, który mnie podnosił na duchu. 

- W niego też nie powinnaś - wyrzucił z siebie, bardzo szybko odwracając wzrok. Dlaczego tak bardzo chciał, żebym zaufała jakiemuś nieznajomemu, który mógłby okazać się starym zboczeńcem, który tylko czyha na okazję do gwałtu. 

- Szuka wymówek, wszędzie - odpowiedziałam. Tak naprawdę to był mój jedyny argument na tę niewiarę wobec Filipa. 

- Boi się - wymruczał pod nosem. 

- Skąd wiesz? - kolejny raz mnie zaskakuje. Stałam jak wryta, nasuwały mi się myśli, uwzględniłam w sekundzie podobieństwo między nimi, ale... to zbyt zamieszane, dlaczego miałby mnie okłamywać?

- Znam go - zarzucił w odpowiedzi. 

- Znasz? To po co tak grasz ze mną? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie, tak naprawdę mógłby mi go wystawić na tacy. Mógłby teraz przede mną stać i rozmawiać, rzucać tymi swoimi nietypowymi i lekko krępującymi żarcikami, a ja bym udawała, że śmieszą... to oczywiste, że widzę tyle możliwości do spotkania. 

- Uwierz, że to wszystko naprawdę nie jest takie proste... - powiedział, robiąc krok w moją stronę. Mówią, że w życiu nie przychodzi nic łatwo. Rozejrzałam się po okolicy i skrzyżowałam ręce na piersi, przyglądając się speszonemu mężczyźnie. 

- Wybacz, już myślę, że to wszystko jest na niby - zarzuciłam mu. Tego właśnie się nauczyłam przez ostatnie miesiące, wyciągać jakieś sentencje z jego tekstów i stosować się do nich. Niby miało to ułatwić życie, a tu proszę. No popatrz, nie dla psa kiełbasa, nie ma tak łatwo. 

- Marysiu, proszę... - spojrzał na mnie tymi swoimi oczętami, błagalnie wymruczał, prawie wyśpiewując lament świętokrzyski. 

- Dlaczego ja mam wszystkim ulegać? - dopytałam, nieco pewniej siebie. Podwyższyłam ton wypowiedzi, a przez brak kontroli zabrzmiałam mniej spokojnie. 

- Dobrze wiesz, że to nie tak - odpowiedział. Tak, to była odpowiedź na wszystko. 

- Teraz nawet gadasz jak on, słyszysz siebie w ogóle? - zacisnęłam piąstki i ostatnie słowa wypowiedziałam nieco ciszej, chcąc się uspokoić. 

- Wiem, że bardzo mu na tobie zależy - stwierdził podchodząc bliżej. Przytulił mnie, przywarł do siebie i stał tak chwilę, póki się nie oderwałam - mnie zresztą też - automatycznie  w moim gardle utknęła ogromna gula, przez co nie mogłam mu nic odpowiedzieć. Stałam jak wryta, spoglądając na niego z niemal wytrzeszczonymi oczami. 

Schylił się do mnie, głaskając mój prawy policzek. Zamknął oczy i... połączył nasze usta w krótkim pocałunku. 

SMS: Nie wierz w nic | Taco HemingwayDär berättelser lever. Upptäck nu