55

26 6 0
                                    

- Co! - ryknął Hogel don Pot, rzucając we służącego kieliszkiem wina. - Co!

- Co się stało? - zagadnął Cresvik, jego młodszy brat.

- Zabili Krysa! Zabili go, do jasnej cholery! A ten pies przynosi wieści, nie walczył nawet... Krew mnie zaleje... Dwadzieścia razów pasem, na gołe plecy! I jeden palec! Tak! Taka będzie zapłata! Wykonać!

- P... panie! Błagam... panie - Grasant wił się w żelaznym uścisku dwóch kolosów, ciągnących go do drzwi. - Błagam!

Gdy wrzaski ucichły, Cresvik siadł przy stole.

- Więc teraz ty dziedziczysz majątek... Niby powód do świętowania, ale... Szkoda Krysa. Kto to zrobił?

- Heretyckie świnie, bezbożnicy... Trójka Łowców Plugastwa, z tego co zrozumiałem... Dwóch chłopów i kobieta. Ten jeden nazywa się Treg, drugi Yorkish, a ta suka Ratt... Co myślisz bracie? Takie czyny wymagają kary. I taką dostaną! Zawołaj Atrixa, to też jego rzecz, to  rodzinna sprawa. Listia też może przyjść, co tam... Wypijemy za Krysa don Pota, pomścimy... Będziemy jeździć po Berawen aż do śmierci, ale przysięgam, złapiemy skurwieli! Na grób matki, Saodei don Pot i na grób ojca, Macresa don Pot! Wypatroszymy drani, a skórę powiesimy na ścianie!

Po stypie Hogel poprosił Cresvika na stronę.

- Wyślij zwiadowców. I tego swojego... Wiesz kogo. Niech ich znajdzie. I zabije. My mamy tu własne sprawy, na kasztelu... Jeśli sknoci, nie ma odwrotu. Ruszamy na pustkowia, na trakty, na miasta, wioski i wsie! Ale ich znajdziemy! Jasne?

- Jasne - mruknął Cresvik. W przeciwieństwie do swojego brata był opanowany, trzymał nerwy na wodzy.

- Pogadam z nim

Cresvik zszedł do najniższej piwnicy, do swojej pracowni. Pasjonował się alchemią, demonologią, astrologią i całą gamą nauk. Podczas gdy jego rodzeństwo biegało po okolicznych lasach, on czytał traktaty i podręczniki. Mimo chęci nie dostał się na wymarzoną uczelnię w Monkenmarcie, jednak się nie zniechęcał, dalej poznawał, chłonął, odkrywał... To w tych czasach poznał maga, Mistiriana Obedo... Teraz go przywoływał.

Zapalił świeczki, wziął łyka z kolbki wypełnionej krwią kruka i prochami jakiegoś sługusa. Plunął zawartością w świece, które zgasły, zaskwierczały.

- Czego znowu chcecie, don Potowie? Wydawało mi się, że spłaciłem swoje długi... - westchnął Mistirian Obedo.

- Nie wydaje mi się, Kruku. Podpisałeś dokumenty. Zaklęte dokumenty. Póki nie odwołam swej woli, jesteś mój. A gdyby przyszła ci myśl zdrady... zadam ci ból. Proste, a jakie praktyczne. Mam dla ciebie zadanie. Rusz tropem Filipa Trega, Carla Yorkisha i Marii Ratt. Zabij bez pardonu. Albo nie... Carla i Marię pokalecz, połam nogi, niech pamiętają... Ale Trega dostarcz żywego. Tu, na kasztel.

- To Łowcy, przynajmniej mężczyźni, co do kobiety pewności nie ma... polują na potwory. Według pogłosek, na czarnoksiężników też... - Obedo urwał, gdyż poczuł okropny ból na całym ciele.

- I co z tego? Dasz radę, jesteś magiem, by nie rzec "czarnoksiężnikiem"... Ruszysz za nimi - Cresvik rozluźnił uścisk na małej, szmacianej lalce.

- Kiedy, mości panie Cresviku don Pot?

- Teraz!

Gdy Kruk rozpłynął się w czarnej mgle, mężczyzna zamknął szmaciankę w żelaznej szkatułce, wraz z kilkoma innymi. Przez lata wykorzystywał ludzi w potrzebie, jeździł po włościach, traktach i wsiach, wysłuchiwał problemów, proponował rozwiązania, na pierwszy rzut oka korzystne... spisywali umowę zielonym atramentem, wiążącą ofiarę z usługodawcą. Na zawsze. Albo aż usługodawca nie okazał dobrej woli i nie zwolnił ofiary dobrowolnie. Było to niebezpieczne, gdyż wyswobodzona ofiarą często się mściła. Po jednym takim przypadku, Cresvik zaniechał wielkoduszności. Wraz z Mistirianem Obedo wysłał trzech Jeźdźców, odzianych na czarno jak noc, na czarnych jak noc rumakach, z czarnymi jak noc intencjami.

Kasztel rodu don Pot był małym, kameralnym zameczkiem z rozbudowaną siecią lochów. Kiedyś rodzina miała większe włości, kilka ogrodów i dwa pałace, jednak na skutek cięć budżetowych w wojsku i szlachcie, w czasach kryzysu, kilkanaście wielkich rodów się zbuntowało i zeszło na drogę łotrostwa, raubritterstwa.

To samo dotyczyło tejże rodziny, o której opowiada powyższy rozdział. Zadarli z prawem. Oskarżeni o czarodziejstwo, o bandyctwo, napadanie i mordy. Nie było dowodów, jednak poszkodowani wiedzieli swoje. I głęboko tej familii nienawidzili. Krys don Pot, najstarszy z piątki młodych dziedziców, po śmierci ojca i matki zamordowanych w Dzień Przemiany Trura, to on przejął cały majątek, jednak przez udowodnienie kilku przypadków napadów, Kryk Mocarz odebrał mu posiadłości i inne mienia.

Teraz rodzina gnieździła się w kasztelu na wzgórzu Yurty, między Potokiem Opatrznych, a jeziorem Karnal... I pragnęła zemsty na Filipie Tregu i jego kompanach. A czy jest coś gorszego niż rodowa wróżda? Zapewne tak.

Ale don Potowie myśleli inaczej. Sprawią, że sam Filip Treg, Pierwszy Łowca, będzie sądził że nie ma nic straszniejszego niż niełaska ich rodziny. A teraz chcieli wprowadzić swój plan w życie.

UPADŁE KSIĘGI #1 Czasy MgłyWhere stories live. Discover now